W jakich latach byłeś dyrektorem Instytutu Książki? Od 2008 do 2016 roku, osiem lat. Pamiętam, że spotkałem cię na Krakowskim Przedmieściu, na plecach miałeś mały plecaczek. Powiedziałeś, że idziesz załatwić pewną sprawę w Ministerstwie Kultury. Potem się okazało, że to była nominacja na dyrektora Instytutu Książki. Po jakimś czasie spotkaliśmy się w barku w hotelu Victoria i wtedy udzieliłeś mi pierwszego wywiadu jako dyrektor Instytutu Książki. Tego wywiadu nie pamiętam, ale pamiętam nasze spotkanie przed Ministerstwem, bo to było takie niezwykłe – ty, specjalista od książek, i ja, który szedłem do Ministerstwa wiedząc, że minister Bogdan Zdrojewski ma mi wręczyć nominację na dyrektora Instytutu Książki, co wtedy było jeszcze poufne. Pierwszym dyrektorem Instytutu Książki był Andrzej Nowakowski, został nim w styczniu 2003 roku. Byłem nawet obecny podczas wręczenia mu nominacji przez ministra Waldemara Dąbrowskiego w pustawych jeszcze pomieszczeniach Instytutu przy Rynku Głównym w Krakowie… Przed tym był Zespół Literacki, czyli grupa ludzi zajmujących się promocją polskiej literatury za granicą zorganizowana w krakowskiej Willi Decjusza przez nieodżałowanego Albrechta Lemppa, który zmarł w 2012 roku. Minister Waldemar Dąbrowski uznał, że konieczne jest stworzenie instytucji, która zajmie się właśnie sektorem książki, najszerzej pojętej. Czyli nie tylko udział w zagranicznych targach, ale również promocja polskich pisarzy i wydawców, jak też polskich wydarzeń kulturalnych związanych z książką i podobnych spraw. Chodziło o to, żeby pieniądze, które przepływały w Ministerstwie po różnych departamentach i nikt nie był w stanie sprawdzić, co się z nimi dzieje w całości, powinny być w jednym miejscu, żeby można było nimi racjonalnie zarządzać. Jednocześnie minister zlikwidował Departament Książki w Ministerstwie… Przypomnę jeszcze, że Zespół Literacki z Willi Decjusza pracował nad programem pamiętnego polskiego wystąpienia na Targach Książki we Frankfurcie w roku 2000, gdy Polska była gościem honorowym. To był właśnie czynnik, który spowodował, że pojawiły się organizacyjne struktury, które były związane z książką, i z nich później właściwie minister Waldemar Dąbrowski utworzył Instytut Książki. Nie byłeś bezpośrednim następcą Andrzeja Nowakowskiego, bo po nim dyrektorem Instytutu Książki była Magdalena Ślusarska… Tak, kierowała Instytutem Książki prze dwa lata, kiedy ministrem kultury był Kazimierz Michał Ujazdowski. Odwołał Andrzeja Nowakowskiego i powołał Magdalenę Ślusarską, po czym z kolei Bogdan Zdrojewski odwołał ją i powołał mnie. I kierowałeś Instytutem Książki przez osiem lat… Do ostatniego dnia marca 2016 roku, który przypadał w piątek. Tego dnia wręczono mi wypowiedzenie. Mianowany został Dariusz Jaworski… Który dalej pełni tę funkcję. Niedawno pojawiła się wypowiedź Andrzeja Nowakowskiego, że Instytut Książki, jak i Instytut Literatury, najlepiej byłoby zlikwidować. Potem opublikowałeś polemikę… Nawet do niego dzwoniłem i pisałem, bo uważam to za nierozsądne podejście. Powodów jest oczywiście bardzo wiele. Oczywiście nikt nie może twierdzić, że Instytut Książki w obecnym kształcie jest instytucją perfekcyjną. Natomiast nie bardzo wyobrażam sobie, co by się miało stać z tymi obszarami, którymi w tej chwili zajmuje się Instytut Książki. Czy odtworzyć Departament Książki w Ministerstwie Kultury albo przesunąć te działalności do jakichś innych instytucji? To nie wydaje mi się rozsądne. W czasach PRL-u i jeszcze w latach dziewięćdziesiątych w Ministerstwie Kultury był Departament Książki, który zresztą zmieniał swą nazwę… To był trochę styl zarządzania działami kultury podyktowany komunistycznym myśleniem. Uważam, że nowa struktura, czyli powołanie instytutów, które się zajmują różnymi obszarami kultury jest o wiele bardziej racjonalna, bo daje większą transparentność. Łatwiej jest śledzić przepływ pieniędzy. A poza tym uważam, że partnerzy z branży są lepiej traktowani przez taką instytucję jak instytut niż przez departament w Ministerstwie. Bo departament to zawsze władza i biurokracja, natomiast instytut …