Targi w Bolonii są unikalne pośród wielu tego typu „książkowych” imprez. Przyczyna leży w specyficznym produkcie wydawniczym, który powoduje, że krążąc pośród stoisk ponad 1200 wystawców łatwo ulec oszołomieniu kolorami, kształtami książek, ale także pomysłami na organizację prezentacji oferty. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że napotka tutaj rozradowane dzieci z rodzicami czy wycieczki szkolne. Informacja przy wejściu jest jednoznaczna: wstęp tylko dla dorosłych, dla profesjonalistów. Tutaj robi się biznes. Żadnych wróżek w szpiczastych kapeluszach rozdających dzieciom cukierki i baloniki! Najważniejsze spostrzeżenie, takie które przychodzi do głowy odwiedzającemu prawie natychmiast: czegoś tu brak… Tak! Panie i Panowie: ogłaszamy koniec sezonu na wampiry, wilkołaki, strzygi i inne stworzenia mroku. Romans książki dla niedorosłych z tymi stworzeniami nasilił się do poziomu histerii razem z sukcesem sagi Stephenie Meyers (jakkolwiek zaznaczyć trzeba, że ten wątek ma swoją głęboką tradycję w dyskutowanym sektorze). Na tegorocznych stoiskach w Bolonii naprawdę jednak trudno było już znaleźć kuzynów i braci błyszczącego Edwarda, nieumarłego bohatera „Zmierzchu”. Od razu rodzi się oczywiście pytanie o następców (zastępców). Cóż, odpowiedź nie jest prosta: lustracja oferty wydawców nie pokazywała jakiegoś oczywistego trendu tematycznego. Być może nowym wampirem/ Harry Potterem książki dla dzieci będzie … iPad? Bo to właśnie jest kolejne spostrzeżenie: na Targach w Bolonii właściwie nie wypadało pojawić się bez tego produktu firmy Apple. Właściwie każdy z wystawców nosił iPada pod pachą i starał się go używać do prezentacji swojej oferty, do robienia notatek czy fotografowania. Rzecz jasna: cały świat wydawniczy jest zakochany w iPadach, jednak specyficzny charakter oferty książkowej dla niedorosłych (ilustracje!) dodaje użyteczności tabletowi Apple w tym …