Przed erą internetu informacje o konkretnej oficynie czytelnik wyrabiał sobie na podstawie wydawanych przez nią tytułów. Wydawca miał określony profil wydawniczy i jego publikacje trzymały się tej linii programowej. Czasy PRL-u były pod tym względem proste, bo z powodu niedostatków rynkowych prawie każda nowo wydana książka, bez względu na temat, autora czy gatunek literacki cieszyła się powodzeniem. Nakłady sprzedawano w setkach tysięcy egzemplarzy. W 1950 roku w Polsce działało 14 wydawnictw, rok później – 19. Wiadomo było, że literaturę piękną wydawał PIW oraz Wydawnictwo Literackie i Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik, fani fantastyki polowali na książki w Iskrach i KAW-ie, a książeczki dla dzieci wydawała Nasza Księgarnia, zaś bardziej ambitnej, filozoficznej literatury szukano wśród książek wydawanych przez IW PAX. Literaturę niezgodną z oficjalnymi wytycznymi czytelnicy sprowadzali z zagranicy, a w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych szukali u wydawców podziemnych, w tzw. drugim obiegu. Po transformacji ustrojowej sytuacja ulegała zmianie, uwolnienie rynku spowodowało, że wraz z liczbą tytułów zaczęła rosnąć liczba podmiotów je wydających. Dziś funkcjonuje około kilkunastu tysięcy firm, które zajmują się działalnością wydawniczą, ale oczywiście tych, które tworzą polski rynek książki jest zdecydowanie mniej, ale do Biblioteki Narodowej w ramach obowiązkowego egzemplarza trafia rocznie ponad 35 tys. tytułów. To kolosalna zmiana w stosunku do sytuacji sprzed lat, głównie dla czytających i kupujących książki. Trudno w takim zalewie znaleźć te, które nas interesują. Skąd czytelnik ma wiedzieć, jakie książki wydaje dany wydawca? Niektórzy, najczęściej ci dłużej prosperujący, wypracowali sobie image i ich nazwa budzi określone skojarzenia u czytelników. Taki wizerunek to skarb. Dziś mało który wydawca robi badania na temat tego, jak i czy jest rozpoznawalny na rynku, a tych o wyrazistym profilu, kojarzącym się z określonymi wartościami jest na rynku niewielu. Krótka ankieta wskazała, że są to m. in. Wydawnictwo Literackie (założone w 1953 roku), Prószyński i S-ka (założone już po transformacji ustrojowej w 1990 roku) czy Świat Książki (działające w Polsce od 1994 roku, ale po kilku przekształceniach) lub SIW Znak (na rynku od 1959 roku). Przypisywano im trafnie tę literaturę, którą w istocie wydają. Przyjrzałam się kilku wydawcom i ich metodom informowania klientów o swoich profilach wydawniczych: jakich tematów należy u nich szukać i jakie gatunki literackie wydają. Czy i w ogóle taka informacja jest potrzebna czytelnikom, partnerom biznesowym? Czy ważne kiedyś i inherentne dla branży pojęcie profilu jest przez nią używane i jak? Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że niełatwo na stronach konkretnych wydawców trafić na taką informację. Wielu, w tym np. Grupa Wydawnicza Foksal, informacje o swoim profilu zamieszcza na stronie internetowej w zakładce „O Nas”. Intuicyjnie do tej zakładki trudno dojść. Trzeba się wysilić, by trafić. Z kolei na stronie internetowej wydawnictwa Zysk i S-ka takiej zakładki w ogóle brak, dopiero po kliknięciu w konkretny tytuł, możemy na dole strony znaleźć zakładkę „o firmie”, gdzie zamieszczono informację, że 30 proc. oferty wydawnictwa to książki popularnonaukowe i naukowe, reszta oferty nie jest już liczona procentowo i nie wiemy, ile procent zajmują książki z psychologii, socjologii, pedagogiki i politologii, a ile książki dziesięciu autorów wymienionych z nazwiska. Nie znalazłam opisów profili na stronach internetowych wielu wydawców, częściej już zamieszczają ją w mediach społecznościowych, wymieniając wszystkie możliwe gatunki, które wydają albo mają zamiar wydawać. Trudno na tej podstawie wyrobić sobie opinię o profilu. Czasami sam wydawca podaje w rozlicznych źródłach różne informacje o sobie. I tak na stronie wydawnictwa Insignis nie ma informacji o linii wydawniczej, na Wikipedii czytamy, że specjalizują się w literaturze fantastyczno-naukowej, poradnikowej, biograficznej oraz beletrystycznej, a już na profilu na Face booku jest napisane, że ich domeną jest literatura faktu, a także beletrystyka, poradniki i literatura popularnonaukowa... Dłuższą notę można znaleźć o nowopowstałym imprincie Insignis, czyli słowa fale a także, ale głównie dotyczącą samej nazwy, a książki, które mają się ukazywać pod tą marką będą, jak zapewnia wydawca – „wyjątkowe”. Ewidentnie wydawcy uciekają od samookreślenia profilu wydawniczego. Większość z nich zapewnia, że kocha dobre książki, że wydaje książki z najwyższej półki, względnie światowe bestsellery znakomitych autorów itp. Może dlatego, że większość wydawców prowadzi swoje strony internetowe jako sklepy? A w sklepie musi być wszystko, groch z kapustą, i takimi wielobranżowymi sklepikami chcą być e-księgarnie poszczególnych wydawców. Nieustannie poszerzając swoją ofertę, wydawca szuka tytułu, który stanie się kurą znosząca złote jaja. Ryzykuje odejściem od swojej linii programowej w poszukiwaniu bestsellera. Wydawcy eksperymentują z gatunkami i tematami. To pewnie jeden z powodów, dla którego unika się określeń wprost, jaki profil wydawniczy jest ich domeną. Co ciekawe, niektórzy wydawcy kategorycznie ogłaszają profil wydawniczy à rebours, czyli w informacji dla potencjalnych autorów piszą: „Nie przyjmujemy poezji ani dramatów”. Wolą wymienić to, czego nie wydają niż to, co publikują. Może dlatego, że deklaracja o konkretnym profilu wydawniczym sprawiłaby, że mógłby ich ominąć bestseller w stylu przygód Harry`ego Pottera czy „50 twarzy Greya”. Profil – pojęcie kiedyś kluczowe dla wydawcy, dziś straciło na znaczeniu i przechodzi swoistą metamorfozę. Zapytałam kilku wydawców, czy uważają to za istotne i czy widzą w tym jeszcze sens. – Pojęcie „profil wydawnictwa” ma sens w przypadku wydawnictw mocno sprofilowanych jak PWN, wydawnictw edukacyjnych, zakonnych, dziecięcych albo małych oficyn, …