- Literackie duety to nie jest zjawisko szczególnie powszechne. W jaki sposób rozpoczęła się wasza wspólna praca? Stefan Thunberg: - Szwecja to mały kraj. Poznaliśmy się dziesięć lat temu, gdy pracowałem tylko w branży filmowej, planowaliśmy wspólny projekt, ale finalnie nic z tego nie wyszło. Jakiś czas temu, chyba dwa i pół roku... Anders Roslund: - Cztery lata temu. S.T.: - Cztery! Jak ten czas leci. W każdym razie historia zawarta w "Rodzinnym interesie" jest historią mojej rodziny. Od czasu serii napadów moich braci na szwedzkie banki minęło ponad dwadzieścia lat, więc byłem już gotowy się z nią zmierzyć. Nie chciałem jej jednak przedstawić w postaci scenariusza filmowego, a jednocześnie nie posiadałem odpowiednich umiejętności, żeby napisać dobrą powieść. Podczas spotkania z Andersem okazało się, że mamy identyczne spojrzenie na opowiadanie. Pochodzimy z różnych branż, ale obaj jesteśmy opowiadaczami. - Nie było stałego podziału - Anders ma swoją działkę, ty masz swoją? S.T.: - Nasze pisanie zawsze zaczynało się od tego, że razem siadaliśmy i zaczynaliśmy dyskusję o strukturze, fabule i głównym temacie książki. I tak przy każdym rozdziale, od początku do końca. Opracowaliśmy dialogi, sceny, aż dochodziliśmy do całości. Później Anders za pomocą swych utalentowanych palców przekształcał zebrany materiał w poszczególne strony książki. A.R.: - Większość moich kolegów po zakończeniu tego etapu od razu bierze się za kolejną książkę. Ciągle chcą pisać coś nowego. Nie kusi ich ciężka i nudna praca nad teoretycznie gotowym materiałem. Stefan jest znanym szwedzkim filmowcem, a oni podchodzą do tego inaczej. Film ciągle się poprawia. Zaskoczyła mnie niesamowita energia jaką Stefan miał do dalszej pracy. Zaskoczyła, ale też ucieszyła. S.T.: - Dla scenarzysty poprawianie i przepisywanie to właśnie jest pisanie. Czasem powstaje nawet dziesięć wersji tego samego tekstu! A.R.: - Co ciekawe, ja wcale nie szukałem historii z zewnątrz. Jestem autorem siedmiu powieści kryminalnych, mam własne pomysły i wiem, nad którymi z nich warto pracować. Historią "gangu wojskowego" żyła jednak nie tylko cała Szwecja, ale również ja sam, ponieważ przez trzy lata zajmowałem się nią jako reporter telewizyjny. Nie mogłem przepuścić okazji, aby przyjrzeć się tej opowieści ponownie po dwudziestu latach, w końcu znając wszystkie szczegóły. - Zawarta w "Rodzinnym interesie" opowieść jest więc czymś bardzo osobistym dla was obu? A.R.: - Wgląd w życie członków gangu pokazał, że nasza książka w rzeczywistości dotyczyć powinna tragicznej historii rodziny, a nie tylko napadów na banki. Właśnie ten tragizm napędza tok opowieści. Wszystko prowadzi do kulminacyjnego momentu spotkania ojca i najstarszego syna. Sam doświadczyłem przemocy w dzieciństwie i zawsze poszukiwałem odpowiedzi na pytanie: "czym jest przemoc oraz jakie są jej skutki?". Moje własne zainteresowania połączyły się z bardzo osobistą historią z życia Stefana i jego braci. S.T.: - Konflikt między ojcem i synem jest główną osią całej opowieści. Ja przeżyłem tę historię. Gdy dwadzieścia lat temu, dzień przed Bożym Narodzeniem, wróciłem do swojego małego mieszkanka pod Sztokholmem i włączyłem telewizję, zobaczyłem relację z napadu trójki mężczyzn na bank. Wiedziałem, że jeden z nich to mój brat, ale po kilkunastu minutach zdałem sobie sprawę, że drugim ze sprawców jest nasz ojciec. Nie rozumiałem w jaki sposób mój najstarszy brat i ojciec po latach walki nie tylko znów się spotkali, ale zdecydowali się obrabować razem bank. Co oczywiście okazało się błędem, bo obaj zostali złapani, przez co wyszły na jaw okoliczności wcześniejszych napadów. Wtedy jednak tego nie wiedziałem i gdy przeraźliwie zmęczony kładłem się spać, byłem pewny, że obaj tego dnia zginą. Po latach wciąż mam obsesję tamtej nocy i wielokrotnie wraz z Andersem zastanawialiśmy się, co w takich chwilach ojciec może powiedzieć do syna, a co syn do ojca. A.R.: - Ten konflikt nie bez powodu definiuje całą opowieść. Stefan mówił mi kiedyś, że kłótnia starszego brata z ojcem to wręcz pierwsza rzecz jaką pamięta! - Wasze przeszłe doświadczenia z pracy dziennikarza i scenarzysty m.in. serialu o słynnym Kurcie Wallanderze okazały się pomocne? A.R: - Jako reporter tylko sprawozdawałem pojawiające się wydarzenia. …