Jak Publio.pl jest usytuowane organizacyjnie w ramach koncernu Agora? Platforma działa w ramach pionu Projektów Specjalnych, w segmencie Film i Książka. Czy to znaczy, że jesteście porównywalni z innymi inwestycjami technologicznymi Agory, czy bardziej z tradycyjną działalnością tego pionu czyli projektami wydawniczymi? Trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Sam fakt, że Publio usytuowano w obszarze biznesu wydawniczego świadczy o bardzo merytorycznym podejściu do tego przedsięwzięcia. Zresztą znaczna część osób pracujących w Publio ma doświadczenie z branży wydawniczej, co wymiernie wpływa na relacje z wydawcami. Oczywiście korzysta również z bogatego doświadczenia naszych pracowników w obszarze e-commerce. Sami porównujemy się bardzo mocno z konkurencją i jesteśmy naprawdę bardzo blisko tradycyjnego rynku wydawniczego. Czy to oznacza, że biznesowe wymagania stawiane przed platformą są niższe? Z pewnością nie. Oczekiwania odnośnie wyników finansowych i rentowności Publio są bardzo konkretne i możliwe do zrealizowania. Skupiłabym się jednak na sposobie realizacji tych zadań – Publio stara się być partnerem wydawców, ponieważ bez dobrej oferty nie udałoby nam się wiele zdziałać, nawet mając do dyspozycji tak potężne możliwości promocyjne, jakie oferują wykorzystywane przez nas media Grupy Agora. Właśnie dzięki temu, że jesteśmy tak blisko branży mamy poczucie dobrego zrozumienia wydawców i ich potrzeb. Możemy też wychodzić naprzeciw ich obawom, których nie brakuje gdy rozpoczyna się działalność na tym – dla wielu w dalszym ciągu dość nowym – rynku. Do niedawna sama byłam wydawcą i obawiałam się, że książka elektroniczna może zagrozić papierowej. Jednak nic takiego się nie dzieje i nie zanosi się na to, aby tego typu scenariusz mógł się wkrótce ziścić. Ale bardziej bałaś się dominacji e-książek nad papierowymi czy procederu kradzieży wersji cyfrowych? Rzeczywiście, obawy związane z rozwojem piractwa są w branży dość żywe, ale raczej obawiałam się tego, że wydawcy mogą zacząć konkurować na jednym rynku formą książki. To i inne nasze doświadczenia wydawnicze bardzo przydają się w trakcie trudnych rozmów z wydawcami, którzy do rynku e-publikacji nadal jeszcze podchodzą z rezerwą. Wśród wydawców wciąż sporym problemem jest na przykład ustalenie momentu premiery wydania cyfrowego. A przecież zdarza się już tak, że do wydania książki elektronicznej dochodzi jeszcze przed wprowadzeniem tytułu do sprzedaży w wersji papierowej. Coraz częściej zdarza się, że premiery obu wersji mają jeden termin, a czasem papier nadal wyprzedza wydanie elektroniczne. Jednak decyzja w tym zakresie zawsze pozostaje w kompetencjach wydawcy, a platforma taka jak Publio musi opracować odpowiednią strategię promocyjną. Czy na obecnym etapie rozwoju rynku e-książek minimalnym standardem nie powinna być równoczesna premiera wydania papierowego i cyfrowego? Moim zdaniem tak właśnie powinno być i potwierdzają to przykłady z rynku. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że premiera e-wydania przed edycją papierową pomaga tej drugiej, a na pewno jej nie szkodzi. W jaki sposób produkt wydawałoby się nadal słabszy w rynkowym odbiorze, jakim jest e-book, pomaga wersji drukowanej? W tym przypadku istotny jest sposób komunikacji. Pamiętajmy, że e-książkę promujemy pokazując jej okładkę, podpinając linki kontekstowe do materiałów informacyjnych typu wywiady czy artykuły, a użytkownik, który ogląda okładkę w sieci, może nie do końca zdawać sobie sprawę, że ma do czynienia z e-bookiem, czyta „podsunięte” mu materiały, a dzięki temu sama książka zyskuje także lepsze pozycjonowanie w sieci. Ten cały ekosystem wspiera sprzedaż. Książka papierowa ukazująca się za jakiś czas na rynku także korzysta z tak przygotowanego promocyjnego podłoża. Warto też pamiętać, że Publio dysponuje potężną machiną w postaci serwisów internetowych Agory, wykorzystywanych do komunikacji, ale takiego narzędzia należy używać umiejętnie, dostosowując działania do typu publikacji czy jej treści. Rozmowa o dystrybucji e-booków nie może obyć się bez pytania o ceny. E-wydanie poprzedzające premierę papierową wymaga dodatkowego postępowania w tym zakresie. Jakie rozwiązania doradzacie wydawcom w takich sytuacjach? Cena czyni cuda… wciąż jeszcze tak jest. Ale w Publio wierzymy, iż nie tylko cena decyduje o zakupie, że są e-książki, które chce się mieć bez względu na ich koszt. Oczywiście, cena w przedsprzedaży zawsze będzie niższa od sugerowanej ceny e-booka. Ale z drugiej strony bardzo agresywne podejście do ceny e-książki nie musi być standardem rynkowego postępowania. Cena to w znacznym stopniu kwestia indywidualna, zależna od rodzaju publikacji i jej specyfiki, na przykład od tego, czy mamy do czynienia z kolejnym tomem popularnej serii, czy po prostu z kolejną powieścią kryminalną w postaci cyfrowej. Przykładowo obecnie sprzedajemy nową książkę Andrzeja Stasiuka „Wschód”. Oczywiście jej cena premierowa jest niższa. Ale nadal to ponad 20 zł, a więc wielu klientów może uznać ją za dość wysoką jak na e-book. Okazuje się jednak, że e-książka nie musi kosztować 9,99 zł, żeby się dobrze sprzedawała. Staramy się, aby w momencie premiery cena była niższa, ale nie schodzimy z nią bardziej niż wymaga tego sytuacja, w tym rodzaj publikacji, jej treści, autor itd. A zdarza wam się zejść z ceny kosztem własnej marży, de facto bardziej inwestując w sprzedaż danego tytułu? To elementy gry marketingowej, o której wolałabym nie mówić. Docelowo naszym zadaniem jest dbałość o własną marżę, choć wyjątki zawsze się zdarzają. Prowadzimy biznes, którego właściciel oczekuje od nas utrzymania rentowności. A marża dystrybucyjna na poziomie 30 proc. zapewnia rentowność? Na to pytanie nie mogę niestety odpowiedzieć, przede wszystkim dlatego, że Publio.pl jako część spółki giełdowej objęte jest także bardzo konkretnymi zasadami w zakresie raportowania wyników finansowych… W takim razie powiedz proszę, jakich twoim zdaniem bodźców rozwojowych brakuje rynkowi e-książek w Polsce? Elementy, które ograniczają rozwój rynku e-booków podzieliłabym na zewnętrzne i wewnętrzne. Do pierwszych należy przede wszystkim niski poziom czytelnictwa. Na dobrą sprawę wciąż obracamy się w grupie 11 proc. czytających siedem i więcej książek rocznie, jak wynika z dostępnych badań Biblioteki Narodowej. Z drugiej strony – wiemy to i czujemy na własnym przykładzie, że e-czytelnicy czytają więcej niż przeciętni czytelnicy. Wyraźnie widać, że czytniki są zazwyczaj zapełnione tytułami, a lektura dotyczy kilku pozycji jednocześnie. To zresztą jest charakterystyczne dla tego sposobu konsumowania treści. Według mnie tym co ogranicza rynek jest też wciąż mała liczba czytników. Obecnie jest ich w Polsce ok. 100 tys., jednak wciąż nie jest to najpopularniejszy nośnik, na którym się czyta. Warto wspomnieć, że dzięki istnieniu mobilnej aplikacji Publio coraz więcej osób czyta e-booki na tabletach czy nawet smartfonach… Ach ta autopromocja… Tylko pozornie, bo fakty są takie, że aplikacja mobilna bardzo pozytywnie wpływa na poszerzanie grupy odbiorców naszej platformy. W takim razie zdradź nam proszę statystykę związaną z liczbą zarejestrowanych instalacji… Liczba pobrań aplikacji Publio na urządzenia z systemami iOS, Android, Windows i Windows Phone wynosi łącznie 16 tys. Jakie inne hamulce rozwoju branży jeszcze dostrzegasz? W dalszym ciągu mamy do czynienia z powszechnym brakiem świadomości, że za treści cyfrowe trzeba płacić. Stale zmagamy się z sytuacjami, w których np. internauci na profilach wydawnictw w mediach społecznościowych pytają, gdzie mogą znaleźć link do darmowej wersji wybranej e-książki, bo mają już jej wcześniejsze części. Całą branżę i nas nadal zdumiewa, że istnieje społeczne przekonanie, iż książkę elektroniczną można mieć za darmo w przeciwieństwie do drukowanej. Wciąż brakuje nam też odpowiednio szerokiej backlisty. Na waszych łamach mówił o tym niedawno Marek Dobrowolski jako o problemie całej branży – wspominał m.in., że nie opłaca się inwestować w rozwój backlisty, bo to oznacza pozyskiwanie praw i płacenie …