Czy ksiądz rozbija jedność Kościoła?Na miłość boską, i co jeszcze! Ponad rok temu kuria wydała komunikat w sprawie moich wypowiedzi na temat księży, którzy współpracowali ze Służbą Bezpieczeństwa. Otrzymałem zakaz publicznego wypowiadania się o lustracji duchowieństwa i temu zakazowi podporządkowałem się. Przez rok liczyłem na zmianę stanowiska, a skoro się nie doczekałem, skierowałem do sądu kościelnego pozew przeciwko autorowi komunikatu – kanclerzowi kurii. Sąd jednak sprawę oddalił, pozbawiając mnie możliwości obrony dobrego imienia. Odrzucono mój pozew posiłkując się kruczkiem prawnym. Jakim? Że nie mogę skarżyć się na kanclerza kurii, bo sąd jest częścią kurii. Sprawiedliwości mam szukać gdzie indziej, najpewniej w Rzymie. Domaga się ksiądz sprawiedliwości? Tak jest. Proboszczowie odmawiają mi prawa do głoszenia kazań, gdyż obawiają się reakcji zwierzchników. Od roku odprawiam msze najzupełniej prywatnie, w kaplicy w Radwanowicach, gdzie prowadzę Fundację im. Brata Alberta zajmującą się niepełnosprawnymi umysłowo. Jak pan pewnie wie, jestem też duszpasterzem Ormian w Polsce. Kiedyś chciałem spotkać się z jedną ze wspólnot ormiańskich w pewnym mieście. Specjalnie pojechałem tam wcześniej do proboszcza, a on mi mówi: „Proszę księdza, nie mam nic przeciw Ormianom, ale ksiądz jest oskarżony o rozbijanie jedności Kościoła i ja nie mogę udostępnić księdzu świątyni”. Rzeczywiście, zarzut postawiony księdzu nie należy do błahych. To jest zarzut straszny! Zarzut stawiany Marcinowi Lutrowi czy Janowi Husowi! Dopóki tamten komunikat nie zostanie odwołany, żaden ksiądz nie poprosi mnie na rekolekcje, niezależnie od tego, jakie ma zdanie o lustracji i co sądzi o mojej książce. Książka „Księża wobec bezpieki” nie została oskarżona, ksiądz i owszem. No tak, do tego przynajmniej oficjalnie proces lustracji w Kościele ruszył, po aferze z arcybiskupem Wielgusem specjalnie powołane komisje kościelne rozpoczęły badania, ja tylko zostałem z tym ciążącym na mnie od roku oskarżeniem. Że ma ksiądz w kurii nieprzyjaciół to pewne, a przyjaciół? Oficjalnie nikt mnie nie poprze, a nieoficjalnie? Owszem, pewien biskup rozmawiał ze mną, prosząc, bym nikomu o tym nie powiedział. Oczywiście, wielu ludzi w Kościele chciałoby ostatecznie rozwiązać kwestię lustracji, a po sprawie abp. Wielgusa wydawać się mogło, że nastąpił przełom. Później jednak wahadło przechyliło się w drugą stronę, a w kurii krakowskiej, cóż, kardynał Stanisław Dziwisz wciąż powołuje się na Jana Pawła II, ale w tej konkretnej sprawie dolewa tylko oliwy do ognia. Albo on, albo jego najbliższe otoczenie. Dlaczego? Jedyne racjonalne wytłumaczenie jest takie, że w swych badaniach dotknąłem zaledwie wierzchołka góry lodowej. Przekonuję się o tym obecnie, pracując nad suplementem do „Księży wobec bezpieki” i poznając nowe,jeszcze poważniejsze sprawy niż te, o których napisałem. Czy myśli ksiądz o przypadkach, z którymi zetknął się po uzyskaniu dostępu do archiwów NRD-owskiego Stasi?Tak, obrazują one stopień infiltracji Watykanu przez wywiad komunistyczny. Ale też nie popadajmy sami w obsesję, bo dojść można by do wniosku, że wszyscy donosili, a to byłby absurd. Poznałem jednak szereg trudnych spraw, szczególnie z tak zwanym podglebiem obyczajowym. Myślę, że to ich hierarchowie obawiają się najbardziej. Tylko, że niczego nie da się już schować pod korcem, zamieść pod dywan. Mogę przerwać badania, ale ktoś przyjdzie na moje miejsce. Od samego początku pisaniu przez księdza książki „Księża wobec bezpieki” towarzyszył nastrój sensacji. A ja wcale nie miałem zamiaru pisać o agentach w sutannach, jak głoszono wokół. Moją intencją było zmierzenie się ze sprawami, które znałem z autopsji, głównie z lat 80. Tytuł książki wybrałem świadomie, bo dotyczy całej panoramy postaw prezentowanych przez duchownych. Nieprzypadkowo tę prezentację zaczynam od swych przyjaciół, świętej pamięci księży Kazimierza Jancarza i Adolfa Chojnackiego. Tym bohaterom zmagań z systemem komunistycznym poświęciłem swą pracę. Rozwój wypadków jak i moja dalsza archiwalna kwerenda spowodowały, że rzeczywiście książka się rozrastała, przybywało faktów, często niezwykle przykrych. Ale ja już wyjścia nie miałem, a przypomnę, że w czerwcu zeszłego roku kardynał Dziwisz spotkał się ze mną pod pomnikiem Jana Pawła II i przy dziennikarzach udzielił zgody na moje dalsze badania. Dwa miesiące później był tu u mnie, w Radwanowicach i osobiście poprosił, bym nie poruszał w książce spraw obyczajowych. Tak też uczyniłem, tym chętniej, że było to zgodne z moim odczuciem: obyczajówka miała przecież na ludzi przeróżne „haki” – i prawdziwe, i nieprawdziwe. Kardynał zmienił jednak zdanie na mój temat w tydzień po oddaniu przeze mnie książki do wydawnictwa. Może dlatego, że zdążył się z nią zapoznać. Takie też słuchy …