– Pani Edyto, w lipcu ubiegłego roku pisaliśmy o powołaniu pani do zarządu wydawnictwa, ale pani związek z Arkadami jest znacznie dłuższy…
– Edyta Krzeszczakowska: Znacznie! Do pracy przyszłam we wrześniu 1991 roku, gdy Arkady były jeszcze firmą państwową. Przyjmował mnie dyrektor Stefan Muszyński, trafiłam do redakcji technicznej. A gdy firma była prywatyzowana w 1992 roku, podobnie jak inni pracownicy wykupiłam udziały i stałam się wspólnikiem. Przez lata pracowałam w dziale produkcji. Ukończyłam również kurs dla rad nadzorczych i przez kilka lat byłam w Radzie Nadzorczej wydawnictwa.
– Jakie miała pani przygotowanie zawodowe?
– EK: Ukończyłam Studium Poligraficzne w Warszawie przy ul. Stawki ze specjalizacją redakcja techniczna. Potem studia w Szkole Głównej Handlowej na kierunku „Zarządzanie i marketing”, a także studia w Wyższej Szkole Zarządzania i Marketingu ze specjalizacją „Zarządzanie zasobami ludzkimi”. A ostatnio – studia podyplomowe „Menadżer kultury” na SGH.
– Przeszła pani przez różne funkcje w wydawnictwie…
– EK: Tak, to prawda – od redaktora przez kierownika działu produkcji. Wtedy współpracowałam z panem Wiesławem Pyszką, wieloletnim dyrektorem produkcji w Arkadach. W lipcu ubiegłego roku zostałam wybrana przez Zgromadzenie Wspólników na stanowisko wiceprezesa zarządu. I od tego czasu zarząd jest dwuosobowy, prezesem od czasu prywatyzacji, czyli od 1992 roku, jest Janina Krysiak. W firmie zajmuję się wieloma sprawami, głównie merytorycznymi, nadzoruję prace działu promocji i marketingu, działu handlowego, a ponadto ściśle współpracuję z panią Elżbietą Przyłuską, która jest u nas od maja tego roku redaktor naczelną. Bardzo się z tego cieszę. Jest osobą młodą, ale z odpowiednim wykształceniem, a także z doświadczeniem. Obecnie kontynuuje prace nad tytułami, które już wcześniej znalazły się w planie wydawniczym, a które musimy dokończyć, bo zatrzymała nas pandemia. Mamy podobne wizje i dobrze nam się współpracuje.
– Pani Elżbieto, o pani też już pisaliśmy, gdy rozpoczęła pani pracę w Arkadach, i wiemy, że poprzednio pracowała pani w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, w Departamencie Dziedzictwa Kulturowego za Granicą i Strat Wojennych. Czy wydawała tam pani książki?
– Elżbieta Przyłuska: Koordynowałam prace związane z projektami wydawniczymi i promocyjnymi.
– Dla wielu osób może zaskoczeniem być informacja, że Ministerstwo jest wydawcą! Jednak w informacji o zadaniach Departamentu, w którym pani pracowała, jest sformułowanie o „nadzorze nad przygotowaniem do druku publikacji dotyczących strat wojennych i restytucji dóbr kultury, polskiego dziedzictwa kulturowego i miejsc pamięci poza granicami kraju”. Gdy zapoznałem się z tymi tytułami, to jednak przekonałem się, że są to bardzo cenne pozycje, których z pewnością nikt inny nie mógłby wydać…
– EP: Są to książki zwykle bardzo niszowe i specjalistyczne. We wspomnianym przez pana Departamencie pracowałam dwa lata w Wydziale ds. Restytucji Dóbr Kultury, który zajmuje się stratami wojennymi, i przygotowywałam m.in. publikacje z tej dziedziny. To niezwykle ciekawy i wciąż nie dość spopularyzowany temat. Można go na różny sposób „sprzedać”, ale na polskim rynku książki problematyka strat wojennych właściwie nie istnieje. Nie ma zbyt wielu tytułów poruszających to zagadnienie i raczej nie przynoszą zysku. Ministerstwo z pewnością wypełnia pewną lukę. Myślę, że jego rola – zachowania pamięci o naszym dziedzictwie kulturowym – bardzo się tu sprawdza. To wspólne dobro, ogniwa naszej tożsamości. Pierwsze rejestry szkód, których doznały polskie zbiory publiczne i prywatne, opracowywane były przez polskich muzealników, historyków sztuki czy archiwistów już we wrześniu 1939 roku. Przy tym Departament jest całkowicie niezależny od opcji politycznych. Pracowałam wśród ludzi, którzy są zafascynowani tym, co robią, bardzo zaangażowani, mają rozległą wiedzę i odpowiednie kwalifikacje. Wiele się od nich nauczyłam.
– Czy sama pani redagowała książki, o których mówimy?
– EP: Moja rola polegała głównie na realizowaniu i koordynowaniu zadań związanych z całym procesem wydania książki – od wyłonienia w procedurze zapytania ofertowego grafika tworzącego projekt okładki i layout przez zabezpieczenie praw do zdjęć, wyłonienie osoby redagującej tekst czy robiącej korektę – i sprawdzenie, czy te prace zostały dobrze wykonane, po finał, jakim jest przetarg na druk. Dbałam m.in. o to, by zachowywać wszystkie wymagane w administracji publicznej procedury i terminy, w które wtłoczony jest proces twórczy nad książką. Niedługo w koedycji z Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau ukaże się „Poselstwo RP w Bernie. Przemilczana historia” dr Danuty Drywy z Muzeum Stutthof w Sztutowie. Bardzo ważna pozycja o ratowaniu Żydów przez polskich dyplomatów w czasie II wojny światowej. W zeszłym roku ukazał się album „Dzieła Utracone. Dzieła Odzyskane” prezentujący sto wizerunków dzieł sztuki utraconych w czasie wojny i dziesięć ostatnio odzyskanych, choć jest ich oczywiście dużo więcej. Ale zajmowałam się nie tylko publikacjami, także upowszechnianiem wiedzy o restytucji dóbr kultury innymi sposobami, by coraz więcej osób było świadomych, jak istotny jest to temat. Warto chociażby przeglądać aukcje internetowe dzieł sztuki na całym świecie, mając z tyłu głowy, że czasami są na nich wystawiane także polskie straty wojenne.
– Do Departamentu, w którym pani pracowała, trafiają najczęściej albo historycy, historycy sztuki, albo prawnicy. A co pani studiowała?
– EP: Jeszcze są tam archeolodzy! I oczywiście osoby po innych kierunkach, z cenną wiedzą i umiejętnościami. A moje przygotowanie to ukończone studia na polonistyce, które z czasem poszerzyłam o historię sztuki. Oba kierunki na Uniwersytecie Warszawskim. Nie sądziłam, że się na historię sztuki dostanę, bo selekcja była ostra. Rozmowę kwalifikacyjną prowadzili ze mną wybitni historycy sztuki – dr hab. Antoni Ziemba i prof. Maria Poprzęcka – byli bardzo życzliwi i ciekawi tego, co powiem. No i udało się.
– EK: Oboje są naszymi autorami. Zależy nam na tym, by współpracować z najlepszymi specjalistami w swoich dziedzinach i dokładamy starań, aby nasze pozycje były wydawane na wysokim poziomie merytorycznym i poligraficznym. Dodam przy tym, że książki drukujemy zwykle w polskich drukarniach, no chyba że jesteśmy zobligowani na przykład zapisami umowy koedycyjnej do drukowania ich za granicą.
– Pani Elżbieto, o czym pisała pani prace dyplomowe?
– EP: Na polonistyce napisałam monografię o mało znanym autorze Ludwiku Sztyrmerze, uznawanym za prekursora polskiej prozy psychologicznej i za jednego z pierwszych polskich twórców prozy fantastycznej. Tworzył w okresie romantyzmu, ale nie był poetą, lecz pisał powieści i zabawne opowiadania o ludziach szalonych. A na historii sztuki przygotowałam pracę o dziełach współczesnego artysty – Wiktora Gutta, rzeźbiarza, wykładowcy warszawskiej ASP, gdzie prowadzi Pracownię Rzeźby na Wydziale Wzornictwa w Katedrze Malarstwa, Rysunku i Rzeźby. Z jego pracami po raz pierwszy zetknęłam się na studiach – w warszawskiej Kordegardzie trwała wystawa „Viva la muerte!”. To było dla mnie bardzo mocne przeżycie. Jest – w moim przekonaniu – jednym z najwybitniejszych polskich artystów, o imponującym dorobku, ale słabo znanym szerszej publiczności. Nie szuka rozgłosu, nie promuje się, po prostu tworzy. Piszę książkę o istotnym wątku jego działań – „Rozmowach”, które realizuje od lat siedemdziesiątych XX wieku do dziś – tylko nie mogę jej skończyć, ale wierzę, że wreszcie mi się to uda.
– Bardzo duża rozpiętość zainteresowań!
– EP: To może dodam tylko, by jeszcze bardziej ubarwić swój życiorys, że redaktorskiego i dziennikarskiego warsztatu tak naprawdę uczyłam się u strażaków – w Komendzie Głównej Państwowej Straży Pożarnej. Byłam redaktorem miesięcznika „Przegląd Pożarniczy”, potem sekretarzem redakcji i zastępcą redaktora naczelnego. Pisałam dużo artykułów, m.in. o zabezpieczeniu przeciwpożarowym zabytków. Te wszystkie stałe urządzenia gaśnicze, instalacje sygnalizacji pożaru, przegrody pożarowe, klapy oddymiające… Zupełnie inaczej spojrzałam wtedy na obiekty zabytkowe; nie chodziło już tylko o to, kiedy powstały i w jakim stylu, ale przede wszystkim – jak są zabezpieczone. Dużo jeździłam, to była fascynująca praca – poznałam strażaków zawodowych i ochotników z całego kraju. No i stąd też się wzięło moje zainteresowanie ratownictwem, pierwszą pomocą.
– To ma pani szerokie spektrum wiedzy, które bardzo się przyda podczas pracy w Arkadach…
– EP: Przydadzą się zwłaszcza umiejętności warsztatowe, wręcz rzemieślnicze, czyli doświadczenie w redagowaniu tekstów, robieniu korekty, znajomość zasad poprawnej polszczyzny. Na polonistyce skończyłam specjalizację edytorską, potem kurs z redakcji merytorycznej tekstów w Polskim Towarzystwie Wydawców Książek, a na koniec studium edytorstwa współczesnego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
– EK: Wyraźnie pani Elżbieta szykowała się do pracy u nas!
– EP: Rzeczywiście marzyła mi się praca w wydawnictwie. Ale jeszcze w trakcie studiów doszłam do wniosku, że powinnam mieć w ręku konkretny fach. Jak szewc! I stąd decyzja o specjalizacji edytorskiej. Chcę być dobrym rzemieślnikiem, to podstawa.
– Można powiedzieć, że jest to rzemiosło artystyczne…
– EP: Tak. To bardzo pasuje do Arkad!
– EK: Z pewnością pani Elżbieta uczyła się też „na naszych książkach”.
– EP: Owszem, przed każdym tzw. slajdowiskiem, czyli egzaminem z poszczególnych epok, trzeba było przejrzeć mnóstwo albumów i książek o sztuce, a wśród nich koniecznie „Sztukę świata” czy „Sztukę polską”.
– Pani Elżbieto, jakie pierwsze zadanie dostała pani w Arkadach?
– EP: Pierwsza publikacja, nad którą pracowałam, to „Street art”. To druga w Arkadach, po albumie o Banksym, książka o tej dziedzinie. Przybliża artystów sztuki ulicznej z całego świata. Nie wszyscy uznają street art za sztukę, a to ciekawe i wartościowe dzieła. Przenikają tkankę miejską, wchodzą w nią, coś w niej przeobrażają.
– Jednak, gdy jedzie się w Warszawie ul. Puławską wzdłuż muru wyścigów konnych i widzi się, jakimi bohomazami jest zamalowany, to trudno street artem się zachwycić. Wolę piękny album o Caravaggiu…
– EK: No cóż, to zwykłe grafomaństwo, a my przygotowujemy publikację o prawdziwej sztuce ulicy. Album o Banksym wydaliśmy w Polsce jako pierwsi, jeszcze przed jego słynną akcją, gdy w trakcie aukcji zniszczył własne dzieło – „Dziewczynkę z balonikiem”, sprzedane za niewyobrażalną sumę.
– EP: A nawiązując do Caravaggia… Nigdy nie był w centrum moich zainteresowań, choć oczywiście znałam jego prace, ale nie „wczytywałam się” w jego obrazy i nie oglądałam ich jakoś szczególnie drobiazgowo. Ale kiedy przyszłam do Arkad i zaczęłam przeglądać album „Caravaggio. Zbliżenia”, w którym pokazane są detale jego obrazów, poczułam dreszcz. Naprawdę! Mówi się, że był łotrem, no to dla mnie jest łotrem i mistykiem jednocześnie.
– EK: Kiedy uzgodniliśmy, że pani Elżbieta przyjdzie do nas do pracy, jako jeden z pierwszych tematów zapowiedziałam kontynuację serii „Sztuka polska” i wydanie tomu szóstego, a w planie jest jeszcze tom siódmy. I można powiedzieć, że z tym tematem przeszła już u nas „szkołę życia”.
– Co będą obejmować oba tomy?
– EP: Tom szósty pod redakcją prof. Jerzego Malinowskiego z Torunia to cały wiek XIX. Jest już prawie gotowy i ukaże się w październiku.
– EK: Wydanie tomu siódmego mamy w planach na rok 2021 lub na początku 2022 roku. Będzie obejmować wiek XX do współczesności.
– EP: Niedługo ukaże się też „Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku”. Kolekcja tego muzeum pokazana jest w książce niejako w ujęciu globalnym. Zestawione są ze sobą prace różnych artystów z różnych wieków i z różnych obszarów kulturowych, na przykład prace Chińczyków z pracami Europejczyków z tego samego okresu. Wskazane zostały pewne analogie, które zachodziły w sztuce w tak odległych kręgach kulturowych.
– I co jeszcze?
– EP: Na przyszły rok zaplanowaliśmy wydanie w języku polskim „Art since 1900” z esejami m.in. Hala Fostera, Rosalind Krauss czy Yve-Alaina Boisa. To bardzo obszerna pozycja, licząca blisko 1000 stron. Autorzy wyraźnie w niej zaznaczają, że sztuka po 1900 roku jest zjawiskiem „dialogicznym” w znaczeniu nadanym temu terminowi przez rosyjskiego teoretyka Michaiła Bachtina. Twierdził, że żadne słowo nie istnieje samo dla siebie, jest odpowiedzią na słowa innych, jakoś się do głosów innych odnosi. I taki dialog toczy się też w tej książce. To znakomita pozycja nie tylko ze względu na to, że ciekawie przybliża sztukę XX wieku, lecz także znakomicie wprowadza do sztuki współczesnej.
– Nie wszyscy są jej miłośnikami…
– Niewątpliwie dla przeciętnego odbiorcy może być trudna, trzeba umieć ją czytać. Sztuka to język. Ktoś może powiedzieć, że podobają mu się średniowieczne obrazy – i na tym się zatrzyma. Ale jeśli ten ktoś będzie wiedział coś więcej o ikonografii, znaczeniu poszczególnych postaci, znaczeniu kolorów – to zaczyna je odczytywać już na innym, nie tylko estetycznym poziomie. Podobnie jest ze sztuką współczesną. Często podchodzimy do niej z przekonaniem, że nie musimy nic o niej wiedzieć – i albo nam się podoba, albo nie. Jednak warto dowiedzieć się czegoś o artyście, jakie problemy porusza w swoich pracach – może wówczas na te dzieła, które nam się nie podobają, zaczniemy patrzeć inaczej, zaczniemy je rozumieć. Będzie z tym korespondowała książka Andy Rottenberg, nad którą obecnie pracujemy. Ta publikacja wychodzi poza kanon wydawniczy Arkad, bo dotyka właśnie sztuki współczesnej, a wydawnictwo od jakiegoś czasu skupia się na bardziej klasycznym kanonie – Bosch, Leonardo da Vinci, Bruegel. Niewątpliwie ta książka zapowiada pewne zmiany.
– Jaką ma formę?
– EP: To krótkie eseje o współczesnych polskich artystach według subiektywnego wyboru autorki. Jak sama zaznacza, jej celem jest dotarcie do osób spoza wąskiego kręgu profesjonalistów – aby zainteresować ich sztuką, o której pisze, by zrozumieli artystę, który tę sztukę tworzy. A dla mnie, jako redaktor naczelnej, to początek nowej wizji wydawniczej w Arkadach, a jednocześnie – paradoksalnie – zatoczenie koła, nawiązanie do tradycji tego wydawnictwa, które przecież w latach sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych wydawało książki o Stażewskim, Hasiorze, Dudzie-Graczu czy Beksińskim.
– EK: Nasi czytelnicy dorastali razem z Arkadami, nasze wydawnictwo w 2022 roku będzie obchodziło jubileusz 65 lat istnienia. Ukształtowaliśmy ich gusta, wrażliwość na piękno. U starszych odbiorców mamy już mocną, ugruntowaną pozycję i dlatego chcielibyśmy teraz trafić do młodszego pokolenia. Liczymy na panią Elżbietę, która – mamy nadzieję – przekieruje nas w nowe obszary i dzięki temu zainteresuje książkami Arkad także młodszych czytelników. Teraz właśnie, wspólnie z kilkoma muzeami narodowymi, zaczęliśmy akcję, w ramach której można otrzymać bezpłatny voucher do wybranych muzeów. Mamy też w planach inne projekty. Informacje o nich pojawiają się na naszych profilach w mediach społecznościowych.
– EP: Spróbujemy pogodzić nowe z tradycją, może znaleźć jakieś nisze wydawnicze. Na pewno jest spora grupa artystów – nie tylko współczesnych – którzy są mało znani, a których koniecznie trzeba wydobyć na światło dzienne.
– To czekamy na taką serię! Oznacza to wszystko wielką pracę przed panią i zespołem Arkad…
– EP: I wielkie wyzwanie!
– EK: Bo trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć, że: „Jeśli nie Arkady, to kto?!” – jak zawsze to podkreśla obecna pani prezes – oraz że Arkady spełniają wyjątkową misję w dziedzinie sztuki.
Edyta Beata Krzeszczakowska ukończyła w Szkole Głównej Handlowej marketing, a w Wyższej Szkole Zarządzania i Marketingu obroniła pracę magisterską z zarządzania. Jest absolwentką Policealnego Studium Poligraficznego. Legitymuje się też ukończonym kursem dla członków rad nadzorczych. W wydawnictwie Arkady pracuje od 1991 roku. Od 1 lipca ubiegłego roku dołączyła do zarządu wydawnictwa Arkady jako wiceprezes. Jest córką Janiny Krysiak, prezesa zarządu wydawnictwa. Ma męża Dariusza i dwie córki: Paulinę i Natalię.
Elżbieta Przyłuska jest absolwentką historii sztuki i filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim, a także studiów podyplomowych z edytorstwa współczesnego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Zajmuje się projektami wydawniczymi i promocyjnymi popularyzującymi wiedzę o sztuce, ostatnio – na stanowisku głównego specjalisty w Departamencie Dziedzictwa Kulturowego za Granicą i Strat Wojennych MKiDN. Wcześniej – zastępca redaktora naczelnego w „Przeglądzie Pożarniczym”, sekretarz redakcji i redaktor. Od 4 maja tego roku pełni funkcję redaktor naczelnej Arkad. Jak zapowiedziała, w wydawnictwie będzie dążyła do łączenia tradycji z nowoczesnością – z naciskiem na nowoczesność oraz eksplorowania w sztuce obszarów ważnych, choć wciąż niedostatecznie zgłębionych. Fascynuje ją rzeźba, pasjonuje fotografia przyrody i ratownictwo.
❗❗❗Bądź na bieżąco ?Zamów prenumeratę elektroniczną
„Biblioteka Analiz” to profesjonalny, prestiżowy informator o rynku wydawniczo-księgarskim. Pismo adresowane jest do pracowników wydawnictw, hurtowni, księgarni i wszystkich osób związanych z rynkiem książki, jego celem jest dostarczanie szybkiej oraz rzetelnej informacji. Istnieje na rynku od 2000 roku.
„Biblioteka Analiz” dostępna jest wyłącznie w prenumeracie.