W 1988 roku weszła w życie tak zwana ustawa Wilczka stwarzająca ogromną przestrzeń dla samodzielności w gospodarce. Jak pamiętasz ten czas? Faktycznie nie miało to przełożenia na wydawnictwa, mówię o wydawnictwach państwowych, bo tylko takie wtedy istniały – państwowe i spółdzielcze. Natomiast rok 1989 to już była zupełnie inna historia. Wówczas rzeczywiście zaczęły się pojawiać nowe wydawnictwa, a stare na ogół nie miały sił i możliwości, żeby się szybko reformować, bo po pierwsze były obłożone ogromną ilością umów autorskich na książki, które planowały opublikować w przyszłości, bo cykl wydawniczy w latach osiemdziesiątych wynosił kilka lat. Na przykład w Iskrach było ponad 400 takich umów, z których większość z punktu widzenia rynkowego nie miała najmniejszego sensu. Dlatego pojawiła się konieczność rozwiązania takich umów i wynikający z tego obowiązek zapłacenia autorom. Po drugie – w prywatnych wydawnictwach zaczęły wychodzić książki, które przez lata były cenzuralnie zabronione. Był to też czas szybkich karier wydawniczych. Znaczna część powstałych wtedy wydawnictw istnieje do dziś i niektóre z nich są potentatami, natomiast niemal wszystkie firmy państwowe dostały zadyszki, która w niektórych wypadkach trwa do tej pory. Zatrudniały one ogromne zespoły ludzkie liczące po sto i więcej osób, a ich zwalnianie wymagało pieniędzy, podobnie jak rozwiązywanie umów autorskich. Wydawnictwa te nie miały już łatwego dostępu do papieru, bo nie miały pieniędzy, a zwłaszcza gotówki, za którą wtedy takie transakcje się odbywały. W państwowych firmach nie było takich pieniędzy i nie było takich procedur. Nie przeceniałbym natomiast nacisku politycznego na wymianę szefów w starych wydawnictwach, choć tak się przez pewien czas uważało, bo transformacja pokazywała, że dawni szefowie do nowych warunków po prostu się nie nadają. Poprzednio ludzie ci pełnili rolę buforów politycznych do negocjacji z autorami. W większości przypadków nie mieli zielonego pojęcia o finansowym i ekonomicznym funkcjonowaniu swoich wydawnictw. Tym się zajmowali główni księgowi. A jaki wpływ miał wówczas Komitet Centralny PZPR czy jego Wydział Kultury? Na pewno organy te traciły stopniowo tak zwaną sterowalność polityczną w stosunku do własnych nominatów. Przypominam sobie jak na początku 1989 roku wydaliśmy w Iskrach książkę Stefana Kisielewskiego „Podróż w czasie” i był jakiś problem cenzuralny, ponieważ na okładce był Pałac Kultury z czerwoną flagą. Wtedy już wyraźnie było widać, że ta sterowalność polityczna i cenzorska upadła. Już jej nie było i można było praktycznie wszystko wydać. Wydawnictwa podlegały Ministerstwu Kultury. Kto tam wtedy rządził? Wtedy wiceministrem, któremu podlegała książka, był Kazimierz Molek. On się na tym niewątpliwie dobrze znał, ale to był czas zmian i niedługo pojawiła się nowa pani minister Izabella Cywińska… Pojawił się też wtedy Grzegorz Boguta jako pełnomocnik ministra do spraw książki … Dokładnie tego nie pamiętam, bo rotacja była wówczas bardzo szybka i nie pamiętam jego formalnego stanowiska, ale to była postać, która miała wpływ na kształtowanie opinii o rynku wydawniczym – szef NOW-ej, legendarnej oficyny podziemnej. A gdzie ty byłeś w 1988 i 1989 roku? Od 1987 roku byłem w Iskrach. Mija właśnie dwudziesty trzeci rok mojej pracy w tym wydawnictwie. Przeżyłeś w wydawnictwie cały okres przełomu? I chyba jako jedyny przeżyłem do dziś. Dla mnie samego jest to zagadką, jak to się stało, że nie tylko przetrwałem, ale się uwłaszczyłem i to przy zgodnej opinii wszystkich pracujących w wydawnictwie ludzi. Taka decyzja musiała być podjęta w tajnym głosowaniu przy wyborze tzw. inwestora strategicznego. Tym strategicznym inwestorem, prawie jednogłośnie wybranym, zostałem ja. Przyszedłeś w 1987 roku mianowany przez Komitet Centralny… Nie, to był konkurs. Nie ukrywam, że był to konkurs z pewnym handicapem dla mnie, bo moimi rywalami w tym konkursie byli Andrzej Wójcik, wydawca wcześniej związany z MAW-em, a później współwłaściciel Interartu, drugim był Marek Rasiński, późniejszy burmistrz Śródmieścia, a trzecim Zdzisław Pietrasik, znany publicysta „Polityki”, który z jakichś powodów został z tego konkursu wyeliminowany. Nie pamiętam już dokładnie, jak to było. Konkurs jednak odbywał się zgodnie z procedurami i to, że mogłem go wygrać, było wynikiem jakiegoś handicapu. I zostałeś dyrektorem … …