Dużo jest wydawnictw małych, ale profesjonalnie prowadzonych trzeba ze świecą szukać. Anita Musioł, właścicielka wydawnictwa Pauza, ze swojego korporacyjnego doświadczenia wybrała to, co najlepsze: umiejętność planowania, budżetowania i organizację. Dobry gust literacki miała od dziecka. Biblioteka Anity jest odbiciem jej kariery i temperamentu. Mieszkanie w środku Warszawy Po wojnie dziadkom nie zostało nic. W mieszkaniu, w którym rozmawiamy, żyła babcia Anity, jej siostra, prababcia – też z siostrą, oraz rodzice i ona sama, aż do swojego ślubu. Silne i inteligentne kobiety. Bywały u nich ich kumy, przyjaciółki i wszystkie czytały. Mieszkanie zostało kupione przez dziadka, który nie wrócił po ucieczce do Anglii z wojennej Polski. Anita dopiero co, po śmierci swojego ojca, zakończyła remont mieszkania, m.in. demontaż wielkiej biblioteki, która zajmowała ścianę salonu. Niestety, biblioteka okazała się nie do odtworzenia, ponieważ większość książek rozpadała się ze starości. Z żalem, ale rozstała się z nimi. Jak w innych inteligenckich domach ton bibliotece nadawały książki Czytelnika. Zachowała się tylko seria „Nike” oraz kilka wybranych książek, zatrzymanych z sentymentu, dla zachowania wspomnień. Dziś świeżo wyremontowane, pachnące farbą i umeblowane białymi regałami mieszkanie jest siedzibą wydawnictwa Pauza. Biblioteka rozparcelowana po pokojach jest archiwum wydawniczym jej właścicielki, efektem gustów i wyborów czytelniczych, świadectwem jej korporacyjnej drogi, a nie historii rodziny. Anita Musioł chodziła do amerykańskiej szkoły podstawowej, przez co wiele polskich lektur wieku dziecięcego ją ominęło, a jej gust od początku kształtowała literatura amerykańska. Rodzice dbali, by poznała podstawową twórczość dla dzieci i młodzieży, ale, jak sięga pamięcią, toczyła dyskusje literackie z mamą, która przekonywała ją do swoich ulubionych bohaterów, m.in. Ani z Zielonego Wzgórza, z którą Anicie nie było po drodze. Uważała ją za postać nieciekawą, mało życiową. Frapowały ją problemy młodych dorosłych: rozwody, kłopoty rodzinne, ostracyzm w szkole. Szukała książek o dojrzewaniu. Nie było ich w języku polskim, wówczas trudno było o książki opisujące np. problemy rozstania rodziców. Biblioteka w szkole amerykańskiej była pod tym względem nieoceniona, tam, w wyższych klasach podstawówki, znajdowała tzw. młodzieżówki czy książki z gatunku Young Adult, tak obecnie popularne. Z wczesnoszkolnych lektur wspomina „Harriet the Spy” Louise Fitzhugh jako jedną z tych, które zrobiły na niej duże wrażenie. Nawet dla czytających amerykańską literaturę Harriet była bohaterką innego typu: nie była skromna jak Nancy Drew, była niegrzeczna i zuchwała, nie bała się mówić, co myśli, ani rozmawiać z rodzicami. Harriet była buntowniczką i młody czytelnik łatwo wierzył, że jest prawdziwą osobą. – Najciekawsze było poznanie pisarstwa Madeleine L’Engle, której powieści bardzo przypadły mi do gustu, chociaż dzisiaj nie lubię gatunku z pogranicza fantasy i science fiction. W podstawówce czytałam wszystkie młodzieżowe książki tamtych lat: Judy Blume, Beverly Cleary, serie „Nancy Drew” i „Hardy Boys” – mówi Anita Musioł. Nowy Jork Po siedmiu latach edukacji w szkole amerykańskiej w Warszawie Anita trafiła do jednej z najlepszych szkół średnich w Nowym Jorku. – Czytaliśmy tam bardzo dużo, według kanonu klasyki światowej, łącznie z traktatem „Książę” Niccolo Machiavellego, którego u nas poznawali wówczas dopiero studenci. Czytałam minimum jedną książkę tygodniowo, a po lekturze każdy z nas pisał tzw. raport o książce. Wtedy poznałam wszystkich wielkich pisarzy amerykańskich i angielskich: Faulknera, Fitzgeralda, Hemingwaya, Steinbecka, Orwella, Harper Lee, Salingera, Artura Millera, ale też np. Elie Wiesela, Tolkiena czy Johna Knowlesa. Uwielbiałam Salingera, zaczytywałam się w książkach Philipa Rotha, Jamesa Baldwina czy Toni Morrison. Przechowuję wszystkie dzieła Alberta Camusa. Do dziś są to moi ulubieni pisarze. Korpokariera, czyli ciąg przypadków Anita wróciła do Polski wraz z rodzicami w 1992 roku i zdała na wydział lingwistyki stosowanej na Uniwersytecie Warszawskim, a po dwóch latach podjęła studia na amerykanistyce. – Te studia sprawiły, że odżyłam pod względem intelektualnym – wtedy lingwistyka, z gramatyką opisową i tego typu przedmiotami, wydawała mi się potwornie nudna. Zainteresowałam się opowiadaniami, w szczególności amerykańskimi. Odkryłam tę formę literacką dla siebie i pozostanę jej wierna już zawsze. Cenię ją, bo to forma w Polsce bardzo niedoceniana, a przecież wydaje się, że trzeba więcej talentu, by na paru stronach zmieścić to, co inni zawierają w całej opasłej księdze? Czytałam m.in. opowiadania Alice Munro, jeszcze wówczas nie wydawane po polsku, Trumana Capote, Flannery O’Connor, Raymonda Carvera i mnóstwo współczesnych, młodych pisarzy amerykańskich. Szukanie pracy po studiach nie trwało długo. Dzięki zbiegowi przypadków zarekomendowano ją do Empiku, do działu importu książek. Okazało się, że bardzo dobrze orientuje się w rankingach światowych bestsellerów, co okazało się decydujące dla przyszłego pracodawcy. – Sprowadzaliśmy głównie książki anglojęzyczne. Pamiętam, że przebojem była opasła, znakomicie udokumentowana biografia „Hitler” Iana Kershawa, wydana później przez Rebis, oraz klasyka angielska, którą doskonale znałam: opowiadania kryminalne o Sherlocku Holmesie Arthura Conan Doyle'a oraz powieści Jane Austen. Równolegle do importu książek do sklepów Empiku, prywatnie też sprowadzałam książki z USA i Wielkiej Brytanii do własnej biblioteki, interesowały mnie młode pisarki, zbuntowane i gniewne – wówczas taką pisarką była na przykład Zadie Smith. W 2000 roku ukazał się jej debiut „Białe zęby”, którego pierwsze wydanie nadal stoi na mojej półce, zresztą jak wszystkie pozostałe książki pisarki. Do dziś przechowuję też pierwsze wydania książek Siri Hustvedt („The Blindfold”, „The Enchantment of Lily Dahl” z lat dziewięćdziesiątych, a z późniejszych książek chociażby „What I Loved”) czy Nicole Krauss (ulubiona „The History of Love”), które to niebawem trafią do biblioteki w …