Poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Rozmowa z Moniką Sznajderman – właścicielką Wydawnictwa Czarne
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru334
Zaproponowałaś spotkanie w warszawskim Wrzeniu Świata, a to jest miejsce jakby wymarzone dla twojego wydawnictwa.  Mam takie dwa miejsca w Warszawie, jedno to Tarabuk, a drugie to właśnie Wrzenie Świata, które jest lepiej dla mnie położone, bo w samym centrum miasta i… bardzo je lubię. Chyba 30 proc. oferty we Wrzeniu Świata to książki Wydawnictwa Czarne… I bardzo dobrze. Nie zmartwiłabym się gdyby było i 50 proc., albo nawet więcej! Kiedy byłem w tym roku na uroczystości wręczeniu Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego i widziałem, jak zbierasz jedną nominację za drugą, to doszedłem do prostego wniosku, że twoja oficyna to potęga w dziedzinie reportażu literackiego… Skoro doszedłeś do takiego wniosku, to może rzeczywiście nią jesteśmy. Jesteście potęgą, a na dodatek bardzo nietypowym wydawnictwem wśród tych zrutynizowanych, kopiujących standardowe wzory oficyn. Przeczytałem wywiad z tobą w „Dużym Formacie”, dodatku do „Gazety Wyborczej”, i pomyślałem, że wiele osób z naszej branży też chciałoby działać tak jak wy, w górach, w pięknej okolicy, z dala od codziennego zgiełku… Nie mieliśmy wyboru. Zakładaliśmy wydawnictwo z myślą, że chcemy żyć tam, właśnie w górach, nie chcieliśmy przeprowadzić się do miasta. Skoro miał to być sposób na życie w górach, to było jedyne wyjście i nie widzę żadnych trudności w tym związanych. Każdy może to zrobić, tylko musi mieć taki dobry zespół jak my. A ktoś inny coś takiego już zrobił? Nie wiem. Bogdan Szymanik mieszka w górach, ale u niego jest trochę inaczej. Ma swoją bazę w Lesku, natomiast nasze główne działania toczą się jednak w Warszawie. Tu mamy dział promocji oraz dział sprzedaży i marketingu, a ja jestem tylko takim górskim dodatkiem do tego całego biznesu. Ale widać można i tak. Ładnie się uzupełniamy. Od początku nie było żadnego innego pomysłu, żeby to miało inaczej wyglądać i dlatego poszliśmy taką drogą. Rozwinęła się telekomunikacja, mamy niemal nieograniczony dostęp do internetu, więc takie działanie stało się całkiem możliwe. Ale jeszcze parę lat temu to była zupełna masakra. Jednak internet jest podstawą, bez której nie dalibyśmy rady. Stworzyłaś tę firmę, tak mi się wydaje, bardzo intuicyjnie… Chyba nie działałaś według jakiegoś sprecyzowanego planu? Oczywiście, nie było żadnego rozbudowanego planu na biznes. W zasadzie w planie było wydanie jednej książki i częściowo była to zabawa, a trochę sposób na zarobienie pieniędzy. Nie mieliśmy żadnego doświadczenia ani w wydawaniu książek, ani w robieniu biznesu. Twój mąż czyli Andrzej Stasiuk, miał chyba jakieś doświadczenie, bo już wcześniej wydawał książki… Ale jako autor, a nie wydawca! Nie mieliśmy pojęcia jak się do tego zabrać, więc wzięliśmy rękopis Andrzeja, bo to był rękopis, i zanieśliśmy to do drukarni, żeby nam z tego drukarnia zrobiła książkę. I zrobiła, ale jak teraz na to patrzę, to wyszło koszmarnie. Jednak wtedy nie wiedziałam, że zrobiono to po partacku. To był chyba 1996 rok, a drukarnia była mała, kościelna i książkę wydrukowano, a potem się sprzedała. Zawieźliśmy wydrukowane egzemplarze do Warszawy, na Hożą do księgarni Czesława Apiecionka. Wcześniej Andrzej zrobił na moją prośbę wysiłek i obszedł z tą książką hurtownie. Trafił chyba do Azymutu, ale tam nikt nie chciał z nim rozmawiać. Ktoś mu polecił krakowską firmę BMR Jacka Włodarczyka i BMR został naszym pierwszym dystrybutorem na całą Polskę. Dodatkowo przywieźliśmy te książki na Hożą, wnieśliśmy je nawet nie popakowane w standardy, bo księża z drukarni nie mieli doświadczenia w większych nakładach i ostatecznie spakowali mi je w pudła po lodówkach. Potem szukaliśmy mniejszych pudełek po okolicznych sklepach i hurtowniach, pomagał nam w tym Jacek Ślusarczyk z „Tygodnika Powszechnego”, który wtedy był wielkim biznesmenem od mrożonek i jak to zobaczył, to zwątpił w ten nasz interes. Zapytał gdzie trzymam dokumenty firmy, na co odparłam, że w takim dużym pudle. Stwierdził więc, że powinniśmy otworzyć prawdziwe biuro w mieście. Dlatego mamy biuro w Gorlicach, ale to nie jest takie zwykłe biuro, bo dalej twierdzę, że nie potrzebujemy biura. Biuro podobno masz u siebie w kuchni… Tak, mam biuro w kuchni, w ogrodzie, na tarasie… Tam gdzie ja, tam jest moje biuro. Czy miałaś …
Wyświetlono 25% materiału - 655 słów. Całość materiału zawiera 2623 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się