– „Wrzenie. Francja na krawędzi” nie jest klasycznym zbiorem reportaży, bo łączy w sobie historię głównego, centralnego bohatera z mniejszymi opowieściami. Skąd pomysł na właśnie taką formę twojej nowej książki? – Nie pisałam tej książki od razu z pomysłem na jej formę, bo powstawała niejako „na spontanie”. Dopiero w momencie, kiedy zorientowałam się, że Ibrahim będzie moim najważniejszym przewodnikiem po Francji, to taki układ pojawił się w sposób naturalny. To zabawne, ale kompozycja książki kojarzy mi się od razu z midraszami do Tory. Nie śmiem porównywać obu dzieł, lecz takie pączkowanie komentarzy pojawiających się wokół głównego tekstu jest dla mnie czymś ciekawym. Już wcześniej zastanawiałam się, jak można poszerzyć pojedynczy reportaż, bo rzeczywistość opisywana we „Wrzeniu” była nawet dla mnie bardzo skomplikowana. Ibrahim prezentował nieznaną mi perspektywę, bo jest mężczyzną i w dodatku z innego kręgu kulturowego. – W trakcie lektury różnice w formie i punktach widzenia między poszczególnymi tekstami są wręcz uderzające. Na ile wynikało to z chęci spróbowania się w innych stylach, a na ile po prostu było naturalnym efektem innych charakterów bohaterów i odmiennych tematycznie historii? – W trakcie rozmów z bohaterami z reguły staram się wczuć na tyle w ich sytuację, by widzieć świat z ich punktu widzenia. Nie jestem rozmówczynią atakującą, tylko raczej słuchającą. To czasem dla mnie pułapka, bo można mi niekiedy zarzucić naiwność. Wchodzę w każdą historię jak w masło i dopiero potem, odsłuchując nagrania, niekiedy pojawiają się wątpliwości. Nie wiem, czy można to nazwać błędem, bo przecież empatia wobec bohaterów jest niezwykle istotna. I choć próbuję ostatnio szukać w sobie więcej krytycyzmu, to w trakcie rozmowy autentycznie jestem w stanie rozumieć i akceptować osobę, która np. głosuje na skrajną prawicę. Co więcej, szukałam takich odmiennych punktów widzenia w trakcie pracy nad książką, ponieważ tylko wtedy miałam szansę uzyskać pełny obraz rzeczywistości. – Każdy bohater budzi w tobie empatię? Bo przecież w książce pojawia się choćby temat wsparcia dla terroryzmu, a to przecież nawet prywatnie budzi sprzeciw… – Masz rację, że tego typu tematy nie są łatwe. A przecież ludzie też czasem wciskają ci kit. Kiedy spotkałam się w Nicei z bratem terrorysty, to w jakimś stopniu oczywiście mu współczułam. Rozmawialiśmy wcześnie rano, on był pijany, a jego smutek i frustracja były widoczne jak na dłoni. Chciał mi przekazać jakąś swoją prawdę i dało się wyczuć, że żyje z olbrzymim poczuciem winy. Było mi go żal, ale cały czas z tyłu głowy miałam świadomość cierpienia ofiar jego brata. Poza tym jest jeszcze inny problem. – To znaczy? – W trakcie rozmowy z taką osobą pragniesz wydobyć z niej jak najwięcej i możesz usłyszeć coś pochodzącego głęboko z trzewi, czego nie usłyszały wcześniej inne media. Ale jednocześnie przecież nie chcę jej wykorzystać czy oszukać. Dlatego nie będę komuś kadzić i udawać, że się ze wszystkim, co mówi, zgadzam. Wraz z wiekiem i doświadczeniem nauczyłam się bardziej konfrontować bohaterów z moimi własnymi wartościami. Długo tego nie potrafiłam, bo też sama do końca nie wiedziałam, jakie one są. – Skoro tak, to w jaki sposób starasz się zachować tę równowagę, żeby z jednej strony nie potępiać rozmówcy, a z drugiej nie usprawiedliwiać? – Właśnie dlatego reportaż potrzebuje czasu. A przynajmniej ja muszę mieć czas na przetworzenie tego, co mówią do mnie bohaterowie. Niektórzy ludzie mają w sobie błyskotliwość, która im pozwala szybko ustosunkować się do usłyszanej historii. Ja muszę najpierw drugiej osoby wysłuchać, przemielić nowe informacje i dopiero potem zasiąść do pisania. Absolutnie nie sprawdziłabym się jako dziennikarka telewizyjna. Potrzebuję tego metaforycznego rozbiegu, a pisanie mi go zapewnia. Zresztą lubię potem zderzać powstały tekst ze zdaniem bliskich znajomych i redaktora, który dla mnie jest niezwykle ważną postacią. Nie lubię pracować w samotności, bo czasem brakuje mi pewności, czy to, co napisałam, jest słuszne. – Wróćmy do Ibrahima będącego w twoim reportażu w jakimś sensie symbolicznym „synem współczesnej Francji”. W jakich okolicznościach go poznałaś? – Poznaliśmy się w trakcie jazdy Uberem. On był kierowcą, a ja jego pasażerką. Robiłam wtedy reportaż o emerytowanych księżach, a jego bardzo zaciekawiło, że jestem dziennikarką. Od razu powiedział mi, że toczy walkę polityczną. Było tego znacznie więcej, ale wtedy połowy z jego słów nie zrozumiałam. Mówił francuskim, jakiego wówczas jeszcze nie znałam. Musiałam się przyzwyczaić do slangu i szybkości, z jaką mówił, a która przypominała strzelanie z karabinu maszynowego. Ale od razu coś między nami „kliknęło”. Zawiązało się jakieś porozumienie dusz, którego zawsze szukam z bohaterami, bez względu na odmienny status społeczny czy pochodzenie. Poszłam za intuicją i myślę, że Ibrahim również. On chciał się przed kimś wygadać, a ja próbowałam zrozumieć radykalny, męski islam. Bo przecież różnica płci też miała olbrzymie znaczenie. – Widać, jak bardzo ci zależało, żeby bohaterami „Wrzenia” byli i mężczyźni, i kobiety... – Z facetami inaczej się rozmawia. Zawsze dłużej zajmuje im otwarcie się i pokazanie prawdziwych emocji czy słabości. Zwłaszcza przed kobietą. Ale to fajnie, że potrafiłeś to wyczuć. Wiesz, jak myślę sobie o „kobiecej książce”, to wcale nie mam przekonania, że powinna być tylko o kobietach i tylko przez nie czytana. – Intuicja kazała ci wykorzystać jak najlepiej to spotkanie z Ibrahimem. Ale kiedy w pełni zrozumiałaś, że to właśnie on powinien być centralnym bohaterem? – W trakcie kolejnych rozmów Ibrahim zaskoczył mnie głębią swoich przemyśleń. Z perspektywy czasu widzę, z czego to wynikało. Ja po prostu patrzyłam na niego z wyższością. Chcąc nie chcąc. Stereotyp Araba siedział zakorzeniony we mnie i dlatego nie spodziewałam się, że może mieć tak wiele ciekawego do powiedzenia. To strasznie głupie, ale tak właśnie było. Natomiast jest jeszcze druga kwestia, którą widać w zestawieniu z jego kumplami. Ibrahim ma po prosu w sobie dużą głębię. Mówi się, że niektórzy ludzie to takie stare dusze, które przeżyły sto żyć. W kontaktach z …