Nie potrafię ustalić, który z wielkich wodzów, albo teoretyków wojny (Napoleon, von Clausewitz?) miał powiedzieć, że można rozpoznać, według jakich autorów prowadzona była wojna. Czy pytanie, według jakich autorów i książek kochamy, musi być bez sensu? Nie chodzi o katalogi pozycji łóżkowych, choć dobry przepis na rozkosz erotyczną jest nie do pogardzenia, ale takie lub inne literackie opowieści o miłości, kształtujące wyobrażenie, horyzont tego, co może i jak, mieć miejsce pomiędzy kochankami. Opowieści o miłości, które pokazują, jak może ona w ogóle wyglądać, czym być, jak się toczyć, z czego składać, co robić człowiekowi i z człowiekiem itd. Książki, które pokazują zarówno cudowne chwile miłosnych uniesień, jak i gorycz porzucenia, odtrącenia, zdrady… Fajny i miły gadżet Tyle miłości, ile o niej opowieści, mit o tym, że istnieje jedna jedyna, wzorcowa „miłość prawdziwa” to wyraz marzeń i pragnień, ale nie jakiejkolwiek uczuciowej i seksualnej realności. Literatura najdoskonalej przekazuje opowieści, najbardziej rozmaite i to bogactwo jest jej siłą. Obok heroizmu i grzechu, miłość to jej główny temat. Nawet jeśli dziś może wydawać się, że miłość jest już passé, de modé… Przereklamowana, a w ogóle to lepiej w epoce ironii mówić o pożądaniu, chemii a nie magii, bo to zalatuje niedzisiejszym sentymentalizmem. Czy to może być poważne zajęcie dla dorosłego faceta zajmować się czymś tak niepoważnym jak książki o miłości? Kontekst tzw. walentynek (14 lutego), dnia zakochanych, powagi nie dodaje, raczej przeciwnie. W ostatnich latach kampania reklamowa na tę okoliczność zaczynała się z miesięcznym już wyprzedzeniem, i na coraz większą skalę. I ona utrwala przekaz, że miłość to nic serio, to jakiś gadżet, fajny i miły, coś do kupienia albo załatwienia, coś co warto, żeby wszyscy mieli i w czym uczestniczyli, jak w dobrej, lekkiej zabawie. Bez cienia dramatyzmu, bo to coś do konsumpcji – jak wykwintny obiad w ekskluzywnej knajpie. Ostatecznie burger w makdonaldzie. Ale na pewno nie msza w gotyckiej katedrze… Coś przeraźliwie skonwencjonalizowanego. Więc choć to głupkowate, literatura, która przy okazji walentynek wchodziłaby w obieg, może mogłaby coś uwznioślić, odbanalizować? Trudno określić, czy branża wydawnicza już uznała to „święto” za swoje. Odpowiedzi padają sprzeczne i niezobowiązujące. Jakby trwało wyczekiwanie. Są księgarze, którzy oceniają walentynki jako utrwalający się obyczaj, przyciągający klientelę bardziej niż Wielkanoc, nie mówiąc o Halloween. Bo to święto sympatyczne, miłe. Przygotowują oni elementy dekoracji albo całe okna wystawowe z nowościami książkowymi, w których dominuje czerwony kolor okładek „robionych” pod walentynki. Inni odwrotnie – nie dostrzegają większego zainteresowania książkami przy tej okazji… Globalna propozycja książek dotyczących miłości jest obszerna. Najwięcej znajdujemy ich w kategorii literatury pięknej, a potem – rozmaitych poradników (od porad na temat seksu po religijną moralistykę) i psychologii. Dla zorientowania w skali – w ofercie np. Merlina na hasło „książki o miłości” zgłasza się ok. 1300 tytułów, w tym niecałe 350 w grupie proza obca, ponad 200 religia, ok. 180 poradniki, niecałe 170 proza polska, 120 biografie i 70 psychologia. Liczebność reprezentacji w dziale religia (i chyba biografie też) wyjaśnia się najpewniej pojemnością słowa (polskiego) miłość, więc także miłość Boga, miłość bliźniego, tatusia, mamusi, dzieci itd. Z kolei inny przykładowy portal z książkami twojawiedza.net/ksiegarnia w dziale miłość-seks-intymność …