Uczyć się języków obcych zaczęłam już jako siedmiolatka, co wtedy, gdy byłam dzieckiem, nie było tak powszechne jak dziś. Do mojego domu przychodziła prywatna nauczycielka, pani Iwona. Uczyła mnie z książek najpierw autorstwa Charlesa Ewarta Eckersleya (1892– 1967), a potem Franka Candlina (1912–2005). Byli to brytyjscy specjaliści od nauczania angielskiego jako języka obcego. Opowiadania, zawarte w napisanych przez nich podręcznikach były zabawne, ale… czegoś w nich brakowało. Po latach odkryłam czego: pewnej spójności i zagadkowości, które sprawiłyby, że chciałoby się te książki czytać dla przyjemności. Jednak o wiele gorzej było z innymi podręcznikami do nauki języków obcych. Szczególnie źle wspominam te do nauki niemieckiego. Dialog o zakupie kwiatów w kwiaciarni do dziś wydaje mi się najnudniejszym na świecie. Niemieckiego zaś zaczęłam się uczyć w latach dziewięćdziesiątych w czasie studiów z historii sztuki, gdyż był to wtedy język właśnie historii sztuki. W końcu za ojca tej dyscypliny uchodzi niemiecki archeolog Johann Joachim Winckelmann (1717–1768). Jakoś sobie z tą nauką języka Winckelmanna radziłam, choć broń Boże nie byłam orłem, ale… wśród studentów byli i tacy, dla których język ten, nawet po trzech latach nauki, był czarną magią. Szczególnie zapamiętałam historię koleżanki i kolegi, którym edukacja szła tak źle, że lektorka postanowiła dać im szansę zaliczenia całego okresu nauki niemieckiego poprzez stworzenie dialogu na dowolny temat. Oto jak brzmiał przygotowany przez nich dialog: – Dzień dobry. – Dzień dobry. – Co pani tu robi? – Siedzę i patrzę. A Pan? – Ja także siedzę i patrzę. – Do widzenia. – Do widzenia. Lektorka była załamana. Wspomniała nawet coś o tym, że para miała szansę uczyć się za darmo języka i jej nie wykorzystała, więc będą tego kiedyś żałować, ale… nie spotkało się to ze zrozumieniem z ich strony. Tymczasem mniej więcej wtedy ja, zupełnie przez przypadek, poznałam najlepszą na świecie metodę nauki języka obcego. Jaka to metoda? Ano przez… kryminał. Jak do tego doszło? Otóż wtedy fascynowała mnie sztuka nowożytna – szczególnie renesans i barok. Na zaliczenie jednego z przedmiotów miałam napisać esej. Szukając materiałów, a były to czasy przedinternetowe, trafiłam do emerytowanej historyczki sztuki – dr Heleny Kozakiewiczowej (1913–1994) – wdowy po profesorze Stefanie Kozakiewiczu …