Zygmunt Staszczyk, znany jako Muniek, pokazał swoją bibliotekę dziesięć lat temu w TVP Kultura. W cyklu pt. „Sztuka czytania – pokaż swoje książki” lider T.Love był jedynym muzykiem w gronie pisarzy, poetów, dziennikarzy oprowadzającym widzów po swojej bibliotece. Do dziś najłatwiej znaleźć ciekawe księgozbiory wśród ludzi pióra, a Muniek, budząc zdziwienie i podziw, cały czas jest w awangardzie ludzi ze środowiska muzycznego kojarzonych z książką, broniąc tym dzielnie honoru absolwentów polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Opowieść o ojcu Wątek książkowy swojego barwnego życiorysu zaczyna od opowieści o miłości do słowa pisanego, wpojonej mu przez ojca. Prawie w każdym wywiadzie podkreśla rolę ojca, który nie tylko dopingował syna do rozwijania czytelniczych zainteresowań, ale i swoimi znajomościami z kierowniczką w częstochowskiej księgarni pomagał w zakupach książek, które wówczas nabywało się spod lady. Kierowniczka odkładała i podpowiadała lektury, jakie warto znać. Muniek wspomina też o babci, która zapisała go na naukę języka angielskiego, i bracie ciotecznym Andrzeju, przewodniku po najciekawszych tytułach. Pamięta, jak je pochłaniał, podobnie jak większość nastoletnich chłopców: o przygodach Tomka Wilmowskiego Alfreda Szklarskiego, książki Karola Maya, choć niezbyt wybitne, ale z zawsze żywym Winnetou, publikacje podróżnicze i historyczne Arkadego Fiedlera, młodzieżowe westerny Wiesława Wernica, powieści Jacka Londona i najbardziej znane Curwooda: „Włóczęgi Północy” i „Szarą wilczycę” ze zwierzętami w roli głównych bohaterów. Wychowywał się na podwórkach robotniczej Częstochowy, czytać nauczył się w pierwszej klasie i szybko zaczął korzystać z tej umiejętności. Dziecięca wyobraźnia karmiła się przygodami bohaterów Juliusza Verne’a i Aleksandra Dumasa. – Miałem szczęście do polonistów: pani Walczyk z podstawówki i pan Kucharski z liceum mobilizowali mnie do szukania coraz ambitniejszych tytułów. Dzięki nim sięgał po nazwiska, których nie było w zestawie lektur: Gombrowicz, Schulz, Kafka. – Podobno napisałem najlepszą maturę w szkole – śmieje się. – Ale wybrałem temat, który nadawał się do puszczenia wodzów fantazji: „Niepokoje duchowe w literaturze XX wieku”. Równolegle fascynowała go muzyka i to do niej porównuje najlepsze strofy futurystów polskich, które kiedyś oburzały i wywoływały skandale, a u młodego Staszczyka zachwyt. Jednym z ich istotniejszych elementów była warstwa rytmiczna, która Muńkowi przywodzi na myśl rock and roll i punk. – Te wiersze bardziej czułem, niż analizowałem. Swojego wychowawcę wspomina z estymą, stawia nawet tezę, że wpływ licealnego nauczyciela, Mariana Kucharskiego, był większy na kształtowanie się jego literackich gustów niż wykładowców ze studiów. Czuł się humanistą, interesował go język, sam podejmował się prób poetyckich, pisząc teksty dla swojego licealnego zespołu Opozycja, który powstał, gdy był uczniem trzeciej klasy LO. Interesowali go pisarze i poeci, nie z powodu swoich biografii, ale z powodu języka. – Lata 1978–1982 spędzone w IV Liceum Ogólnokształcącym im. Henryka Sienkiewicza były niezwykle ciekawe. Już śmiało mówiło się o Gombrowiczu, Schulzu i Witkacym. Poznałem poezje Broniewskiego, który ujął mnie czadowym czterowierszem i szybkostrzelnym jak karabin rymem, takim punkowo-rockowym, przypominającym kawałki The Clash, szczególnie w wierszach przedwojennych jak „Zagłębie Dąbrowskie” czy w cyklu świetnych liryków. „Bal w operze” Tuwima zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Restrykcje stanu wojennego wpłynęły na kształtowanie się gustów literackich młodego muzyka. Literatura drugiego obiegu, popularnie zwana bibułą, była trudna do zdobycia, ale tym bardziej szanowana i czytana z namaszczeniem i szacunkiem. Do najpopularniejszych autorów wydawanych w drugim obiegu wydawniczym należał Czesław Miłosz. Wpływ na jego popularność wśród Polaków miała Nagroda Nobla, którą otrzymał w 1980 roku. Jego twórczość przed Noblem była znana tylko czytelnikom drugiego obiegu. – Niesamowite, „Zniewolony umysł” czytało się z podnieceniem i wypiekami, podobnie jak „Mój wiek” Aleksandra Wata. Głośną książką była też „Mała apokalipsa” Tadeusza Konwickiego. Uświadamialiśmy sobie, jak totalitaryzm łamał charaktery. To były nasze lektury obowiązkowe. Takie rarytasy nie były łatwe do zdobycia w Częstochowie, książki krążyły wśród znajomych, stały się ważnym tematem spotkań, podczas których dokonywano deszyfracji postaci Alfa, Beta, Gamma, Delta, co czyniło „Zniewolony umysł” bardzo pożądanym tytułem. Profesor Kucharski udzielał nam najlepszych wyjaśnień, pokazywał i po kolei omawiał twórczość każdego z opisywanych przez Miłosza: Jerzego Andrzejewskiego, Tadeusza Borowskiego, Jerzego Putramenta i Konstantego Gałczyńskiego. Wybór polonistyki jako kierunku studiów był oczywisty, sam profesor sugerował ten wydział. Zygmunt Staszczyk jest przekonany, że dokonał wyboru najlepszego z możliwych. Muzyka Kiedy w 1982 roku zamieszkał w akademiku na ulicy Kickiego na warszawskim Grochowie, zaczął się imprezowy okres w jego życiu. Niektórzy koledzy mieli łatwy dostęp do literatury podziemnej, co zdecydowanie ułatwiło Muńkowi dobór tytułów. Zaczął czytać czasopisma literackie, kulturalne m.in. „Brulion” wydawany od 1987 roku. Z Częstochowy przywiózł ze sobą parę znaczących dla siebie książek: „Sklepy cynamonowe” Brunona Schulza i „Proces” Franza Kafki. – Oszałamiały mnie plastyczność języka i niesamowity świat wykreowany przez pisarzy, odczuwalny wszystkimi zmysłami. Schulz był całkowicie odjechany, na równi z książką zachwycałem się filmem Jerzego Hassa pt. „Sanatorium pod Klepsydrą” z Janem Nowickim w roli głównej. Miałem też kilka książek Witkacego, ale dopiero kumpel ze studiów nakręcił mnie na jego powieści. Oczywiście słyszałem o nim wcześniej, ale dopiero teraz, za namową przeczytałem wszystkie jego powieści. Są o niebo lepsze niż dramaty: „Nienasycenie” i „622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta”. Zacząłem regularnie biegać do teatru, głównie na sztuki Mrożka. Najczęściej do Teatru Dramatycznego. Kupowałem sobie kolejne tomy dzieł Gombrowicza. Zygmunt Staszczyk nie był wzorowym studentem, imprezowy tryb życia i regularna kariera muzyczna sprawiły, że studia znacznie się przedłużyły. Postanowił je skończyć choćby dla rodziców. Dyplom obronił w 1991 roku, po dziewięciu latach studiowania. W krótkich przerwach pomiędzy muzykowaniem kierował działem muzycznym pisma „Atak”, którego szefem był Grzegorz Lindenberg. Zamieszkał z żoną na warszawskim Żoliborzu. Kariera muzyczna ze swoimi jasnymi i ciemnymi stronami rozwijała się na całego. Oprócz T.Love Staszczyk założył jeszcze zespół Szwagierkolaska wyrosły z fascynacji klimatami warszawskich piosenek Grzesiuka, m.in. „Bal na Gnojnej”, „Komu dzwonią”, „Apaszem Stasiek był”, „U cioci na imieninach”. Dzięki Szwagierkolasce Muniek i cały zespół przeczytali i zachwycili się książkami Grzesiuka: „Boso, ale w ostrogach” i „Pięć lat kacetu”. Tematy książkowe często meandrowały wokół muzyki Staszczyka. Słynny już przebój zespołu T.Love „Chłopaki nie płaczą” też inspirowany jest jedną z pierwszych powieści Krzysztofa Vargi „Chłopaki …