– W 2015 roku rozmawiała pani z Małgorzatą Stuch o „Niesamowitych przygodach dziesięciu skarpetek” jako swojej pierwszej prawdziwej książce. Dzisiaj przygody czterech prawych i sześciu lewych skarpetek zajmują poczytne miejsce w kanonie lektur szkolnych, a w pani dorobku w ciągu zaledwie kilku lat pojawiło się mnóstwo nowych tytułów. Wena twórcza pani nie opuszcza? – Zanim zaczęłam pisać książki, całymi latami marzyłam o tym, żeby je pisać. Wiele razy zaczynałam, potem te urwane kawałki lądowały w szufladzie. Niektóre pomysły były nawet nienajgorsze – dlatego, kiedy już odważyłam się zająć literaturą na poważnie, powyciągałam z biurka te notatki i dokończyłam stare historie. Pewnie udało mi się zrobić dość dużo w krótkim czasie. – Dotarłam do informacji, że ma pani na swoim autorskim koncie 26 tytułów. Czy jest to aktualna liczba? – Chyba nie. Wydaje mi się, że w tej chwili jest 31 tytułów, proszę jednak wziąć pod uwagę, że książką nazywa się i króciutką czytankę, i tomik, który ma sporo tekstu. Tych „cieniasów” w ogólnej liczbie jest dużo. – Nagroda Literacka m.st. Warszawy w kategorii „literatura dziecięca – tekst i ilustracje” za książkę „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek” (2016 r.), rok wcześniej ta sama książka została Najlepszą Książką Dziecięcą „Przecinek i Kropka”. Zadebiutowała pani i od razu została dostrzeżona. Taki sukces na pewno dodaje skrzydeł i motywuje do dalszej pracy? – Na pewno nagrody mi pomogły – bo wiele osób dowiedziało się, że piszę. Kilku wydawców zaproponowało mi współpracę, i to też była moja korzyść. Jednak, tak naprawdę, ogarnia mnie lęk, że już nigdy nie uda mi się „doskoczyć do poziomu skarpetek”. Tak więc nie tylko motywacja, ale i blady strach. – Dziewięcioletni Michał (mój bratanek), rozczytywał się w przygodach skarpetek w czasie ferii zimowych, które spędzał u babci. Oboje byli zachwyceni, co należy docenić zwłaszcza w przypadku dzieci, bo nie wszystkie lektury zyskują ich życzliwe przyjęcie. Mali odbiorcy wydają się bardziej wymagający niż dorośli. Zapytam przewrotnie: czy docierają do pani negatywne opinie od dziecięcych czytelników? – Nie docierają, co nie znaczy, że ich nie ma. Pewnie są – nie każdemu musi się podobać moje poczucie humoru czy pomysły. Tyle że jeśli jestem zapraszana na spotkanie autorskie, to tam, gdzie moje książki się podobały – trudno żeby zapraszali nielubianego pisarza, prawda? Tak więc, póki co, mam dość optymistyczną wizję odbioru własnej twórczości. – Z relacji córki i jej koleżanek wiem, że świetna jest „Babcocha”. Czytelniczym zainteresowaniem cieszą się bajki „W to mi graj” i dziennik „Tropem jeźdźca na słoniu”. „Pięć sprytnych kun” królowało w lubuskich Dyskusyjnych Klubach Książki. I nie jest to takie sobie bajanie. W muzycznych bajkach poznajemy słynnych kompozytorów. …