Wtorek, 20 grudnia 2016
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru12/2016


– Dlaczego spotykamy się w antykwariacie Sofa Literacka?
Łukasz Suszek: Spotkaliśmy się, aby opowiedzieć o wydarzeniu, jakim jest akcja crowdfundingowa, mająca na celu zebranie funduszy na nową scenę w Sofie, a przy okazji na drobne zmiany w samym lokalu, aczkolwiek naszym głównym celem jest sama scena – scena z drewna, metalu, z odpowiednim nagłośnieniem, oświetleniem, przygotowana tak, aby można było zaprosić i zespół rockowy, i jazzowy, zagrać mały spektakl, zrobić naprawdę klimatyczne spotkania autorskie. Póki co, klimat stwarzają książki, ale sama Sofa wymaga jeszcze dużo poprawek.
– Kiedyś wspominałeś, że wasz antykwariat tworzą przede wszystkim ludzie, którzy tu przychodzą. Domyślam się zatem, że w przypadku stowarzyszenia “Pełna Kultura” będzie to jeszcze bardziej widoczne. Czy scena ma być miejscem dla kolejnych ludzi wnoszących coś do waszego przedsięwzięcia?
Ł.S.: Bez ludzi to miejsce by nie istniało. Scena jest jednym z wielu elementów, ale jest to element podstawowy. Wiesz, jaka jest różnica między aktorem profesjonalnym i nieprofesjonalnym w powszechnej opinii? Aktor profesjonalny gra na scenie, a ten drugi może zagrać w każdym innym miejscu – różnią się miejscem, w którym grają. Jeśli chodzi o tę scenę, jest ona po pierwsze wywyższeniem tej występującej osoby, tego aktora, muzyka, czy w ogóle artysty względem publiczności – właściwa “akcja” rozgrywa się na scenie. Chodzi też o ten efekt psychologiczny według mnie.

– W takim razie teraz pytanie do pana profesora. Łukasz przedstawił właściwie główny cel crowdfundingu “Pełnej Kultury”, a co pana najbardziej urzekło i przyciągnęło do tego przedsięwzięcia i jaką pełni pan w nim funkcję?
Zbigniew Białas: Funkcja ma ładną nazwę, ponieważ jestem ambasadorem tego projektu. To co mnie przyciąga do  stowarzyszenia, to nieprawdopodobna pasja pana Łukasza i jego żony Olgi do robienia czegoś, czego nikt inny by się nie podjął, bo uznałby to za niemożliwe. Jestem zachwycony pomysłem, że na Stawowej, czyli w samym sercu Katowic – w miejscu gdzie sprzedaje się głównie kebaby i gdzie rozwijają się sex shopy – ktoś postanowił, że zainwestuje w kulturę, co jak wiemy nie przynosi bezpośrednich zysków. Chciałbym, żeby takich pasjonatów było więcej. Niestety nie ma ich wielu – znam właśnie jednego w Katowicach i dlatego go wspieram, bo wydaje mi się, że taka przestrzeń jak tutaj, w takim miejscu nie może być tylko dla ludzi przechodzących ulicą z walizkami i zdążających na dworzec. “Pełna Kultura” ma świetne pomysły i potrzebuje wsparcia. I nie chodzi o kulturę masową. Odbywają się tu rozmowy filozoficzne, spotkania z pisarzami, a w czasie kiermaszu bukinistów książki w pewnym sensie wychodzą na te ulice, gdzie ludzie się ich nie spodziewają. Mieszkańcy współczesnych miast trochę się odzwyczaili od tego, że książki w ogóle wychodzą na ulicę. Kibicuję projektowi z całego serca, dlatego, że owszem istnieją księgarnie, gdzie, niestety, sprzedaje się coraz mniej książek, a coraz więcej gadżetów, są sieciówki, ale to, co nadaje charakter miastu, to właśnie tego typu przedsięwzięcia. Na przykład klub z antykwariatem – kiedyś z panem Łukaszem rozmawialiśmy o klimacie Barcelony, klimacie antykwarycznym – no i oto mamy właśnie próbę wskrzeszenia czy zbudowania w Katowicach tętniącego życiem miejsca, które jest schowane gdzieś w podwórzu, ale jednocześnie ulokowane w samym centrum. Ludzie trochę o tym wiedzą, a trochę nie. Tkwi w tym jakaś mistyka, której gdzie indziej brak i to właśnie tej mistyce najbardziej kibicuję.

– Czyli wspólny mianownik waszej współpracy to ludzie, klimat, pasja?
Z.B.: Powiedziałbym: “Ludzie, klimat, pasja, mistyka”.

–  To brzmi jak dobre motto, wręcz slogan. Mam wrażenie, że mistyka szczególnie, bo z tego co wiem, Łukaszu, interesujesz się między innymi ezoteryką i widać to też w tematyce niektórych organizowanych w Sofie spotkań.
Ł.S.: Właściwie to interesuję się ezoteryką od strony naukowej. Odnosząc to do meritum – w tworzeniu kultury jest coś nie tyle mistycznego, ile wprost magicznego. Człowiek, pisarz, aktor, muzyk tworzy coś nowego, co zaczyna w pewnym momencie żyć własnym życiem, otrzymuje duszę. Owszem, potocznie mówi się, że książki jako przedmioty mają swoją duszę i historię, ale chodzi mi o sam pomysł, ideę, która jest kreowana przez jedną lub kilka osób i nagle staje się czymś, co albo wzbogaca ludzi duchowo, albo służy nieco wyższej rozrywce nawet milionom osób. W sumie chciałbym, aby – czy to pod egidą stowarzyszenia, czy w ogóle w jednorazowych spotkaniach – był tutaj swoisty tygiel dla artystów. W Europie w takim klimacie przoduje Londyn, Paryż, Berlin – w Polsce poza Krakowem chyba nie ma takiego miasta, w którym ten klimat został tak naprawdę wytworzony, a Katowice mają do tego niesamowity potencjał. Jeżeli taki płomień, który zapali świat, wyjdzie właśnie z Sofy, to ja będę z tego dumny i niesamowicie szczęśliwy.

– W jaki sposób doszło do waszej współpracy, kiedy nastąpiło pierwsze spotkanie?
Z.B.: Pierwszy raz zostałem tutaj zaproszony na spotkanie autorskie. Zachwyciło mnie już wtedy to, czego dowiedziałem się o samej Sofie Literackiej, ale przede wszystkim zaimponował mi rodzaj prowadzonej tu działalności. Ludzie tutaj mają wielką pasję. Drugi raz zostałem zaproszony na Kiermasz Bukinistów Śląskich – zobaczyłem właśnie wtedy, jak książki wyszły do ludzi, na ulicę w samym centrum Katowic – i zacząłem aktywnie kibicować pani Oldze i panu Łukaszowi.

– Panie profesorze, czy jest to dla pana ważne, aby istniały takie miejsca, gdzie można się spotkać z czytelnikami i nawiązać kontakt inny niż przez samą książkę?
Z.B.: Dla pisarza jest to nie tyle ważne, ile kluczowe. Do takich miejsc przychodzą inni odbiorcy niż do, na przykład, Empików, czy centrów handlowych (oczywiście nie ujmując im niczego). Tutaj przychodzą pasjonaci, a dla pisarza najważniejsze jest spotkanie z pasjonatami. Tutaj takie spotkanie odbywa się w zupełnie innej atmosferze – nikt nikogo nie goni, można spokojniej porozmawiać. Tego typu miejsca tchną czymś, czego nigdy nie będzie w nowiutkich czyściutkich księgarniach. Inna aura, po prostu. Nikt nie dostaje nakazu od szefostwa, żeby coś zorganizować – to wychodzi samo od ludzi, dla nich życie z kulturą to imperatyw i natychmiast przekłada się na atmosferę spotkania. Nie ma możliwości, aby zaszła sytuacja, w której organizator, zapraszający, nic nie wie na temat gościa – jest wręcz przeciwnie. Efektem jest uczestnictwo ludzi, którzy właśnie takie rzeczy sobie cenią. Tak jak powiedziałem, jest to absolutnie kluczowe dla pisarza.

– Czy dla pana przedsięwzięcie “Pełna Kultura” jest obiecującą zapowiedzią tworzenia takich kameralnych miejsc w Katowicach i ogólnie na Śląsku?
Z.B.: Bardzo bym sobie tego życzył, dlatego że m.in. znając potencjał Katowic i obserwując modę na tzw. industrial, widzę jak hale przemysłowe zmieniają się w centra handlowo-kulturowe. Niestety jest to atrapa – te wielkie hale to najczęściej postmodernistyczny twór, w którym nie ma żadnego impulsu oddolnego. Nie chodzi o rewitalizowanie całych hut poprzez budowanie w nich alternatywnych klubów, ale właśnie o takie małe miejsca, gdzie może nie spotkają się tłumy, ale przychodzą ludzie konkretnie po to, co jest im kulturalnie oferowane. Książka i koncert jako dodatek do galerii handlowej, to nie jest do końca dobry pomysł.

– Czy Śląsk lub nowy, pozbawiony podziałów Górnośląski Okręg Przemysłowy, wbrew industrialnym mitom, może być czymś szczególnym na mapie kulturowej Polski? Czy jest szansa na rozwinięcie tego mikroklimatu?
Z.B.: Z punktu widzenia samej literatury, jest to ogromny i bogaty amalgamat, zupełnie odrębny od innych miast -jest tutaj mnóstwo kultur, które mieszkają blisko siebie. Jeśli to dobrze wykorzystamy, może to być region, gdzie ludzie dostaną dużo bogatszą ofertę kulturową niż w innych miejscach w kraju. Nawet symbole związane z przemysłem, z górnictwem, można przekuć w atut – wbrew przekonaniu, że są one wlekącym się za nami ciężarem i bagażem. Najlepszym przykładem jest sytuacja górniczego Nikiszowca, który staje się dzielnicą modną turystycznie w skali nawet europejskiej, a nikt tego nie narzucił z góry. Ł.S.: Jest tutaj po prostu dużo różnych ludzi, a to tworzy ogromny potencjał. Wypada nawet zacytować Arystotelesa, że “całość to więcej niż suma jej składników”. Śląsk ma tę wartość dodaną – trzeba tylko ją odkryć i nad nią pracować. Niewątpliwie lokalizacja naszych przedsięwzięć wpływa na profil naszej działalności.
Z.B.: Same Katowice składają się z dużych wysp kulturowych, takich jak Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia albo Teatr Śląski, ale niezwykle ważne są te małe wysepki pomiędzy nimi – antykwariaty, małe teatry – inicjatywy oddolne.
Ł.S.: Tutaj właśnie pojawia się finansowanie społecznościowe. Jest on swego rodzaju papierkiem lakmusowym – ile osób lubi nas, albo chce nas wesprzeć na tyle, żeby pomóc nam chociażby małą, symboliczną kwotą.

– Ważne jest to, że może to właśnie być kwota symboliczna, ale daje ją wiele ludzi.
Ł.S.: Gdyby każdy mieszkaniec Katowic wpłacił nam na przykład po złotówce (a w sumie dałoby to ok. 300 tys. złotych), okazałoby się, że można organizować bardzo dużo darmowych imprez o znaczącej wartości kulturalnej i to przez wiele lat. Jest to też rodzaj solidarności. Według mnie jest to nawet wspólne wzięcie odpowiedzialności za dany projekt. Kultury nie da się budować bez mecenatu. Dla przykładu, dla Teatru Śląskiego jest to prawie całkowicie budżet publiczny – dla małych miejsc, takich jak nasz antykwariat, są to pojedynczy ludzie, którzy tutaj przychodzą.
Z.B.: Sens crowdfundingu w takich miejscach polega też na tym, że mecenas może pilnować swojej inwestycji, w przeciwieństwie do bezrefleksyjnego dania “Lajka” na Facebooku. Człowiek śledzi losy swojej małej sumy, tak jak to jest z akcjami przedsiębiorstwa. Myślę, że największą wartością takich przedsięwzięć jest rodzące się przy okazji poczucie współodpowiedzialności.

Patronem medialnym projektu “Sofa Literacka – Przestrzeń Pełnej Kultury” jest “Magazyn Literacki KSiĄŻKI”

Autor: Rozmawiał Michał Rams-Ługowski (Radio Egida)
Źródło: mlk 12/2016