1. „Jadłonomia po polsku” Marty Dymek to zbiór 120 przepisów kuchni roślinnej. Czytelnik dowie się z niego, jak zredukować aquafabę (oczywiście, o ile ma pojęcie, co to jest) i jak z wody po gotowaniu fasoli zrobić pyszny rosołek. Smacznego! 2. „Ballada ptaków i węży”, czwarta powieść Suzanne Collins z cyklu „Igrzyska śmierci”, opowiada o czasach Dziesiątych Głodowych Igrzysk i stanowi prequel wydarzeń znanych już czytelnikom. Czytelnikom młodym, czy wręcz bardzo młodym trudno sobie bowiem wyobrazić miłośnika tego rodzaju literatury w wieku dojrzałym. Chociaż w książkach i wśród książek dzieją się rzeczy, o których nie śniło się… I tak dalej. 3. „Wyrwa” Wojciecha Chmielarza przynosi taką opowieść o polskim budowlańcu, choć po prawdzie nie tylko o nim: „Kiedyś, czekając w szatni, aż jego dziecko włoży buty, opowiadał innemu ojcu o Ukraińcach, z którymi teraz pracuje. »Zabierają nam pracę« – rzucił ten drugi, ale bez gniewu, raczej żartobliwie. »No co ty. Naszych to, kurwa, nie ma. Wszyscy wyjechali w euro zarabiać. Gdyby nie te skurwysyny, tobyśmy w tym kraju nic nie wybudowali« – odpowiedział budowlaniec. Jedna z matek spojrzała na niego oburzona i wskazała na maluchy. Budowlaniec machnął ręką, jakby nic się nie stało, ale jednak potem uśmiechnął się przepraszająco. Stałem wtedy niedaleko i poczułem coś na kształt wyrzutów sumienia. Żałowałem, że to nie ja zwróciłem mu uwagę, by nie przeklinał przy dzieciach. Nie dlatego, że jakoś szczególnie mi to przeszkadzało. (...) Ale przeczuwałem, że Iwonka powtórzy jedno z zasłyszanych słów w domu, a wtedy Janina spyta, skąd ona je zna, i będę musiał opowiedzieć o ojcu Pawełka, a wtedy Janina zapyta, co zrobiłem, kiedy zaczął przeklinać, i będę musiał przyznać, że nic, a wtedy ona spojrzy na mnie rozczarowana i rozżalona, jakbym nie wiadomo jak ją zawiódł”. No i z kim mamy więcej kłopotów wychowawczych: z dziećmi czy dorosłymi? Wprawdzie zawsze można winę zwalić na budowlańców, ale to jednak rozwiązanie połowiczne. 4. Z „Lotu 202” Remigiusza Mroza – na zachętę: „– Może ktoś pomógł mu na pewnym etapie, zanim odebrał sobie życie, nie wiem. Ale na moje oko to dość pewny kandydat na samobójcę. Podkomisarz skinęła głową, zbliżając się jeszcze o pół kroku. Dalej podejść nie mogła, bo wdepnęłaby we wnętrzności nieszczęśnika. (...) – Zajęcia z anatomii miałem dość dawno… – odezwał się technik. – Ale powiedziałbym, że to jelito grube – dodał, wskazując na pofałdowany, pokryty śliską błoną śluzową przewód, który zwisał z ciała. Agnieszka podniosła wzrok znad bebechów na podłodze. – Okrężnica – burknęła. – Mniejsza z anatomią. Jak to zrobił? – Dość wymyślnie, ale w gruncie rzeczy też tradycyjnie – odparł kryminalistyk i lekko się uśmiechnął. Podkomisarz trwała z kamiennym wyrazem twarzy, więc szybko wrócił do służbowego tonu. – Stanął na krześle, umocował pętlę na szyi, a pod policzki włożył żyletki przyczepione do …