Roksana Jędrzejewska–Wróbel
Stan splątania
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021, s. 344
Obsypana licznym nagrodami pisarka tym razem daje się poznać jako autorka powieści dla młodzieży, choć im dłużej się czyta, tym bardziej widzimy, że jest to utwór wielopokoleniowy.
Czym jest stan splątania? Ten medyczny termin oznacza zaburzenia świadomości i związaną z tym dysfunkcję mózgu. Etiologia jest rozmaita, może to być niewydolność krążenia mózgowego, infekcje, zatrucia, zaburzenia metaboliczne i wiele innych. Ale w tym utworze stan splątania ma też znaczenie przenośne. W ten sposób autorka określa zawiłości losów i relacji międzyludzkich, zwłaszcza międzypokoleniowych.
Bohaterem zbiorowym jest trójka uczniów ósmej klasy renomowanej i kosztownej szkoły. Znaczący jest czas akcji – Lena, Maria i Miłosz przygotowują się do egzaminu. Od jego wyników zależy uzyskanie miejsca w dobrym liceum, a później studia na prestiżowej uczelni i dobra (czyli dobrze płatna) praca.
Myślę, że wielu współczesnych nastolatków rozpozna na kartach tej książki siebie, swoje problemy lub bliskich sobie osób. Presja, jaką na bohaterów wywiera szkoła, naciski rodziców, poparte tekstami „ja w twoim wieku” – znamy to aż za dobrze. Warunki domowe i rodzinne mają wpływ na postępowania całej trójki. Lenę wychowuje samotna matka, niewolnica korporacji, cały czas na lekach – na zmianę pobudzających i usypiających. Maria żyje w cieniu dawno zmarłego brata i wie, że nigdy nie dorówna jego osiągnięciom, zwłaszcza że istnieją one głównie w wyobraźni rodziców. Ojciec Miłosza okazał się, według matki, „życiowym ofermą”, nowy partner, który zresztą na swój sposób troszczy się o pasierba, podziela ten pogląd, jednocześnie wpajając chłopcu przekonanie, że trzeba brać się z życiem za bary i liczyć tylko na siebie. Nie dziwmy się, że młodzież ucieka w inny świat – gry komputerowe, bulimia, muzyka, zagłuszająca wszystko, a zwłaszcza niewygodne pytania rodziców. Bohaterowie mieszkają na eleganckim osiedlu, odgrodzeni od sąsiadów rzędem tui, nie ma podwórka ani osiedlowego sklepu, nie ma rodzeństwa, nie ma dziadków, są za to media społecznościowe i portale typu Pinterest.
Szkoła i uczniowie – to dwa różne światy. W nauce nie chodzi bynajmniej o zdobywanie wiedzy, lecz o gromadzenie punktów. Temu wyścigowi szczurów dzielnie sekundują rodzice. Od czasu do czasu organizowane są akcje typu „Moja szkoła – moja pasja” albo „Jak utrwalać poczucie wartości”, wszyscy czują w tym fałsz. Młodzież musi cały czas coś udowadniać, spełniać jakieś oczekiwania, pokazywać dobre strony, przestrzegać zasad i pamiętać o czarnym długopisie, aby zaznaczyć właściwą odpowiedź na teście.
I oto zwrot akcji. W ramach przygotowania do egzaminów szkoła ogłasza kolejny program – „Silniejsi razem”. Działalność wolontariacka w domu opieki „Zaciszna Przystań” pozwoli naszym bohaterom zdobyć dodatkowe punkty, a zatem w przyszłości dostać się do dobrego liceum, na dobre studia, zdobyć dobrą pracę itd.
Wizyty w tym miejscu (dom znajduje się zaraz za osiedlem) początkowo są przerażające, pensjonariusze nie dość, że budzą obrzydzenie swoim wyglądem, to jeszcze wydają się kompletnie niekontaktowi. Uwagę zwracają piękne krzesła w jadalni, nakryte folią. Widać, że to tzw. pokazówka. Kolejne spostrzeżenie to cisza i nieruchome spojrzenia starców, młodzież pierwszy raz w życiu styka się z tak porażającą starością. W „Zacisznej Przystani” mamy pozory luksusu (wspomniane krzesła), ale personel, a zwłaszcza intendent i dyrektorka, przypominająca siostrę Ratched z filmu „Lot nad kukułczym gniazdem”, traktują podopiecznych w sposób, który Gombrowicz nazywał „upupianiem”. Dzieje się tak, choć niektórzy mieszkańcy mają za sobą wspaniałą przeszłość zawodową i ciekawe talenty. To dzięki temu nawiązuje się nić porozumienia starców i dzieci, okazuje się, że mają sobie coś do zaoferowania. W ten sposób zdobywanie punktów schodzi na dalszy plan, a ważniejsze staje się dobro, jakie wzajemnie sobie świadczą.
Takim dobrem jest rozmowa, prawdziwa rozmowa, a nie warsztaty z komunikacji. To, co było latami tłumione (nieprzepracowana żałoba po bracie), teraz uwalnia się, niczym uwięziona dotychczas rzeka, która znalazła szczelinę w betonie. Takim dobrem jest poświęcony czas i docenienie umiejętności, dotychczas uważanych za bezwartościowe (co ty z tego będziesz mieć?). Wspólny spacer jest ciekawym doznaniem, oto bowiem idą obok siebie, bez przymusu, bez celu, nie na wycieczkę, nawet Lenie-samotnicy sprawia to przyjemność.
Dzięki kontaktom z Elodią, ciekawą i niepokorną artystką, Lena zacznie z pasją rysować, Miłosz próbuje pod kierunkiem Bertrama gry na saksofonie, a Jarmina, niegdyś profesor antropologii, uczy Marię gry w pokera, co pomaga rozwinąć strategiczne myślenie. Demencja i otępienie, w którym wg dyrektorki domu żyją mieszkańcy, stopniowo ustępuje, również młodzież zachowuje się inaczej. Dotychczasowy stan splątania staje się pajęczyną wzajemnych powiązań.
Kolejny zwrot akcji – wigilia. Po domowym koszmarze, gdzie wszystko jest sztuczne, nawet choinka i kominek, młodzież skrzykuje się na placyku przed domem i rusza do „Zacisznej Przystani”. Tam dopiero jest prawdziwa wigilia, nawet z prezentami. Najwspanialszym jest obietnica wyjścia na spacer, za ogrodzenie, wbrew zakazom.
Spacer nie nastąpi od razu, jest zima, potem egzaminy, ale wreszcie ruszają za bramę. Tak dochodzi do spontanicznego spotkania rodziców, dzieci i trójki mieszkańców. To trzy różne światy, ale ten krótki czas, jaki spędzą razem, a nie obok siebie, ten haust wolności, zanim na patio osiedla wtargnie policja wraz z dyrektorką, tego im nikt już nie odbierze. Nic już nie będzie takie samo, nawet jak wrócą w utarte koleiny szkolno-korporacyjne. Cytując Tischnera: „Wse wirchował nie bees, co nawirchował, to twoje”.
Autorka powoli stopniuje napięcie, dodając coraz to nowe informacje, które przybliżają nam bohaterów. Wreszcie przychodzi finał, czyli bunt zarówno wolontariuszy, którzy już dawno stali się przyjaciółmi, jak i pensjonariuszy, którzy traktują młodzież jak własne wnuki. Powodem buntu i ucieczki jest informacja, że zarząd domu chce przenieść mieszkańców w inne miejsce, aby przyjąć bogatszych klientów z Niemiec.
Czytałam tę powieść kilka razy, za każdym razem nasuwały mi się inne skojarzenia i refleksje. Wspominałam już „Lot nad kukułczym gniazdem”, ale pamiętam też „13. Poprzeczną” Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk, gdzie wolontariackie zaangażowanie stało się okazją do spojrzenia na swoje problemy z innej perspektywy.
Roksana Jędrzejewska-Wróbel jest znana głównie jako autorka książek dla dzieci, w każdej z nich daje czytelnikowi ważne przesłanie. Powieść „Stan splątania” jest w moim pojęciu wisienką na torcie jej twórczości. Mam nadzieję, że docenią to także czytelnicy, zarówno młodsi, jak i starsi.