środa, 28 maja 2014
Z Małgorzatą Strzałkowską, autorką książki „Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn narodowy” rozmawia Piotr Dobrołęcki
Czasopismo"Magazyn Literacki Książki"
Tekst pochodzi z numeru5/2014




– Skąd się wziął pomysł na książkę
o hymnie?

– Autorką pomysłu była pani Katarzyna
Szantyr-Królikowska, czyli wydawnictwo
Bajka, ale pomysł ten – jak sadzę
– wypłynął z naszych rozmów. Bardzo
zgadzamy się w sprawach dotyczących
świata i polityki.

– Czy jest w tym też polityka?

– W pewnym sensie jest, chociaż książka
nie ma absolutnie związku z żadną frakcją
polityczną. Nie o to tu chodzi. Chodzi
natomiast o politykę informacyjną
wobec pewnych spraw i o politykę edukacyjną.

– Może bardziej o postawę?

– Słowo „polityka” ma jednak szersze
znaczenie. To nie tylko postawa. To kierunek
działania i sposoby realizacji zamierzonego
celu. W tym konkretnym
przypadku celem miałoby być przekazanie
i utrwalenie rzetelnej wiedzy o najważniejszej
pieśni całego narodu, wszystkich
Polaków. I dlatego wielka szkoda, że
w Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie
nie pojawił się nigdy żaden premier!
Chociaż był podobno jeden, jednak
wtedy, kiedy już nie był premierem…

– Muzeum powstało w Będominie na
Kaszubach, bo tam właśnie urodził się
Józef Wybicki, twórca tekstu hymnu?

– Tak, Muzeum mieści się w dworku,
w którym urodził się Józef Wybicki, choć
sam dworek częściowo spłonął i dzisiaj
wygląda trochę inaczej niż za jego czasów.
Jest tam jednak dąb, który pamięta
dzieciństwo twórcy hymnu… Niestety
Muzeum Hymnu nie jest samodzielne,
lecz podlega Muzeum Narodowemu
w Gdańsku, a mnie się wydaje, że niezależnie
od opcji politycznych powinno
podlegać Prezydentowi albo Senatowi.

– Muzea nie podlegają Prezydentowi…

– Ale to jest wyjątkowe ze względu na
swoją tematykę! Przecież obok godła
i barw hymn jest jednym z symboli narodowych.
Mimo to można odnieść wrażenie,
że Muzeum będomińskie traktowane
jest po macoszemu. W XXI wieku
nie powinno wyglądać tak, jak wygląda.
Powinno być pod szczególną opieką
i dysponować funduszami, które pozwolą
stworzyć bardzo nowoczesną ekspozycję
– jak w Muzeum Powstania Warszawskiego
czy Muzeum Chopina, które
w sposób znakomity zostało unowocześnione.
Ekspozycja musi być dostosowana
do dzisiejszych czasów. Koniecznie
trzeba o to zadbać, tym bardziej, że
zgromadzone w Będominie eksponaty
są bezcenne, a w Muzeum pracują prawdziwi
pasjonaci! Tym bardziej serce im
krwawi, gdy nie mogą dokonywać zakupów
wszystkich interesujących obiektów,
jakie wypływają na rynku czy pojawiają
się na aukcjach, bo po prostu brak na to
środków. Tak być nie może.

– Co zaliczyłaby pani do największych
będomińskich skarbów?

– Na pewno nagrania historycznych wersji
„Mazurka Dąbrowskiego”, szczególnie
„Pieśni Legionów Polskich we Włoszech”,
opracowanej przez Marka Sewena według
rękopisu Józefa Wybickiego z 1797 roku
i zapisu nutowego z 1800 roku. Dzisiejsza
wersja „Mazurka” ma bardziej marszowy
charakter. Ta najdawniejsza – to
najprawdziwszy mazurek. Brzmi przepięknie
i szczerze mówiąc, słuchałam jej
z zachwytem! Chyba niewiele jest w Polsce
osób, które znają tę wersję. A będzie
ona udostępniona wszystkim, ponieważ
– po rekonstrukcji – trafiła wśród innych
wykonań na dołączoną do książki płytę.
To prawdziwy rarytas! Bardzo interesujące
są też pozytywki, wygrywające melodię
„Mazurka” w dawnych polskich patriotycznych
domach, wbrew zakazowi
zaborców. Wielkie wzruszenie wywołał
we mnie dźwięk starej, lekko zacinającej
się pozytywki… Wyjątkowy i bardzo
ciekawy jest też zbiór kart pocztowych
z ilustrowanymi przez Kossaka kolejnymi
zwrotkami „Pieśni Legionów” oraz dawne
śpiewniki domowe, zawierające patriotyczne
pieśni. To wszystko pokazuje
nam, jak ważna była wolność dla naszych
przodków, żyjących pod zaborami.

– Może chciałaby pani przenieść to Muzeum
do Warszawy?

– Nie! To byłoby kompletnie bez sensu.
Józef Wybicki urodził się w Będominie
i z tego powodu to miejsce jest najbardziej
odpowiednie. Zresztą malowniczo
usytuowany dworek będomiński znajduje
się na szlaku wielu szkolnych wycieczek.
Szkoda tylko, że o Muzeum Hymnu
Narodowego, do niedawna jedynego takiego muzeum na świecie, wiedzą nie
wszyscy Polacy. A skoro wiele osób jest
zdumionych na wieść o jego istnieniu,
to z polityką informacyjną i edukacyjną
w tym zakresie nie jest najlepiej…


– Czy pani książkę można nazwać edukacyjną?
Do kogo jest ona adresowana?

– Tak, to jest książka edukacyjna. Można
się z niej dowiedzieć o naszym hymnie
tego, co najważniejsze. A skierowana jest
tak naprawdę do wszystkich – od dzieci,
poprzez młodzież, do osób dorosłych. Podzielona
jest na dwie części. Pierwsza to
„Co każdy Polak o hymnie wiedzieć powinien”,
zaś druga przeznaczona jest „dla
wnikliwych” i właśnie taki nosi tytuł.
Pierwsza część zawiera nieco historii, opowiada
o powstaniu „Pieśni Legionów Polskich
we Włoszech”, omówione są w niej
cztery zwrotki i refren naszego hymnu. Tę
część kończy „wizyta” w Muzeum Hymnu
Narodowego w Będominie i krótkie kalendarium
hymnu. W części „Dla wnikliwych”
możemy zapoznać się z rękopisem
Józefa Wybickiego, poznać i przeczytać
omówienie dwóch zwrotek, które zostały
pominięte. Tu znajduje się też „Kalendarium
hymnu dla wnikliwych”, znacznie
bogatsze, niż to z części pierwszej.
Zebrane i przedstawione są też najważniejsze
„Utwory pełniące w historii rolę
polskiego hymnu narodowego”, poczynając
od „Bogurodzicy”. Niezbędne wydało
mi się również zamieszczenie krótkich
notek „O ludziach występujących w książce,
w tym szczególnie z hymnem związanych”.
Książka zawiera też fragmenty „Ustawy o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej
Polskiej”, no i oczywiście bibliografię.
Do książki dołączona jest płyta
z unikatowymi nagraniami historycznych
wersji „Mazurka Dąbrowskiego”. Nagrania
współczesne są powszechnie dostępne
na stronie internetowej www.mazurekdabrowskiego.
pl.

– Dlaczego nie wybrała pani tak modnego
dziś gatunku opowieści fabularnej?

– Uważam, że forma fabularna w tym
przypadku byłaby bez sensu. Można byłoby
tak napisać, ale nawet mi to nie przyszło
do głowy. Nam, czyli wydawcy i mnie, zupełnie
nie o to chodziło. Chcieliśmy, aby
powstała książka, w której szerokie spektrum
czytelników otrzyma wiele informacji
o najważniejszej pieśni naszej ojczyzny
i dowie się o niej nie przez zbeletryzowaną
opowieść, która zawsze musi zawierać
fikcję literacką, czyli coś nieprawdziwego,
lecz przez zbiór informacji prawdziwych.
Nie, w żaden sposób nie powinno się tego
fabularyzować.

– Wydawałoby się, że o hymnie jest spora
literatura, ale chyba w większości są
to pozycje sprzed lat…

– O hymnie powstało wiele tekstów, ale
w większości są bardzo poważne i mało
przystępne, zwłaszcza te publikowane
drukiem. Natomiast te w Internecie są
bardzo rozproszone i trudno jest je znaleźć.
A takich, które zbierałyby w jednym
miejscu wszystko to, co najważniejsze,
nie ma wcale. Stąd zapewne powtarzające
się rozpaczliwe wołania internautów:
„Ludzie! Napiszcie, o czym jest
hymn! Jak wytłumaczyć jego zwrotki?”.
Na taki apel koledzy zamieszczają swoje
odpowiedzi, niestety zazwyczaj metodą
„kopiuj – wklej”, na ogół pochodzące
z nierzetelnych źródeł i w dodatku z powtarzającymi
się błędami.

– „Mazurek Dąbrowskiego. Nasz hymn
narodowy” to rzetelne, a zarazem przystępnie
napisane kompendium wiedzy
na temat polskiego hymnu. Po ’89 roku
to pierwsza taka publikacja, w dodatku
bardzo nowatorska! Czy łatwo było taką
książkę napisać? Nie jest pani przecież
historykiem. Jest pani… poetką.

– Z wykształcenia jestem bibliografem
i wydawcą naukowym. Szukanie w dokumentach,
szperanie i… znajdowanie
to fascynujące zajęcie! (Podobnie jak szukanie
rymów!). Poza tym jestem również
autorką miniserii opracowań o najwybitniejszych
polskich naukowcach. Niestety
ich nazwiska często są zupełnie nieznane
przeciętnemu Polakowi, a o większości
z nich milczą również podręczniki szkolne.
Zestaw tych książeczek, przetłumaczony
na język angielski, przedstawiciele
Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego
wręczają jako prezent swoim zagranicznym
kolegom. Napisanie tego minicyklu
również wymagało zbierania materiałów
i ich starannej weryfikacji. Miałam
więc wprawę. A poza tym, a może przede
wszystkim… „Mazurek” we mnie gra!

– Pracę rozpoczęła pani rok temu…

– Tak, w maju zeszłego roku. Przeczytałam
wiele książek, zrobiłam mnóstwo notatek,
spisałam masę pytań… Razem z wydawcą
odwiedziliśmy Będomin. Bardzo
pracochłonne było gromadzenie materiałów.
Ale jeszcze bardziej pracochłonna
była ich weryfikacja. Niektóre źródła
już na pierwszy rzut oka nie wzbudzają
zaufania. Rozpoznanie tego to czasami
kwestia wprawy. Przykład? Proszę bardzo!
Na stronie internetowej, opisującej
jedną z występujących w książce postaci
zamieszczone jest zdjęcie grobu, na którym
widnieje data śmierci. Zaś w tekście
data jest całkiem inna. Ale niestety czasami
dojście do prawdy wymaga żmudnych
poszukiwań… Czy Wybicki był posłem
na Sejm Czteroletni? Nawet Encyklopedia
PWN podaje, że tak! A jednak okazało
się, że nie był… Chociaż czasami trafiały
się i miłe niespodzianki, jak ta, gdy
w Internecie znalazłam potrzebne do potwierdzenia
dat i opisów przedwojenne
akty prawne, dotyczące „Mazurka Dąbrowskiego”
lub stronę Państwowego Instytutu
Geologicznego, na której autor,
pan Andrzej Piotrowski, opisał przeprawę
hetmana Czarnieckiego przez cieśninę
Als Sund na wyspę Als, podając warunki
geologiczne i atmosferyczne sprzed
wieków. Pracowałam nad tą książką rok.
Jak widać, tyle czasu potrzeba, aby rzetelnie
napisać… 64 strony.

– Sądząc po podziękowaniach zamieszczonych
w książce, wiele osób zaangażowało
się w projekt.

– Tak. Okazało się, że wielu osobom
ten lemat leży na sercu. Trudno sobie
wyobrazić, by bez zaangażowania pana
Marka Sewena mogła powstać dołączona
do książki płyta. Nieocenioną pomoc
w sprawach historycznych zawdzięczamy
Andrzejowi Dusiewiczowi, znawcy tego
okresu. Cennymi wskazówkami służyli
także państwo Aniela i Henryk Wawrzykowie
z Muzeum Hymnu Narodowego
w Będominie. Chociaż nie obyło się również
bez gorących dyskusji i kontrowersji,
dotyczących na przykład barw tak zwanej
„polskiej kokardy francuskiej” – czy były
to barwy zapożyczone od Francuzów, czy
polskie, a podobieństwo kolorów było jedynie
przypadkiem? I tu rzecz ciekawa
– na wiele tematów brakuje badań historycznych,
a te, które są, czasami wykluczają
się wzajemnie. Okazuje się, że w historii
jest jeszcze wiele „białych plam”…
Zdarzały się też zabawne i jednocześnie
smutne sytuacje – zadzwoniłam do Muzeum
Wojska Polskiego z pytaniem, czy
w swoich zbiorach mają tarabany, a miły
głos w słuchawce spytał, czy to są jakieś
pojazdy…

– Czym więc są owe tarabany?

– Tarabany to wojskowe bębny, używane
dawniej w Rzeczypospolitej. To słowo jest
wyjaśnione w książce, podobnie jak wiele
innych słów, które wyszły z użycia lub
mogą być niezrozumiałe dla współczesnego
czytelnika. Na przykład „pono” (ponoć,
podobno), „pałasz” (dawna broń sieczna
i kłująca; jąwszy pałasza – chwyciwszy za
broń), czy ów słynny „przewód”, który nie
ma nic wspólnego z elektrycznością, jak
czasem myślą dzieci (za twoim przewodem
– pod twoim przewodnictwem).

– Czy udało się państwu znaleźć rozwiązanie
zagadki, dlaczego tak często Polacy
śpiewają swój hymn narodowy z błędem
„Póki my żyjemy”?

– „Jeszcze Polska nie zginęła, / Kiedy my żyjemy”
– tak zaczyna się nasz hymn dziś.
Zaś początkowo zaczynał się słowami
„Jeszcze Polska nie umarła, / Kiedy my
żyjemy”. Słowa „póki” nie było tu nigdy!
Wprawdzie w latach powojennych ukazywały
się śpiewniki, gdzie to fatalne „póki”
można znaleźć, ale był to ewidentny błąd.
Słowa te mają zresztą nieco inne znaczenie
– „póki” zakłada kres czegoś, a „kiedy”
to trwanie. Niestety w trakcie pisania
książki stwierdziłam, że przy podawaniu
słów hymnu w Internecie ten błąd jest
wielokrotnie powtarzany. Znalazłam nawet
bardzo „poważną” stronę – nie będę
wymieniała jej adresu – gdzie zamieszczono
różne „wersje” hymnu i w niektórych
pojawia się słowo „póki”. Dlaczego?
Nie wiem. Strona jest podobno polecana
przez Ministerstwo Edukacji Narodowej,
dziwi więc, że nikt z ministerstwa
nie sprawdził tekstów i nie nakazał wprowadzenia
poprawek. Zapewne nie da się stwierdzić, skąd wziął się ten często powtarzany
błąd. Jak podejrzewam, to musiało
przyjść komuś do głowy dlatego, że
prościej jest śpiewać w takiej kolejności:
spółgłoska – samogłoska – spółgłoska –
samogłoska, czyli „p” to spółgłoska, „ó”
– samogłoska”, „k” – spółgłoska oraz „i”