Poniedziałek, 8 maja 2006
Rozmowa z Piotrem Marciszukiem, wiceprezesem Polskiej Izby Książki, kandydującym na fotel prezesa
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru167
Co takiego widzi pan w stanowisku prezesa Polskiej Izby Książki, że zdecydował się pan kandydować? Będąc wiceprezesem Izby zobaczyłem, jak wiele jest w środowisku do zrobienia i jak wiele można zrobić, gdy się jest na odpowiednim miejscu. Nie jest to natomiast funkcja wiążąca się z zaszczytami i korzyściami, które czyniłyby z niej przedmiot pożądania. To praca wykowywana społecznie, dość ciężka i niewdzięczna, o czym już się przekonałem. Jesteśmy jednak na rynku w takiej sytuacji, że działania służące jego poprawie są po prostu konieczne. Gdyby miał pan dokonać bilansu, co się państwu w tej kadencji udało zrobić, a czego nie… Będę mówił przede wszystkim we własnym imieniu – o rzeczach, którymi sam się zajmowałem. Największym osiągnięciem jest na pewno stworzenie bardzo dobrych relacji z organiza- Mniej kontrolować, więcej współpracować Rozmowa z Piotrem Marciszukiem, wiceprezesem Polskiej Izby Książki, kandydującym na fotel prezesa cjami zagranicznymi po naszej akcesji do Unii Europejskiej. Odbyło się kilka większych kongresów, w trakcie których wystąpiłem dwukrotnie z referatami. Były to: kongres berliński International Publishers Assocciation oraz kongres wydawców i księgarzy w Antwerpii poświęcony promocji czytelnictwa. Weszliśmy w krwioobieg światowej problematyki książkowej, dzięki czemu zorientowaliśmy się, że problemy są te same – prawo autorskie, reprografia, dzieła osierocone itd. I jakie korzyści z naszej obecności na tych imprezach odniósł szeregowy członek Polskiej Izby Książki? Zwłaszcza że padały zarzuty, że jeździ pan po świecie za pieniądze ze składek… Te zarzuty i ja słyszałem – nawet na forum rady PIK. Myślę, że najlepszą odpowiedź mogą dać sprawozdania z tych wyjazdów publikowane również na państwa łamach. Oczywiście, trudno korzyści te przeliczyć na złotówki. Dla pewnego porównania można by było zapytać jednak, w jakim celu nasi posłowie uczestniczą w obradach Parlamentu Europejskiego. Ano dlatego, że jeśli chodzi o prawne funkcjonowanie naszego kraju, centrum decyzyjne przesunęło się do Brukseli. Dokładnie to samo dzieje się w sferze życia wydawniczego i prawa autorskiego. Wymiana informacji ma różne funkcje. Jest pan pewien? Parlament Europejski stanowi prawo, które rzeczywiście obowiązuje u nas, w Polsce. Natomiast uczestnictwo w konferencjach i kongresach nie przekłada się w sposób bezpośredni na funkcjonowanie naszego rynku książki.Przekłada w sensie lobbowania. Są organizacje, które zajmują się lobbingiem i bogatsze w wiedzę do pewnych rozwiązań nie dopuszczają. Przykładowo, dyrektywa europejska o kredycie konsumenckim zakładała zlikwidowanie sprzedaży door-to-door. Lobbing Federation of European Publishers zablokował ją. Podobne sytuacje mają miejsce, jeśli chodzi o VAT na książki, gdzie lobbing jest szczególnie silny i myślę, że skuteczny. Przecież my w Polsce przez długi czas też przekonywaliśmy, że druk książki powinien być opatrzony taką samą stawką podatkową jak sprzedaż samej książki. I do tego doprowadziliśmy. Nawet niedawno spotkaliśmy się w tej sprawie z wiceministrem finansów, Mirosławem Barszczem, który jednoznacznie podtrzymał nasze stanowisko. Inna sprawa to reprografia. Tu niesłychanie ważna i potrzebna współpraca międzynarodowa także powinna w jakiejś perspektywie przynieść konkretne i wymierne korzyści dla wydawców i autorów. Jesteśmy zresztą w Unii dopiero dwa lata, z każdym rokiem nasze więzy się zacieśniają i wpływ rozwiązań na szczeblu unijnym na nasze życie gospodarcze będzie coraz większy. Nie wyobrażam sobie nieuczestniczenia w tym procesie. Wspominał pan o promocji czytelnictwa. W ramach współpracy międzynarodowej zorganizowałem spektakularną akcję „Get Caught Reading”, czyli „Przyłapani na czytaniu”. Wystawa zdjęć prezentujących znanych ludzi w trakcie lektury ulubionych książek pokazywana była zarówno na Międzynarodowych Targach Książki w Warszawie, jak w Brukseli, w Parlamencie Europejskim. W konkursie dla fotoamatorów Polak zdobył drugie miejsce. Dzięki temu zaistnieliśmy jako PIK na arenie międzynarodowej. Jeżeli chodzi o promocję czytelnictwa, uważam, że działania te powinny być zakrojone znacznie szerzej i angażować również agendy rządowe oraz Instytut Książki. Podobne akcje w Europie przyczyniają się do zwiększenia obrotów zarówno wydawców jak i księgarzy. Może pan podać jakieś przykłady? Chociażby takie kraje jak Szwecja, Anglia, Irlandia, Holandia. I tam też zajmują się tym izby gospodarcze? Tak. Mając oczywiście pomoc zarówno sponsorów, jak i rządu. U nas jest z tym krucho. Ale może być lepiej. W Polsce Izba wspierała dotychczas niewielkie inicjatywy lokalne. Proporcjonalnie zresztą do ich potencjału. Na przykład „Apetyt na czytanie”. Ale nieporównanie bardziej spektakularna była ogólnopolska kampania „Cała Polska Czyta Dzieciom”. W którą zaangażowała się także moja księgarnia. W przeciwieństwie do Polskiej Izby Książki. To prawda. Dlaczego tak wyszło? Trudno mi odpowiedzieć. Proszę mi wierzyć, iż w obecnej radzie nie miałem możliwości przeforsowania wielu własnych pomysłów. Dlaczego pani Irenie Koźmińskiej udało się zdobyć na to fundusze, a Izbie się nie udaje? Myślę, że przede wszystkim dlatego, że pani Koźmińska… podjęła stosowne działania. Pytanie, czemu Izba nie podjęła. Był pewien opór. Pojawiło się także stanowisko, że izba gospodarcza nie powinna się tym zajmować. Że jest to rola agend rządowych. Ja natomiast uważam, że powinniśmy takie rzeczy robić, ubiegać się o środki budżetowe i udział sponsorów. Jeśli zostanę prezesem Izby, będę chciał realizować taki program. Tym bardziej, że jest to okazja do PR-owego zaistnienia PIK, która stanie się przez to bardziej widoczna. Nie można było współdziałać na tym polu z Instytutem Książki, który dysponował przeznaczonymi na ten cel środkami budżetowymi? Można było i tak trzeba będzie działać. Niedobrze natomiast, że współpraca między nami została zaniedbana. Czyją widzi pan tutaj winę? Zaważyły względy personalne …
Wyświetlono 25% materiału - 834 słów. Całość materiału zawiera 3338 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się