Gdy w styczniowym numerze ukazał się mój tekst „O czym piszą poetki”, zadzwonił do mnie przyjaciel i powiedział: – Bardzo ciekawe to, co napisałaś, ale niepotrzebnie powołałaś się na książkę „Czterej pancerni i pies”. – Dlaczego? – spytałam. – Bo ktoś to wyciągnie przeciwko tobie. – Ale co? – Że czytałaś Przymanowskiego. Nie wolno go teraz czytać. To jest niedobrze postrzegane. I może zostać wykorzystane, by cię zniszczyć. „Do czego to doszło” – pomyślałam i jeszcze raz przeczytałam fragment własnego tekstu. Brzmiał on tak: „W niczym nie jest człowiek tak szczery jak w liście. List jest też śmielszy niż słowa powiedziane w oczy. Pisał o tym Janusz Przymanowski w swojej powieści »Czterej pancerni i pies«, co zresztą znalazło odzwierciedlenie w słynnej telewizyjnej ekranizacji, w scenie, w której Marusia dyktuje list do Janka, opisując w nim, jak bardzo chciałaby z nim zatańczyć”. Oczywiście. Mogłam sięgnąć do innych lektur, w których listy odgrywają niepoślednią rolę. Na przykład list Zenka z książki „Ten obcy” Jurgielewiczowej. Mogłam powoływać się na listy Jana III Sobieskiego piszącego do Marysieńki bądź Napoleona do Józefiny, a nawet rzekome listy Fryderyka Chopina do Delfiny Potockiej, których fałszywość obnażył zresztą Jerzy Maria Smoter, pisząc „Spór o listy Chopina do Delfiny Potockiej”. Sprawiło to zresztą zawód wielu osobom, bo chciały wierzyć, że słowa: „wiem, że kochasz mój dzyndz i jaja, a po tej dysertacji i szanować musisz, bo nie tylko nam rozkosz sprawiają, ale i mojej twórczości są źródłem” autentycznie wyszły spod pióra naszego narodowego kompozytora. Odzierając go wprawdzie z romantyzmu, ale zbliżając do przeciętnego jurnego wieśniaka, który ponoć skrycie drzemie w każdym – nawet intelektualiście. Mogłam w swoim felietonie cytować cokolwiek innego. Mogłam nawet sięgnąć do utworów żartobliwych i przywołać słynne „mocium panie” z „Zemsty” hrabiego Aleksandra Fredry. Mogłam cytować piosenkę Skaldów o listonoszu z tekstem Leszka Aleksandra Moczulskiego o tym, że „ludzie listy piszą (…) piszą, że kochają, nie śpią, klną, całują się”, ale… do głowy mi przyszedł Janusz Przymanowski i jego „Czterej pancerni”, bo kilka dni wcześniej gdzieś w sieci lub przerzucając kanały telewizora, natknęłam się na tę scenę z serialu. Książkę czytałam w dzieciństwie, czyli w latach siedemdziesiątych. Raz. Serial oglądałam wielekroć. Cały czas jest wznawiany. Nagle jednak… PRL, w którym dorastałam, stał się problemem. I to nie dla mnie. Ja z faktami historycznymi się godzę. Zwłaszcza z takimi, na które nie miałam żadnego wpływu. PRL jest problemem dla tych, którzy zamiast zmieniać przyszłość grzebią w przeszłości, i to w orwellowski sposób. Nie lubię kłamstw, wypierania się i zmieniania historii. Ze zdumieniem, a czasem nawet wstrętem słucham znajomych, którzy opowiadają, jak to w szkole buntowali się przeciwko nauce rosyjskiego. Naprawdę? Z tego buntu mieli te piątki z przedmiotu i świadectwa z czerwonym …