Po niedawnej śmierci Władysława Bartoszewskiego ukazało się już wiele tekstów wspomnieniowych i nekrologów. W jego długim życiu (1922-2015) zetknęła się z nim niezliczona liczba osób i każda z nich może pozostawić mniej lub bardziej interesujące świadectwo. Sam też mogę napisać jak wielu z nas, chociaż moja znajomość z prof. Władysławem Bartoszewskim była całkowicie jednostronna, bo sam każde spotkanie z nim dobrze zapamiętałem, a dla profesora byłem jednym z setek czy tysięcy rozmówców. Z takim zastrzeżeniem pozwalam sobie na śmiałość zapisania tych kilku przypomnień. Najstarsze sięga drugiej połowy lat sześćdziesiątych, gdy dość często widywałem Władysława Bartoszewskiego, wówczas nazywanego Redaktorem z racji jego pracy w prasie warszawskiej, głównie w tygodniku „Stolica”, gdzie odcisnął znaczące piętno swymi tekstami odnoszącymi się przede wszystkim do odnotowywania przebiegu okupacji hitlerowskiej i Powstania Warszawskiego, a w zasadzie odkrywania faktów po okresie cenzorskiego zakazu poruszania tych tematów. Wtedy Redaktor pojawiał się w dawno już nieistniejącej, ale wówczas najlepszej w Polsce księgarni - wzorcowni Ośrodka Rozpowszechniania Wydawnictw Naukowych PAN, która zajmowała obszerne pomieszczenia na dolnej kondygnacji Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Każde jego przyjście tam było spektakularne i głośne, gdyż swym charakterystycznym wysokim głosem komentował bieżące wydarzenia, a był to czas bardzo gorący, bo po wypadkach marcowych 1968 roku. Wtedy pracownicy księgarni wychodzili ze swoich zakamarków i wraz z klientami otaczali mówcę, słuchając jego ciętych wypowiedzi, a on brylował wśród nich, wywołując przy tym zdziwienie odwagą wygłaszanych poglądów. Kolejny obraz Władysława Bartoszewskiego kojarzy mi się z pierwszym większym polskim wystąpieniem zagranicznym naszego książkowego środowiska w nowych realiach politycznych Polski i Europy, a był to udział w Targach Książki w Lipsku jako gościa honorowego w 1996 roku. Wówczas prof. Władysław Bartoszewski wygłosił główne przemówienie podczas uroczystości otwarcia w słynnej sali Gewandhaus, rozpoczynając je od zwrócenia się do „Moich drogich Saksończyków, moich drogich Bawarczyków i całej tej reszty”, trafiając bezbłędnie w nastrój sali, czym wywołał żywiołowy aplauz i przychylność niemieckiej publiczności. Nie szczędził jej potem w tym przemówieniu najbardziej gorzkich słów prawdy jako świadek – i z Auschwitz, i z okupacji hitlerowskiej, i zwłaszcza Powstania Warszawskiego, wypominając zagładę ludności naszej stolicy i planowe zniszczenie miasta wraz z …