Może na wstępie wyjaśnijmy od razu, o jakiej firmie będziemy dziś rozmawiać? Krzysztof Grudziński: Wydawnictwo Marginesy, tak w dalszym ciągu i bez zmian brzmi nazwa wydawnictwa działającego w Polsce po sfinalizowaniu transakcji z grupą Bonnier. Joachimie, na zakończenie swojego przemówienia wygłoszonego podczas uroczystości ogłoszenia mariażu Grupy Bonnier i Wydawnictwa Marginesy pod koniec stycznia zaznaczyłeś, że niekoniecznie jest to ostatnia inwestycja w Polsce. W co jeszcze chcielibyście zatem zainwestować? Joachim Kaufmann: Widzę, że zrezygnowaliście z ogólnego wstępu, przechodząc od razu do trudnych pytań (śmiech). Ale odpowiadając zupełnie poważnie, przyznaję, że rozważamy możliwość zaangażowania kapitałowego w dwa lub nawet trzy kolejne podmioty wydawnicze na polskim rynku. Od razu zaznaczę jednak, że nie mamy żadnych konkretnych planów, ani typów. Tak samo nie stawiamy sobie zadania, że do końca 2014 czy w 2015 roku musimy przeprowadzić takie transakcje. Oczywiście z jednej strony zawsze może nadarzyć się okazja szybkiej akwizycji w ciekawy podmiot za rozsądną cenę, jednak druga kwestia, to wierność przyjętej przez nas strategii rozwoju Grupy Bonnier w Polsce zapoczątkowana inwestycją w Wydawnictwo Marginesy. Ten rozwój można osiągać także w sposób organiczny, na przykład przez tworzenie własnych inprintów i wchodzenie w nowe segmenty rynku niekoniecznie poprzez akwizycje. Najważniejszym, zadaniem jest osiąganie wzrostów z działalności na tym rynku. Jednak nie oznacza to, że prowadzimy obecnie zaawansowane rozmowy o kolejnych przejęciach. Przed mariażem z Marginesami prowadziłem rozmowy z kilkoma podmiotami, te kontakty nadal istnieją, choć nie mogę wymienić żadnych nazw. Zatem wszyscy polscy wydawcy powinni być gotowi na wasz telefon? JK: Odwróciłbym tę zależność. To my jesteśmy gotowi na telefon od wszystkich dobrych wydawców działających na tym rynku. Nasze podejście nie opiera się na pomyśle spotkania z interesującym wydawcą i „zaoferowaniu mu czeku”. Zresztą tę strategię najlepiej oddaje historia kontaktu Bonniera i Marginesów. Z obecnym tu Krzysztofem i jego żoną Hanią najpierw spotkaliśmy się, tak jak z wieloma innymi osobami z tego rynku. Potem polubiliśmy się i zaczęliśmy rozmawiać właśnie o tym rynku. Krzysztof wcześniej nie nastawiał się na pozyskanie międzynarodowego inwestora, dlatego musieliśmy wiele spraw poukładać. Od pierwszego spotkania zależało mi na pozyskaniu partnerów o odpowiednim podejściu do spraw zarządzania biznesem wydawniczym i kompetencjach. Wchodząc na nowy rynek Bonnier zawsze zaczyna od pozyskania lokalnej kadry zarządzającej. To wynika z koncepcji totalnej decentralizacji jaką wyznajemy. Nie wierzymy, że można efektywnie operować na polskim rynku z Niemiec czy Szwecji. Dlatego tu na miejscu potrzebujemy kogoś zaufanego. Do tego potrzebne jest nawiązanie bezpośredniej relacji. Przyznaję zresztą, że początkowo Marginesy wcale nie znajdowały się na naszej „liście życzeń”. Zatem jaka była przewaga Marginesów nad firmami, o których początkowo myślałeś? JK: Myślę, że Bonnier może pochwalić się niezłymi osiągnięciami biznesowymi w ostatnich latach nie tylko na rynku szwedzkim, ale także niemieckim. Wiemy, że takie udane działanie biznesowe można powtórzyć na polskim rynku. Ponadto mam głębokie przekonanie, że przyszłość polskiego rynku stać będzie pod znakiem konsolidacji, dlatego chcemy być aktywnym uczestnikiem tego procesu. Myślę też, że dzięki naszemu przyjaznemu ludziom modelowi biznesowemu możemy być interesującym partnerem dla wielu polskich firm wydawniczych. Na czym polega „przyjazność”, o której wspomniałeś? JK: Przede wszystkim w znacznie większym stopniu dbamy o jakość oferty i sprawy wydawnicze niż na przykład kwestie finansowe. W Grupie Bonnier właśnie tak ustawiamy priorytety. Podczas wspomnianego już styczniowego przyjęcia wspomniałem, że Marginesy utrzymają dużą niezależność w działaniu. I tak będzie. Marginesy mają być głównym podmiotem Grupy Bonnier w Polsce i pozostaną nim nadal wraz z rozwojem kapitałowym grupy na tym rynku. KG: To prawdziwa spółka typu joint venture. Takie ustalenia i rozwiązania przyświecały nam od samego początku rozmów o współpracy. Ponadto jest to współpraca dwóch równych partnerów, mimo iż to Bonnier objął 51 proc. udziałów w spółce. W praktyce układ sił wynosi 50:50, wszelkie decyzje strategiczne wymagają zgody dwóch stron… JK: A w zasadzie to Marginesy kontrolują 51 proc. udziałów, bo Krzysztof i Hania operacyjnie zarządzają firmą (śmiech)… Bardzo chcielibyśmy usłyszeć powtórzenie tych pozytywnych deklaracji na przykład za rok… JK: Nie mam wątpliwości, że tak właśnie będzie. W takim razie dlaczego wybór Grupy Bonnier padł właśnie na Marginesy? JK: Prawdę mówiąc nie było tak, że wybór padł właśnie na tę firmę na przykład ze względu na jej ofertę. Zadecydował raczej fakt, że szukaliśmy …