Kim jest Roman Hocke? Członkiem rodziny rozrzuconej po całej Europie. Synem pisarza. Bratem pisarza. Osobą, która wyrastała wśród książek. Germanistą z wykształcenia. Miłośnikiem dobrej literatury i w konsekwencji właścicielem agencji literackiej. Co skłoniło Pana do założenia własnej agencji? Czy tylko miłość do literatury? Jak wspomniałem, ojciec był pisarzem, a zatem w domu najczęstszymi gośćmi byli jego koledzy po piórze. Mieszkaliśmy wówczas w Rzymie, który w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku był miastem pisarzy. Także i niemieckich. Wyrosłem więc w atmosferze książek oraz pisania, co nadało kierunek moim studiom. Konsekwencją była pierwsza praca w wydawnictwie, w którym spędziłem 17 lat. Jako redaktor a potem naczelny redaktor i wreszcie prezes zarządu poznałem wielu pisarzy. Nauczyłem się oceniać książki i, jak się okazało w praktyce, miałem dobrego nosa. Tytuły, na które stawiałem i które mnie fascynowały, zostawały zauważone przez czytelników. Pewnego dnia udziałowcy zaczęli mówić o sprzedaży wydawnictwa większemu. Wówczas miałem do wyboru, albo dać się sprzedać z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo pójść własną drogą. Wybrałem to drugie. Na moją decyzję wpłynął ostatecznie mój przyjaciel, Peter Prange, który właśnie napisał swą pierwszą powieść „Das Bernsteinamulett”(„Bursztynowy amulet”). A że książka była znakomita, postanowiłem doprowadzić do jej wydania i sprawić, by osiągnęła sukces, na jaki zasługiwała. W konsekwencji w 1997 roku założyłem własną firmę, która dała początek agencji. A co z innymi autorami? Jak zareagowali na Pana odejście? Poszli za mną, z czego byłem bardzo dumny. Z iloma autorami pracuje Pan obecnie?Jest ich koło setki, w tym wielu takich, których każda powieść trafia na listy bestsellerów i których książki tłumaczone są na wiele języków, a także filmowane. Że wymienię choćby takich, jak wspomniany już Peter Prange, Charlotte Link, Wolfram Fleischhauer, Andreas Englisch, Sebastian Fitzek, Wulf Dorn, Sabine Ebert, Charlotte Lyne. I sporo innych. Reprezentuję także około dwudziestu zupełnie młodych, świetnie zapowiadających się pisarzy. A który z nich był Pańskim największym odkryciem?Reprezentuję pogląd, że agent w rzeczywistości wcale nie jest odkrywcą. Prawdziwym i jedynym odkrywcą jest czytelnik. To on tak naprawdę kreuje autora i czyni go sławnym. Zawsze jestem dumny, gdy okazuje się, że pozycja, którą uznałem za wartą przedstawienia wydawcy i w konsekwencji wartą wydania, zostaje doceniona przez czytelników. Wspaniale się czuję, gdy mój autor trafia w gusta czytelnika, gdy czytelnik wyczekuje niecierpliwie kolejnego tytułu. A że sporo reprezentowanych przeze mnie pisarzy podbiło serca czytelników w wielu krajach, zdobyło sławę i sukces, trudno by mi było tak jednoznacznie wymienić jakieś konkretne nazwisko. Wszyscy byli i są znakomici. Mimo, że nasze kraje sąsiadują ze sobą, wiemy mało o tym, co czyta się w Niemczech. Co jest teraz modne? Po jaką książkę sięgają niemieccy czytelnicy najchętniej?Zdecydowanie wciąż jeszcze króluje powieść historyczna. To chyba pozycje numer jeden wśród sprzedawanych tytułów. Przy czym istotna jest epoka i obszar, w którym rozgrywa się akcja. Współczesny czytelnik powieści historycznej najchętniej sięga po książkę z okresu wczesnego średniowiecza, gdzie miejscem akcji jest Europa Środkowa. Od dwóch, trzech lat coraz częściej kupuje się współczesne thrillery i psychothrillery, w których główny bohater inaczej postrzega rzeczywistość i świat niż my, przeciętni ludzie. W tej dziedzinie prym wiodą tacy autorzy, jak Wulf Dorn czy Sebastian Fitzek. Pańska agencja ma również oddział w Rzymie. Czy gusta czytelnicze Włochów pokrywają się z niemieckimi?Tutaj tendencja jest odmienna. Pierwsza miejsce zdecydowanie zajmują psychothrillery. Tamtejszy czytelnik reaguje inaczej, niż niemiecki. Chce dostać do ręki coś zupełnie nowego, tematykę, z którą jeszcze się nie zetknął, której jeszcze nie zna. Z drugiej strony chętnie też sięga po sprawdzone tematy. A jeśli chodzi o tak popularną w Niemczech powieść historyczną? Tutaj Włosi zdecydowanie różnią się od Niemców. Wielkie, opasłe sagi rodzinne, czy tak popularne ostatnio powieści „nostalgiczne” osadzone w odległych, egzotycznych miejscach, takich jak Afryka, Australia czy Nowa Zelandia, w których główna bohaterka jest silną kobietą, zaczynającą swoją egzystencję od zera na Antypodach, nie cieszą się we Włoszech zbyt dużym uznaniem. A jaki jest Pański ulubiony gatunek? Fantastyka, ale nie …