Jakie, pańskim zdaniem, są obowiązki poety? A jakie, poety polskiego? Chciałby pan pewnie usłyszeć: „Jestem polskim poetą i mam obowiązki polskie”. Nic z tego. Poeta, niezależnie od narodowości, ma tylko jeden obowiązek: oddać wszystkie swoje siły i umiejętności na usługi dzieła, które tworzy. Podporządkować się jego wewnętrznej logice i nie burzyć jej żadną kalkulacją. Dla mnie jako chrześcijanina dodatkowo ważna jest kategoria powołania do służby artystycznej, o której jednym głosem mówili Jacques Maritain i Jan Paweł II. Staram się służyć pięknu, prawdzie i ludziom. Jednak drogą do tego nie jest realizacja społecznych zamówień, lecz pogłębianie własnej relacji z Bogiem, zgodnie z zasadą: „Jakim kto jest, takie dzieła wykonuje”. Myślę, że wraz z dojrzewaniem wiary moja wyobraźnia stawała się przez lata – mówiąc słowami Herberta – „narzędziem współczucia”. To doświadczenie przygotowało mnie do pisania o bolesnych losach Polaków. Za sprawą wierszy Jarosława Marka Rymkiewicza, a i pańskich utworów, powróciła do publicznego dyskursu zapomniana zda się – od romantyzmu a może i oświecenia – poezja obywatelska. Nie wiem, jakie są intencje Rymkiewicza, ale własnych wierszy z „De profundis” nie nazwałbym obywatelskimi. To poezja wyrastająca z doświadczenia wspólnotowego, jednak polskość jest w niej traktowana metafizycznie, a nie politycznie. Wizja ciał oficerów z Katynia, które ulegając rozkładowi, dosłownie stają się solą ziemi, to dla mnie coś więcej niż liryka obywatelska. Dotyczy to również wierszy wołyńskich, gdzie męczeństwo ma wymiar uniwersalny, a polskość pojawia się wyłącznie w swym mistycznym związku z chrześcijaństwem. Jeśli się nie mylę, tylko jeden wiersz – „Do Jana Lechonia” – ma charakter ściśle obywatelski, może być odczytany jako polemika z dzisiejszymi próbami ucieczki od tragizmu polskiej historii. Z drugiej strony, oczywiście chciałbym, aby te wiersze choć w niewielkim stopniu przyczyniły się do powrotu do polskiej kultury patriotycznej ikonografii, przypomniały traktowane po macoszemu miejsca kaźni, takie jak Wołyń, i pozwoliły czytelnikom rozpoznać polskość jako przestrzeń wielkich wyzwań, a w konsekwencji przestrzeń życia na serio, które jest alternatywą dla konsumpcyjnej wegetacji. Nie przeceniam roli poety w życiu społecznym, bo czy w ogóle może być on organizatorem masowej wyobraźni? Chociaż, jeśli chodzi o artystów, ale niekoniecznie tych zajmujących się piórem, może i byłbym to sobie w stanie wyobrazić. Do niedawna sądziłem, że to niemożliwe, ale reakcje na „De profundis” przekonują mnie, że Polacy wciąż potrzebują poezji, która wyraża wspólnotowe intuicje. Oczywiście, reżyserzy czy muzycy mogą liczyć na nieporównywalnie większą publiczność. Sam jestem fanem De Press – mam wszystkie ich płyty. Kolekcjonuję też spektakle z cyklu „Scena faktu”. Finał „Katynia” Wajdy potrafię odtworzyć w pamięci w najdrobniejszych szczegółach. W porównaniu z tymi utworami nośność poezji wydaje się minimalna. Jednak jej wpływ na zbiorową świadomość nie powinien być mierzony wyłącznie ilością sprzedanych książek. Wystarczy, że kilka fraz czy obrazów krąży w tekstach prasowych, na uniwersytetach czy w szkołach. Czasem wpływ na wyobraźnię ma sam tytuł, ciąg skojarzeń, np. katastroficznych, który odpowiada doświadczeniu odbiorcy. Poezję z zasady czytają inteligenci. Jeśli choć część z nich przez kolejne lata odwołuje się do niej w kontekście bieżących zjawisk kultury czy polityki, wiersze żyją własnym życiem. Poza tym w przypadku takiego tomu jak „De profundis” zawsze może się pojawić nowy kontekst historyczny, który rzuci na niego nowe światło. To nie są wiersze mające wywołać natychmiastowy efekt. To świadectwo, którego wartość dla kultury będzie można ocenić za kilkanaście, kilkadziesiąt lat. Ile jest przekory w stwierdzeniu, że jest pan poetą podziemnym, szerzej nieznanym, i że pańska rezygnacja z kariery literackiej była świadomym wyborem? Nie znam autorów, którzy by nie chcieli mieć jak najwięcej czytelników. Określenie „poeta podziemny” to trochę nawiązanie do świata moich wierszy. Wszystko, co najistotniejsze, odbywa się w nim …