Zacznijmy od Republiki Książki. Co nam zostało z jej otwarcia? Zostało bardzo dużo. Przede wszystkim został osiągnięty nasz główny cel, czyli zainteresowanie mediów wysokonakładowych kwestiami książki. Wiemy, że środowisko wydawców, księgarzy, bibliotekarzy – my wszyscy, choć w pewnych kwestiach się różnimy, to jesteśmy przekonani, że książka jest ważna, że sieć bibliotek, zarówno publicznych jak i szkolnych, jest potrzebna w całej Polsce, że są potrzebne takie miejsca lokalnej kultury jak księgarnie itd. My jesteśmy do tego przekonani. Celem spotkania 8 grudnia było przekonanie tych wszystkich, którzy jeszcze o tym nie wiedzą. Tych, którzy uważają, że Internet zastąpi księgarnie i biblioteki. Całodniowe relacje telewizji, które zwykle w ogóle nie podają informacji o książkach, oraz obszerne artykuły w dziennikach i tygodnikach o ogromnych nakładach, m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Polityce”, „Newsweeku” pozwalają nam sądzić, że odnieśliśmy sukces. I co dalej? Dziś już możemy powiedzieć, że to zainteresowanie istnieje nadal. Nie tylko my pukamy do dziennikarzy, ale to także oni pukają do nas. Temat książki wszedł do kręgu tematów społecznych, a jeszcze nie tak dawno baliśmy się, że zupełnie wypadł z publicznej debaty. Nikt nie wzruszał się tematami związanymi z książką, bibliotekami czy księgarniami. Mówiono nam, że to już jest passé, a rynek sam to załatwi. Teraz już tak nie mówią. To jest, jak sądzę, naszym dużym osiągnięciem po 8 grudnia. Ale to jest dopiero początek. Naszym celem było zrobienie dużej akcji medialnej, żeby stworzyć atmosferę czy pewien nacisk społeczny na samorządy, które w 80 proc. pokrywają wydatki na kulturę, m.in. odpowiadają za budżety bibliotek, w tym również zakupy książek. Czy i na tym polu Republika Książki odniosła sukces? Tak, ponieważ mamy takie sygnały z całej Polski. Samorządowcy zobaczyli, że jest to temat ważny i interesujący. Już zbudowali wszystkie drogi, aquaparki, spalarnie śmieci i czas przyszedł na kulturę. A dokładnie na inwestycje w kulturę. Chcieliśmy, żeby początek naszej akcji przypadł na początek kadencji w samorządach, bo też proszę pamiętać, że to nie minister kultury zagwarantuje budżety bibliotekom czy funkcjonowanie lub preferencyjne stawki na wynajęcie lokali przez placówki księgarskie. Za to odpowiedzialne są samorządy. Przyłączyło się do tej akcji wiele osób, organizacji… Bardzo nas cieszy, że włączyli się w to nie tylko ministrowie, patronuje nam pani prezydentowa. Ale najważniejsze jest wzbudzenie u wszystkich życzliwego zainteresowania, a nie odruchu odmowy. Nawet firmy komercyjne, agencje reklamowe chcą się włączyć. To wszystko tworzy bardzo poważny klimat i jest to dobra wiadomość. Ale na tym nie koniec? Oczywiście, mamy już obietnicę realizacji Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa. Przewidziano w nim wiele pakietów, np. na zakup nowości dla bibliotek i, na czym mi szczególnie zależy, zakup prenumerat czasopism do bibliotek. Proszę pamiętać, że jeśli nie nauczymy się i nie nabędziemy nawyku sięgania po gazetę lub tygodnik opinii w wieku dziecięcym czy młodzieńczym, a nie nauczymy się tego w domu, to nigdy nie będziemy odczuwać ich braku. Wystarczać nam będzie tylko Internet i telewizja. Biblioteki powinny prenumerować jak największą liczbę tytułów, może niekoniecznie 7,5 tys. tytułów, które w Polsce są publikowane rocznie, ale najważniejszych kilkadziesiąt – tak. Co jeszcze będzie w tym Programie? W pakietach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa powinny być wzmacniane, a nawet rozszerzane akcje promujące czytelnictwo – bezpośrednio bądź pośrednio – jak np. „Cała Polska czyta dzieciom”. Natomiast to, co uważam za duży sukces, to przekonanie wszystkich, że nie same akcje czytelnicze są ważne, ale także budowanie księgozbiorów bibliotek. Każda złotówka wydana na zakupy książek czy czasopism do bibliotek, tak czy inaczej trafia do wydawcy. Biblioteka nic z tego nie potrąca, czasem przechodzi to przez dystrybutora, ale biblioteki są w stanie kupować bez przetargów i wtedy dotacja trafia do wszystkich szczebli pośrednich w obrocie książką. Jest to najtańszy, w moim przekonaniu, program rządowy jaki można sobie wyobrazić, bo poza obsługą umów i rozliczeń w Bibliotece Narodowej nie kosztuje nic. Zatem każda ta złotówka trafia do co najmniej trzech pośredników, których warto wspierać – poczynając od biblioteki, a kończąc na autorze. To jedno. Drugie to jest to przekonanie, że jeżeli będziemy reklamować czytelnictwo, a w bibliotekach nie będzie bieżących tytułów, to tak, jak reklamować sklep, w którym nie ma towaru. Co z tego, że będzie duża reklama pieczywa, skoro nie będzie go w sklepie, albo będzie nieświeże? Księgozbiory bibliotek faktycznie powinny być odnawiane co pięć lat. Książka techniczna po pięciu latach może zainteresować jedynie historyka techniki. Po 8 grudnia nie muszę już nikogo przekonywać do tego. A co dalej z samą Republiką Książki? Ciąg dalszy Republiki jest …