W branży książkowej znana jesteś jako specjalistka prawa autorskiego, autorka wielu artykułów traktujących o aktualnych problemach prawnych i recenzji, które ukazywały się m.in. na łamach „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” i „Biblioteki Analiz”. Skąd wziął się pomysł na wydanie poradnika o rozwodach? Wywodzę się z prawniczej rodziny. Moja mama była przez ponad 40 lat sędzią rodzinnym, w tej samej dziedzinie specjalizowały się moje dwie przyszywane ciotki. Summa summarum, o prawie rodzinnym w domu mówiło się dużo. Jeszcze będąc na aplikacji, pomagałam mamie w jej działalności społecznej – udzielaniu porad prawnych kobietom będącym ofiarami przemocy domowej. I to dziedzictwo mnie dopadło, jak już zostałam pełnomocnikiem zawodowym. Od początku praktyki zawodowej, czyli od 2003 roku, zajmuję się równolegle prawem autorskim i prawem rodzinnym. Tyle gwoli wyjaśnienia, skąd u mnie taka druga specjalizacja. A co do samego poradnika – od dawna myślałam o napisaniu takiej książki. Przychodzili i nadal przychodzą do mnie ludzie do spraw rozwodowych, naładowani bzdurnymi, często szkodliwymi informacjami zaczerpniętymi głównie z internetu. Postanowiłam rozprawić się z tymi mitami, napisać książkę, która będzie źródłem rzetelnych informacji, przedstawionych w sposób zrozumiały dla zwykłego człowieka. I choć jestem bardzo zajętym człowiekiem, a pisanie książki to dla mnie jak kupienie sobie stada kóz, w grudniu ubiegłego roku uparłam się, że do wiosny książka będzie skończona. I była. Koronawirus i zamknięte od połowy marca sądy były moim sprzymierzeńcem w tej pisarskiej działalności. Jak wynika z rubryk „Z życia wzięte”, które często pojawiają się na stronach książki, spraw rozwodowych, które prowadziłaś, było naprawdę dużo. I wynika z tych zapisków, że ludzie nie potrafią się rozstać godnie. Przykład – alimenty na psa w wysokości 2000 zł! Która ze spraw zaskoczyła cię najbardziej? Nie przestaje zaskakiwać mnie natura ludzka, w której jest wiele agresji, często niczym nieuzasadnionej zapiekłości, potrzeby taplania się w poczuciu krzywdy zamiast zdrowego odcinania się od trudnych osób i rozdziałów życia. Często pod przykrywką wykształcenia, ideologii, w tym religii, pozornie dużej świadomości ludzie realizują swoje zaburzenia, zachowują się neurasteniczne, krzywdzą swoje dzieci. Przeraża mnie coraz bardziej widoczny nurt wychowania dzieci poprzez wyręczanie ich z życia, pozbawianie samodzielności, decyzyjności, psychiczne wiązanie z rodzicem. Przykłady z ostatnich spraw: wykształceni ludzie, na stałe mieszkają we Francji, pan mówi, że musi rozwieźć się z żoną, żeby odzyskać synów. Okazuje się, że od kilku lat jest odstawiony przez żonę na boczny tor, zajmują oddzielne sypialnie, żona w małżeńskiej sypialni śpi z synami, dwunastolatkiem i ośmiolatkiem, tego ostatniego …