Piątek, 1 marca 2019
Rozmowa z Andrzejem Jankowskim, kapitanem Andym

– „Wszystko zaczyna się od marzenia” – pisze pan, kapitanie, w swojej książce „Nazywam się ŻYCIE”. Czy człowiek, który żegluje na własnym jachcie dookoła świata, a teraz publikuje książkę, może mieć jeszcze jakieś marzenia?
– Tak, ale to moje kolejne marzenie to jak poprzednie wielka przygoda i tajemnica, ku której żegluję w swoim życiu i na jachcie.

– Jeśli „Nazywam się ŻYCIE” nie jest autobiografią, to czym może być dla nas – czytelników?
– Może zainspirować do myślenia na temat własnego życia. Może sprowokować pytanie, ile jest naprawdę Życia w naszym własnym życiu. Mylimy często obowiązki i czyjeś oczekiwania z własnym życiem, własnymi przekonaniami i marzeniami. Najpierw rodzice i szkoła, a później społeczeństwo, partner, dzieci czy praca. Oczekują od nas wiele, a dla nas samych nie pozostaje czasem już niemal nic, bo nawet na urlopie jesteśmy „pod telefonem” i zajęci zwiedzaniem, nie mamy siebie. Potrzebą współczesnego człowieka jest bezpieczeństwo i stabilizacja. Praca, dom, partner czy samochód. Ale świat nie jest miejscem stabilnym i bezpiecznym, mamy jedynie złudzenie stabilizacji, a co chwilę nasz spokojny świat się burzy, ktoś odchodzi od kogoś, tracimy dom, a samochód ulega wypadkowi. Praca też nas nie potrzebuje, albo my z niej rezygnujemy. A co poświęcamy w zamian za złudną stabilizację? Płacimy życiem. Nie żyjemy pełną piersią tyko egzystujemy, rezygnujemy, bo coś stracimy, posadę, partnera, itd. A przez to tracimy siebie, a przecież tylko to mamy na pewno. Siebie, swoją wolność i niezależność. Te inne zewnętrzne są zmienne. A my zostajemy ze sobą, żyjemy ze sobą. Tak, książka jest wyjątkowa, bo prawdziwa, i stoi za nią nie tylko moje pisanie, ale również moje życie, opowiedziane w kilkudziesięciu – czasem niewiarygodnych, ale zawsze prawdziwych – anegdotach i historiach. Jedna myśl jest w nich obecna: nie gadam, tylko robię, nie wynajduję kolejnych pretekstów i wyjaśnień, dlaczego „nie”. Wstaję i działam, a jeśli czuję opór, to zmieniam metodę. Ale cel, od początku jasno określony, osiągam zawsze. Jeśli wypływam z portu, to przecież chcę dotrzeć bezpiecznie do następnego. I jak dotąd docieram.

– Czy zostanie pisarzem i opublikowanie książki to właśnie ten kolejny port?
– Dokładnie. Fizycznie jacht jest teraz na Sycylii, gdzie ostatnio dopłynąłem w sztormowych warunkach, ale z uwagi na rajskie warunki życia osiedliłem się tam na pół roku, nim pożegluję dalej. Ale w mojej podróży po życiu to właśnie pisanie jest tym kolejnym wspaniałym oceanem, który zamierzam poznawać. Pisarz to ktoś, kto bardzo dużo przeżył i nadal przeżywa, kto dużo czuje, widzi i robi. Pisarz nie podąża z głównym nurtem, tylko ma odwagę popłynąć we własnym kierunku, dalej niż ludzie na lądzie. Wziąć mapy i zaplanować podróż w przyszłość i zobaczyć, co jest poza codziennością, za horyzontem. Mam tyle samo czasu co inni, ale więcej z niego przeznaczam na życie, na zatrzymanie się, na uważność. A potem o tym piszę. Pisarz może być latarnią morską. W świecie pełnym impulsów i informacji, opinii i agresywnej konsumpcji. Moje przesłanie to przesłanie spokojnego światła latarni morskiej, które omiata ciemność białym światłem. Bym ja sam, ale również ktoś, kto czyta moją książkę, odnalazł podstawowe kierunki. W geografii i nawigacji wszystko jest jasne. Północ geograficzna i północ magnetyczna. Mam kompas i płynę. A gdzie jest północ w naszym życiu?

– Joseph Conrad Korzeniowski był pierwszym oficerem na statku, pan jest kapitanem. Czy morze pomaga w pisaniu?
– Morze jest źródłem wszelkiego życia. Z niego wyszło. Jest w nim, poza sztormami, które uświadamiają, jak kruche jest ludzkie życie, również nieograniczona przestrzeń, czas i cisza. Każdy, kto stanął choć raz i poczuł bezkres morza czy oceanu poczuł absolutną wolność. Cisza potrafi dać wgląd w rzeczy, które na lądzie wciąż zagłusza internet, ruch uliczny, pośpiech i gonitwa myśli. Tam tego nie ma. Jest spokój i głębokie odczuwanie. Nasza planeta jest z kosmosu błękitna, nie zielona. Kocham oceany  i morza, płynę. Tam jest prawdziwie, bez pozorów. Sztormy są prawdziwe i ludzie są prawdziwi. Nie da się udawać odwagi, gdy się jej nie ma. Nie da się kupić kompetencji i doświadczenia. Trzeba wszystko brać na siebie, nie da się zlecić na zewnątrz. Wszystko zależy od kierunku i siły wiatru, od zafalowania i już. Pracuję, to płynę, nie działam, to ginę, a czasem morze przetestuje cię tak, że nawet jak bardzo chcesz, to nie dajesz rady. Na razie daję. Conrad dużo pisał o odpowiedzialności, bo sam przeżył tragedię i czuł jej skutki. Każdego dnia, gdy biorę do ręki ster, to czuję odpowiedzialność, wiem, jak wiele zależy ode mnie: losy jedenastotonowego jachtu, życie załogi i na końcu moje. A przecież życie człowieka jest cudem, a on sam doskonałym stworzeniem, które w naturalnym środowisku było zdrowe i silne. Człowiek może być wspaniałym fragmentem naszej planety, jednym z jej dzieci. Może żyć w niemal idealnym świecie, który byłby jak marzenie. A wszystko zaczyna się od marzenia. Trzeba tylko marzeniu trochę pomóc. Na morzu nie jestem już tylko człowiekiem, jestem falą, która pojawiła się na jakiś czas na wodzie, rośnie w czasie, a następnie zanika. Zatem w głębi jestem oceanem. Jestem Planetą. Tak jak ty, jestem Życiem.

 

O autorze
Captain Andy, Andrzej Jankowski, żeglarz, pisarz,  podróżnik i miłośnik życia. Absolwent uniwersytetów  Oksfordzkiego i Warszawskiego. Aktywny uczestnik przemian w Polsce i Europie. W przeszłości rzecznik podziemnego Niezależnego Zrzeszenia Studentów UW i jego szef w Instytucie Dziennikarstwa, członek Komisji Uczelnianej i uczestnik strajków. Pracownik biura prasowego Solidarności podczas obrad Okrągłego Stołu. Po wyborze Lecha Wałęsy na Prezydenta RP współtwórca jego biura prasowego, a następnie szef protokołu. Odpowiedzialny m.in. za wizyty zagraniczne głowy państwa w Stanach Zjednoczonych, Rosji, Egipcie, Hiszpanii i Niemczech. Wiceszef i szef gabinetu Ministra Spraw Zagranicznych. Dyplomata. Obecnie – po kilkunastu latach przygotowań i często ekstremalnie ciężkich rejsów od Bałtyku, Morza Północnego i Śródziemnego, po Spitsbergen, gorące Karaiby, Seszele czy Tajlandię, jako kapitan Royal Yachting Association i własnego jachtu żaglowego SY Malena – w niezwykłej i nie kończącej się podróży dookoła świata. Inspirujący Ambasador Życia.

Autor: Rozmawiał Piotr Dobrołęcki
Źródło: Magazyn Literacki KSIĄŻKI 2/2019