Pojechałam kiedyś na spotkanie autorskie do szkoły, w której moje książki omawiano jako lekturę. Zostałam powitana bardzo uroczyście. Pani Bibliotekarka posadziła mnie na honorowym miejscu i powiedziała do uczniów: – Macie wspaniałą możliwość porozmawiać z autorką jednej z waszych lektur. Nie przyjedzie do was Adam Mickiewicz, nie przyjedzie do was Bolesław Prus ani Henryk Sienkiewicz. A pani Piekarska przyjechała. Jak myślicie, dlaczego? – Bo żyje! – odpowiedział chór uczniów natchnionym głosem i na dodatek niezwykle zgodnie, a ja mało nie umarłam ze śmiechu, który skręcał mnie od środka. Zarówno publicznie postawione przez nauczycielkę pytanie, jak i odpowiedź uczniów wydały mi się i groteskowe, i tragikomiczne. Opowiedziałam potem tę historię znajomej, którą też ubawiła i to do tego stopnia, że powiedziała: – Wychodzi na to, że pojechałaś jako zwykła Piekarska, a wróciłaś jako Mickiewicz. To ostatnie stwierdzenie sprawiło, że popłakałam się ze śmiechu. Cóż… wyobraziłam sobie Adama Mickiewicza walczącego z laptopem i rzutnikiem i pokazującego zrobioną na komputerze prezentację na temat „Pana Tadeusza” lub „Konrada Wallenroda” bądź „Dziadów”. To jest dopiero wizja! Na przykład prezentuje ilustracje autorstwa Elwiro Andriollego, choć ten zilustrował jego epopeję w roku 1881, czyli ponad ćwierć wieku po śmierci wieszcza (1855). Ale co tam! Wyobraźnię mam w końcu nieograniczoną! A czyż nie o to przecież w pisarstwie chodzi? Prawda jest jednak taka, że wielokrotnie jeździłam na spotkania do szkół, gdzie któraś z moich książek była omawiana na lekcji, a wszystkie te spotkania były dla mnie niezwykle ciekawe. Przede wszystkim dowiadywałam się, co czytelnikom w moich książkach się podobało, co najbardziej przeżywali, co ich śmieszyło. I broń Boże nie jestem jedyną w Polsce ani tym bardziej na świecie autorką, której książki omawiane są na lekcjach. Naprawdę jest nas sporo. Zresztą… co jakiś czas w rozmowach środowiskowych pojawiają się tematy zwariowanych pytań stawianych autorom przez nieletnich czytelników: „Czy był pan kiedyś przystojny?” – spytali Grzesia Kasdepke. A Basię Gawryluk zapytano: „Jak się pani pisało wiele lat temu, na początku kariery, gdy jeszcze nie wynaleziono prądu?”. I prawdę mówiąc, my, pisarze piszący dla nieletnich (dzieci i nastolatków), lubimy te spotkania. A te ze zwariowanymi pytaniami kochamy – i to najbardziej! Ostatnio trafiłam do gminnej biblioteki w Sadlinkach pod Kwidzynem. Tam zorganizowano konkurs związany z moją powieścią „Tropiciele”. Konkurs… międzyszkolny. Była to jego 9. edycja. Poprzednie dotyczyły książek innych autorów. Tak jak i wcześniej, tak i teraz, finał konkursu poprzedziły eliminacje. Do finału dostali się prawdziwi „specjaliści-znawcy” lektury z kilku szkół z całej …