Poniedziałek, 9 lutego 2009
Rozmowa z Andrzejem Tomaszewskim – typografem
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru240
Kim ty właściwie jesteś z zawodu? Reprezentuję zawód stosunkowo nowy. I nowy zawodowiec tego nowego zawodu tak naprawdę nazwy nie ma… Niektórzy nazywają go grafikiem komputerowym, inni redaktorem technicznym, jeszcze inni DTP-owcem, składaczem… A typografem nikt go nie nazywa? Nazywają go tak, coraz częściej. Jeżeli typografię rozumiemy w szerszym znaczeniu, jako sztukę użytkową – ja zaś twierdzę, że to bardziej rzemiosło, które ma za zadanie odpowiednie zaprojektowanie publikacji, wszystko jedno: gazety, książki czy akcydensu – to w porządku. W jednym zawodzie mieści się tu wiedzę poligraficzną, graficzną i redakcyjno- wydawniczą. Tę część pracy nad publikacją poligrafowie nazywają pre-pressem, gdyż przygotowany przez typografa plik „wędruje” do drukarni, a wcześniej niekiedy do naświetlarni. Plik natomiast musi być poprawny pod względem merytorycznym, za co odpowiada wydawca, graficznym, za co odpowiada typograf, i poligraficznym, też właściwie w jego domenie. Oficyny wydawnicze tymczasem pozbywają się pracowników, którzy czuwają nad finalnym kształtem książki, w sensie estetycznym i do pewnego stopnia technologicznym. I nikt już nie ma nad tym kontroli? Kontrola jest zdecentralizowana i nie sprawuje jej nikt w wydawnictwie, bo prace te zleca się na zewnątrz. Z tonu, jakim to mówisz, wnioskuję, że protestujesz przeciwko takiej praktyce. Czy protestuję? Nie wiem, czy to dobrze, że tak się dzieje. Z punktu widzenia ekonomicznego funkcjonowania wydawnictwa trudno się czepiać – firmy nie muszą utrzymywać etatów. Pytanie, kogo się do tych prac zatrudnia. Mogą to być ludzie, którzy przez lata inwestowali w wiedzę, umiejętności, literaturę fachową, sprzęt i oprogramowanie, a mogą być i tacy, którzy posiadają jedynie małpią sprawność obsługi programu komputerowego, który najczęściej został kupiony na jakiejś szemranej giełdzie. Tacy ludzie konkurują niestety z prawdziwymi fachowcami, bo mogą zaproponować połowę lub nawet ćwierć ceny, za jaką projektują książkę. Jesteś przekonany, że klienci w księgarniach widzą potem te różnice? Widzą, oczywiście. Ale kupują jedne i drugie książki, dając tym samym argument w ręce wydawcy, który – trudno się dziwić – chcąc swoje zyski zmaksymalizować, decyduje się na tańsze studio DTP. Akcjonariusze zadowoleni, zarząd dostaje premię… I ja to rozumiem. Są bowiem książki, które sprzedadzą się bez względu na to, jak zostaną zaprojektowane. Bo to są hity. Zwróć uwagę, jak fatalne książki czytaliśmy w czasach „Solidarności”, robione w podziemiu. Zwykle były to odbite i pomniejszone maszynopisy… Ale ponieważ chcieliśmy tego Sołżenicyna poznać, męczyliśmy się produkując kolejnych okularników. Fakt, że książki kupuje się głównie dla ich wartości merytorycznej, nie znaczy, że one muszą być brzydkie. A mogą być ładne za te same pieniądze? Ja bym odwrócił pytanie – czy nie warto zainwestować trochę więcej w stworzenie książki, której nie trzeba będzie się wstydzić. Zatrważający jest bowiem coraz bardziej widoczny brak wrażliwości estetycznej wśród społeczeństwa, żyjącego w świecie stylistyki kiczowato-bazarowej. Kreują ją zasłaniające miasto billboardy ze zdjęciem kiełbasek z Carrefoura po 6,99 zł, ulotki, których nikt nie czyta, a które wysypują się z gazety, plakaty odcięte do połowy, bo umowa zobowiązuje do umieszczenia paska z logotypami patronów i sponsorów… Żyjemy w tym świecie, bo daliśmy się zwariować. I znów – ten świat weryfikuje rynek. Kiełbaski się sprzedają, plakaty przyciągają klientów sprzedawanych na nich treści itd. Ten świat weryfikuje masa. A książki nie są dla mas – dla ćwierćinteligentnego oglądacza „Familiady”, tańców na lodzie czy gości Galerii „Mokotów”. Powiedzmy sobie szczerze: książki czyta 10-12 proc. ludzi. I do nich dociera się z reklamą opartą przede wszystkim na informacji, a nie na estetyce kiełbasek z Carrefoura. To jest przecież zupełnie inny towar, o czym w niektórych wydawnictwach wiedzą, a w innych… nie. Dobrym przykładem są tu Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, które na swoje produkty mają zapewniony zbyt, bo podręczniki dzieci mieć muszą, i które swoje publikacje mogą projektować jak chcą. Myślę, że WSiP to tylko przykład, a masz na myśli wszystkie wydawnictwa edukacyjne. Nie. Świadomie mówię o WSiP, które konsekwentnie zwalniają grafików i redaktorów prowadzących, w miejsce których zjawiają się różnego rodzaju „marketoidzi”, jak nazywają ich graficy. W efekcie podręczniki są coraz gorsze, mało tego – coraz częściej z błędami merytorycznymi, w tym podręczniki językowe z błędami językowymi. Dyrektor finansowy WSiP zaprezentuje ci natomiast kilka wskaźników… Otóż to! Zwróć uwagę, o czym piszą media w kontekście WSiP. Nie o tym, czy dzieciaki uczą się z dobrych książek, tylko o tym, ile się sprzedało akcji, jaki był zysk netto, jaka dywidenda itp. Tylko to się liczy. Jakbyś zobaczył ich okładkę do podręcznika plastyki dla gimnazjum… Widziałem… … to byś, bracie, oszalał. I teraz jest pytanie – czy my się już wszyscy daliśmy zwariować czy jeszcze nie? Zaraz powiesz, że tej okładki bronią nauczyciele, decydując się na uczenie z tej książki, i racja. Ja jednak oczekuję ciut więcej od ludzi, którzy wydają książki. Nie tylko zresztą od nich – także od dyrektorów teatrów, muzeów czy filharmonii. Nie powinni zajmować swoich stanowisk, jeżeli nie widzą także edukacyjnego sensu swojej pracy. Uczenia wrażliwości estetycznej. Też. Bo uczeń, który przez cały rok gapi się w okładkę „znienawidzonego” podręcznika do plastyki, lepiej, by gapił się w coś… ładniejszego. Oczywiście. Inaczej za parę lat każe komuś zaprojektować te nieszczęsne kiełbaski na billboardzie. Trend do komercjalizacji wszystkiego i dyktat słupków zniszczył wartości estetyczno-intelektualne w sztuce użytkowej. Na rękę forsujących takie podejście …
Wyświetlono 25% materiału - 839 słów. Całość materiału zawiera 3358 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się