Niemal każdy znany pisarz i pisarka ma wśród swoich znajomych takie osoby, które twierdzą, że oni napisaliby lepiej. Sama wielokrotnie słyszałam to od różnych osób, albo że każdy potrafi napisać książkę. Temu ostatniemu zdaniu często towarzyszy jeszcze przymiotnik „głupi”, dookreślający, że tę książkę potrafi napisać „każdy głupi”. Cóż, wg teorii każdy jest w stanie napisać jedną książkę. Na dodatek do dyspozycji ma komputer, a więc narzędzie ułatwiające pisanie. Poza tym umiejętność pisania jest dziś powszechna. Przynajmniej w Polsce, gdzie analfabetyzm dotyczy 0,2 proc. społeczeństwa, czyli ok. 70 tysięcy osób. Jest więc to jednak margines. Są wprawdzie badania, z których wynika, że 16 proc. domów nie posiada nawet jednej książki, ale nie patrzmy jednak na nie. Spójrzmy na pozostałe 84 proc. domów, w których książki są obecne i których mieszkańcy, przynajmniej w teorii, skoro lubią książki, powinni móc tę jedną książkę napisać. Czemu tego nie robią? Powodów jest wiele. Pierwszy z nich to… czas. O ile opowiadanie można napisać w kilka dni, a sprawny autor jest w stanie zrobić to nawet w jeden dzień – oczywiście pod warunkiem, że ma wszystko ułożone w głowie i wymyślone, o tyle powieść pisze się długo. Wymaga to pracy, a co za tym idzie – poświęcenia czasu, a przede wszystkim… cierpliwości. Z tym jest zaś naprawdę u wielu osób bardziej niż krucho. Jakiś dowód? Proszę bardzo. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu mój ówczesny wydawca pokazał mi polski portal Feedbooks (dziś istnieje on już tylko w wersji angielskiej, włoskiej i francuskiej). To taka biblioteka cyfrowa i usługa publikowania w chmurze, zarówno dla książek należących do domeny publicznej, jak i publikowanych samodzielnie przez autorów. Dostępne są one w formatach PDF, EPUB i na Kindle’a. Ich ściąganie z tejże witryny nie jest nielegalne. Bardzo często fragmenty książek zamieszczają tam wydawcy, z nadzieją, że po ich przeczytaniu ktoś kupi całość. Wykorzystują więc portal jako reklamę. Wtedy, te kilkanaście lat temu, zerknęłam na listę najczęściej ściąganych polskich „książek” (cudzysłów celowy) z nadzieją na jakiś ciekawy fragment. Nie wiem, na którym miejscu była ta, którą pobrałam i otworzyłam, ale pamiętam, że jej treść, styl i forma powaliły mnie. Może najpierw jednak słówko o tym, jak wpadła mi w oko. Otóż… najpierw zobaczyłam tytuł, który nawiązywał do popularnej wtedy w radiu piosenki. Bardzo mnie to ubawiło. Na dodatek opatrzona nim książka miała dziwną okładkę, bo wyjątkowo niechlujną i z rozjechanymi proporcjami prezentowanych postaci. Próbowałam rozszyfrować, co to za wydawnictwo, ale nie udało mi się. I wtedy w moje oczy rzuciła się druga pozycja tego samego autora, z okładką przedstawiającą cmentarny pomnik anioła i kolejnym tytułem jak z popularnej piosenki. Ściągnęłam PDF-a i dosłownie padłam. Dlaczego? Ano dlatego, że przeczytałam takie słowa (pisownia oryginalna): Było już Lato. Ania postanowiła przestać …