Aleksandra Pasek jest piękną, młodą kobietą. Czyta książki. Jej chłopak też czyta. W dobie narzekań na czytelnictwo i młodych – zachowanie nietuzinkowe, a w kontekście statystyk czytelnictwa – niszowe. Ale Aleksandra nie czuje się niszowo. Niszowość potraktowała jako wyzwanie. – Zainteresowanie książkami wydanymi przez mniej znane wydawnictwa to pomysł na prowadzenie bloga. Kiedy go tworzyłam, w internecie były ich setki. Wiedziałam, że trzeba mieć pomysł, aby się wyróżnić. Większość blogerów zajmowała się mainstreamem czytelniczym, więc ku mojemu zdziwieniu niszowość, którą zaproponowałam – chwyciła. Głośne czytanie Aleksandra jest z rocznika 1991. Kampania reklamowa namawiająca rodziców do głośnego czytania dzieciom jeszcze nie wystartowała, ale mama Oli i bez namowy codziennie czytała córeczce na głos. Obie kochały te wieczorne rytuały. Kontynuowały je, nawet gdy Aleksandra już sama umiała składać litery. Pamięta, że słuchała nawet książek Jane Austen czytanych przez mamę. Aleksandra pochodzi z Białegostoku, w domu było dużo książek. Mama, choć niezwiązana zawodowo z książkami, pochłaniała je pasjami, a czytanie na głos było spełnieniem jej marzeń. Urządzała małej Oli teatrzyk z podziałem na głosy, symulacją dźwięków zwierzęcych i innych odgłosów. Czytała książki znajdujące się poza kanonem lektur szkolnych, za którymi córka zresztą nie przepadała. Aleksandra bardzo lubi „czytać uszami” do dziś, z tym, że rolę rodzica przejęły audiobooki. – Mama śmiała się, że pracą jej marzeń byłoby nagrywanie audiobooków – wspomina Aleksandra. – Znosiła do domu tony lektur. Później główną doradczynią czytelniczą stała się szkolna bibliotekarka. Z edukacji szkolnej pamięta tylko te ambitniejsze lektury: Dostojewskiego i Szekspira. Okres liceum nie był czytelniczo owocny, skupiała się na modnych książkach o wampirach oraz na kolejnych wydaniach Harry’ego Pottera. – Liceum i studia psychologiczne to czas bardzo lichy pod względem czytania. Na studiach ślęczałam nad książkami psychologicznymi, a i tak zawodowo związałam się z branżą IT, jako marketingowiec. Po studiach, gdy wróciła do czytania dla przyjemności, zorientowała się, że bardzo pomocne w czytaniu są wpisy blogerów książkowych. Kupowała sporo książek, czytała więcej niż kiedykolwiek wcześniej i też chciała dzielić się wrażeniami. Blog dawał takie możliwości. Niszowi Pomysł założenia własnego bloga tak jej się spodobał, że szybko zabrała się za jego realizację. Kupiła domenę, hosting i wtedy zauważyła, że mało wie o branży. Zrobiła, jak na marketingowca przystało, solidny research blogosfery. Okazało się, że najwięcej książek omawianych przez blogerów pochodzi od kilku najbardziej znanych i dużych wydawców. – Pierwszą książką opisaną na blogu był „Judasz” Amosa Oza, wcześniej znałam twórczość tego izraelskiego pisarza. Pamiętam, że zrobiła na mnie duże wrażenie i wywołała smutek, ale taki właściwy mojej naturze. Książki Oza współgrają z moim odczuwaniem rzeczywistości. Nazwa bloga długo była nierozstrzygnięta, dopiero widok parapetu w rodzinnym wiejskim domu, zawalonego książkami, podsunął jej pomysł nazwy. Parapet Literacki – ta nazwa spodobała się wszystkim i zmusiła jego właścicielkę do głębszego namysłu, co na niego położyć. Parapety zwykle nie są duże, trzeba starannie wybierać lektury. – Przyjrzałam się rynkowi i zaobserwowałam sporą lukę wśród blogów. Jej instynkt marketingowca uaktywnił się. – Brakowało blogów, które opisywałyby książki z małych, nieznanych wydawnictw. Stwierdziłam, że to jest moja ścieżka szukania książek. Pierwszym wydawnictwem, które odkryła jako poszukiwacz niszowych wydawców, było Claroscuro. To wydawnictwo małe, prowadzone przez ludzi z pasją. Wydawcy piszą o sobie, że „nie kierują się korzyściami finansowymi”. Wyznanie chyba prawdziwe, o czym może świadczyć fakt, że ich książki są do kupienia tylko i wyłącznie na stronie internetowej wydawnictwa. Żadna księgarnia internetowa nie ma ich w swojej ofercie. – Moją pierwszą lekturą tej oficyny był „Problemski Hotel” belgijskiego dziennikarza i pisarza Dimitriego Verhulsta, który spędził kilka dni w ośrodku w Arendonk w Belgii, gdzie uchodźcy żyją w upokarzających warunkach, czekając na pozwolenie na pobyt. Aleksandra wspomina akcję Głośnego Czytania w ramach Ogólnopolskiego Dnia Głośnego Czytania obchodzonego 29 września. Inicjatywa ma już długą tradycję, bo od 2001 roku. Przed paru laty w jednej z lokalizacji, gdzie zorganizowano akcję, czytana była właśnie ta książka. – Czytana na głos proza Verhulsta wzbudziła tyle emocji, że postanowiłam ją kupić – młodej blogerce udało się nawet poznać właścicielkę wydawnictwa – panią Agnieszkę Kowalik-Urbaez. Aleksandrę Pasek zdziwił fakt, że wydawcą książki nie jest znana i duża oficyna. – Otworzyłam oczy ze zdumienia, że istnieją wydawcy inni niż Znak, Wydawnictwo Literackie, Agora czy Zysk. Claroscuro wydaje głównie prozę tłumaczoną z obcych języków. Ich ciekawym projektem jest seria dziesięciu książek z cyklu noir, to intymne, mroczne portrety poszczególnych miast świata, zilustrowane prozą literatów tworzących w tych miastach. – Jestem fanką tej serii – poleca Aleksandra. Kolejnym odkryciem była Nisza. Ta nazwa stała się trafnym określeniem małych wydawnictw. Każde z nich ma inny profil wydawniczy, inną tożsamość graficzną, skromny personel, małą ilość publikowanych książek rocznie, często bardziej wysublimowany charakter i poziom literacki wydawanych książek, który ma zaspokoić bardziej wyrobionych czytelników. Nisza jest trochę takim flagowym wydawcą niszowym, bo od 17 lat istnienia to wydawnictwo jednoosobowe, a …