Po prawie osiemdziesięciu latach opisuje pani rodzinną tajemnicę związaną z Powstaniem Warszawskim, która niemal została zabrana do grobu. Jadwiga Roguska, która zainspirowała mnie do napisania książki „Z powstania do Auschwitz”, zmarła kilka miesięcy temu. To za sprawą jej wspomnień, uzupełnionych przez relację brata Grzegorza, udało się ocalić od zapomnienia historię warszawskiej rodziny, a w zasadzie rodziny państwa Jana i Jadwigi Roguskich oraz ich sąsiadów mieszkających w tej samej kamienicy przy ulicy Żurawiej 28. Niezwykłe jest to, że trafiły w moje ręce pamiętniki osób mieszkających w pobliskich domach, którymi uzupełniłam opowieść. To nigdy wcześniej nieopracowane i niepublikowane dokumenty. To bardzo wzruszająca i poruszająca historia o zwykłych ludziach, którzy niespodziewanie znaleźli się w oku powstańczego cyklonu. Nikt nie pytał ich o zdanie, nikt nie uprzedził. Nie dano im szansy na przygotowanie się, ucieczkę albo zaangażowanie się w organizację zrywu. Pamiętnego popołudnia 1 sierpnia 1944 roku Jan z żoną, w swojej kuchni na drugim piętrze, nie przeczuwając niczego złego, drylowali wiśnie na powidła. Przyjaciel zza ściany z kluczem i kanapką w kieszeni wyszedł do pracy i przez kilka tygodni nie był w stanie wrócić do domu, sąsiad wybiegł do sklepu i stał się jedną z pierwszych ofiar. Zazwyczaj gdy mówimy o Powstaniu Warszawskim, myślimy o powstańcach, młodych ludziach, którzy ruszyli do walki o wolność, tymczasem Pani swoją najnowszą książkę „Z powstania do Auschwitz” poświęca pamięci ludności cywilnej. Bo to ludność cywilna poniosła największe konsekwencje decyzji o wybuchu powstania. Oczywiście moglibyśmy dywagować o słuszności, terminie i konieczności jego wybuchu, co z perspektywy wygodnego fotela i niemal osiemdziesięciu lat nie oddaje nastroju wojennej warszawskiej ulicy. I nie w tym rzecz. Dlatego skupiam się na tych, których o zdanie nikt nie pytał. W jednym z pamiętników natknęłam się na scenę, gdy zrozpaczony człowiek, stojąc na gruzach własnego domu, z wyrzutem woła do powstańców: „Zobaczcie, coście zrobili z moim domem”, na co oni odpowiadają: „Dla ciebie to aż dom, a dla nas to walka o wolność”. I kto tu miał rację? Ludzie tracili nie tylko domy, majątek i schronienie, przede wszystkim tracili bliskich, poczucie bezpieczeństwa, pojawiał się strach, żałoba, głód. Niemcy w okrutny sposób obeszli się z warszawiakami. Na bezbronnych, głodujących, wystraszonych ludziach, opłakujących bliskich i sąsiadów, najłatwiej było wziąć odwet. Masowe zabijanie, śmierć w ruinach ostrzeliwanych kamienic stały się powszechne. I ta okropna niewiedza, co dzieje się z bliskimi, którzy nie zdołali wrócić z pracy do domów. Zamknięte bramy kamienic, i tych, które chętnie witały powstańców, i tych, które się przed nimi zatrzaskiwały, …