Sytuacja księgarstwa i sytuacja w samym księgarstwie nie jest dobra. Trwa to już kilka ładnych lat i na razie oczekiwanego światełka w tunelu nie widać. Złożyło się na to wiele przyczyn. Rozdrobnienia, słabość ekonomiczna, całkowity brak zainteresowania ze strony państwa, a Ministerstwa Kultury w szczególności, no i oczywiście bezwzględne traktowanie książki tylko jako towaru, a księgarni jako sklepu, który sam musi walczyć o przetrwanie. Oczywiście to nie jest pełna wyliczanka, tylko krótki wybór przyczyn. Nikt już nie pamięta, czy też, lepiej mówiąc – nie chce pamiętać, jak to na początku lat transformacji apelowaliśmy do nowych władz i nowych „znawców problemu” o spokojne rozważenie i rozważne programowanie przemian z zachowaniem tego, co w naszych polskich warunkach zdało egzamin i było wielkim sukcesem kulturalnym. Nikt też nie chciał przyjąć do wiadomości, że to, co robiliśmy w tamtych latach, było dobrym księgarstwem polskim, realizowanym w duchu marzeń naszych poprzedników, którzy notabene byli właścicielami prywatnymi, ale nie zapominali, że pracują dla Ojczyzny i dla kultury narodowej. Klasycznym przykładem patriotyzmu księgarskiego i powinności obywatelskiej był początek sierpnia 1918 roku, kiedy to na trzy miesiące przed prawdziwym wybuchem niepodległej Polski, księgarze trzech zaborów zebrali się w Lublinie, by dyskutować o potrzebie zjednoczenia księgarskich wysiłków i gotowości do wspólnego podjęcia zadań odbudowy kultury poprzez książkę. Jest zastanawiające, jak to się stało, że sprawy transformacji ustrojowej i przemian za tym idących w zakresie ekonomiki potraktowano i traktuje się do dzisiaj jako zwycięstwo. W dziedzinie kultury, w dziedzinie jej upowszechniania, a w księgarstwie w szczególności, górę wzięła teza „Nie jest ważne, żeby było lepiej, ważne, żeby było inaczej”. No i zaczęło się. Przestał istnieć podział zadań między wydawcami a księgarstwem, księgarstwo ulegać zaczęło supremacji producentów książki, którzy uznali, że teraz jest wolność, że teraz w dobie konkurencji, Internetu i walki o rynek, reguły gry nie są najważniejsze. Umacniające się z trudem księgarstwo prywatnych właścicieli czy spółek od razu znalazło się w roli słabszego i biedniejszego – i to już nie „brata”, lecz konkurenta. Zaczęły się pojawiać teorie o tym, że sfera oddziaływania książki się kończy, że teraz jest nowa epoka (Internetu itp.), i że w związku z tym rola i zakres działania księgarń musi się kurczyć. No i oczywiście pojawiły się inne zagrożenia, jak wysoka cena książki, nieustający strach przed rosnącym VAT-em, czy – co tu ukrywać – dobra książka stawała się powoli luksusem dla większości społeczeństwa. Oczywiście za tym musiało iść zamieranie czytelnictwa i inne konsekwencje. Co prawda, ludzie myślący żyją jeszcze w naszym kraju i coraz szerzej podejmują ideę „Cała Polska czyta dzieciom”. To dobrze i chwała im, ale przecież przypomnę, że to już było – wtedy, gdy z majowych kiermaszów wszystkie dzieci wychodziły z książką, nie mówiąc o milionowych nakładach „Poczytaj mi, mamo”. Wiem, wiem, lepiej o tym nie mówić. No, a że teraz książka nie dociera do wsi i wielu małych miast, nikogo nie martwi, bo, jak powiedział pewien kolega, „jak mieszkaniec wsi zechce książkę kupić, …