Jeszcze w sobotę trzymałam Twoją dłoń, gładziłam ją, a Ty swoje palce zaciskałaś na mojej ręce, jakbyś przekazywała mi sygnały, z ufnością, że je zrozumiem. Tak jak rozumiałam Twoje przekazy telepatyczne, żeby przyjść, żeby zatelefonować. Tak było ostatnio, gdy pogotowie ratunkowe zabierało Jana, a ja byłam w rozterce, co zrobić, bo następnego dnia musiałam jechać do Poznania na nasze ulubione Targi Książki Pegazik. Dzięki Twojej, Joanno, współpracy jak zwykle się udało. Nagrodę Pegazik (zaprojektowaną przez Bohdana Butenkę) wiele lat temu otrzymałyśmy razem i od tego zaczęła się nasza bliska znajomość. Muszę dodać, że z Joanną należymy do rodziny Kawalerów Orderu Uśmiechu. Joanna bardzo ceniła medal od dzieci, które były w Jej życiu bardzo ważne, powtarzała: „Ty nie wyrastaj z marzenia”, „Nie zgub swojego dziecka, dbaj o nie”. Ale jeszcze w sobotę 16 czerwca, siedząc na krzesełku w miłym domu Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego przy ul. Gimnazjalnej, czytałam na głos wiersze, które często lubiłaś sama recytować. A robiłaś to w sposób mistrzowski. Gdy czytałam, poruszałaś powiekami, a ja wierzyłam, że mnie słuchasz. To była nasza ostatnia sobota. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Bałam się, że tak może być, jednak miałam nadzieję, że jeszcze będziemy miały więcej wspólnych rozmów, żartów, bo nawet w chorobie żarty „trzymały się” mojej kochanej Przyjaciółki Joanny Kulmowej. Urocze wnętrze Poetki przysłaniało słabości fizyczności, umęczone chorobą i wiekiem. Kiedy ludzie zostają przyjaciółmi? Czy specjalnie się na to umawiają? W moim i Państwa Kulmów przypadku stało się to w trakcie kolejnej wizyty na Anioł Pański. Wtedy usłyszałam, że jestem ich przyjaciółką, „bo siostrzeńcy, których mieli wielu, byli od nich w jakiś sposób zależni, a ja im pomagam”. Nie wiem, czy pomagałam, ale wiem, że oni swoją obecnością bardzo mnie wspierali, nie zdając sobie z tego sprawy. Zwłaszcza Joanna. To naprawdę była niezwykle mądra kobieta, „rozwijała się”, gdy nikt nie próbował Jej zdominować i narzucać swojej woli. Korzystałam z obecności Kulmów, ładowałam wtedy akumulator dobrej energii i byłam szczęśliwa, gdy moje rady były trafione. Bardzo dużo zyskiwałam na wspólnych chwilach spędzonych z Joanną na konspiracyjnych szeptach. Albo u Niej w pokoiku, albo w trakcie wizyty u okulisty, albo gdy jechałyśmy na spotkanie autorskie… Zawsze wtedy, gdy udało się nam być razem i Jan nie mógł nam towarzyszyć. Joanna jak każda kobieta lubiła takie wspólne, babskie chwile. Była mi wdzięczna, że po przeczytaniu namówiłam Jana do poprawienia i rozszerzenia „Dykteryjek przedśmiertnych”, że zaniosłam do znajomych redaktorów i w ten sposób książka trafiła do Ludwika Stommy i Grzegorza Miecugowa. Przypomniałyśmy sobie ten zwariowany dzień, gdy wpadłam do ich mieszkania, chwyciłam …