Rok 2011 będzie kolejnym szczególnym rokiem w najnowszych dziejach Kościoła katolickiego w Polsce. Oto bowiem beatyfikacja Jana Pawła II stanie się symbolicznym zamknięciem pewnej epoki — również wspólnej, pozawyznaniowej historii. Na przestrzeni najbliższych kilku dekad nie czekają nas bowiem (prawdopodobnie) żadne istotne z punktu widzenia Kościoła wydarzenia. Nawet śmierć arcybiskupa Józefa Życińskiego — bodaj najbardziej poważanego z żyjących hierarchów — przeszła w kraju bez należnego echa, co samo w sobie stanowi dowód na płytkość intelektualną i bezrefleksyjność przeciętnego polskiego katolika. Ale do rzeczy. Od blisko dziesięciu lat opisuję rynek wydawców katolickich, głównie — przyznaję to z niejakim wstydem — przy okazji kolejnych edycji „Raportu o książce katolickiej”, których ukazało się do tej pory pięć (raporty publikowane są w cyklu dwurocznym). Od paru lat opracowanie dzielone jest na dwie części: dotyczące bieżącej oferty, która wychodzi spod pióra Jerzego Wolaka, wybitnego publicysty „katolickiego” (cokolwiek to pojemne określenie znaczy) i fantastycznego człowieka, oraz części „rynkowej”, która na segment ten pozwalała (mam nadzieję) spojrzeć z nieco innej strony. Przez pryzmat przychodów i zysków, wysokości nakładów i liczby pracowników. Pamiętam, że kiedy w 2001 roku po raz pierwszy wydany został „Raport…”, w tzw. środowisku związanym z edytorami z tego segmentu zapanowało niemałe poruszenie. Oto bowiem „ktoś spoza” odważył się wziąć pod lupę mierzalne parametry prowadzonej działalności duszpasterskiej. Podczas kolejnej edycji Targów Wydawców Katolickich edytorzy (często w sutannach) pokazywali sobie wątłej objętości książeczkę, kręcąc z niedowierzaniem głową. Być może nawet bardziej niż oni zainteresowani danymi liczbowymi byli dziennikarze, chętnie pytający — wprost — o pieniądze wydawców, bestsellery, stan posiadania oficyn katolickich itp. Wszyscy mieliśmy wrażenie jeżeli nie wyważania, to przynajmniej otwierania szczelnie zamkniętych do tej pory drzwi. Wizyta w warszawskim salonie Junior sieci Empik nie może pozostawić złudzeń — książka katolicka (a nawet szerzej — religijna) traktowana jest przez tę sieć co najmniej po macoszemu, a już z pewnością nieprofesjonalnie, bez znajomości rzeczy. Powiem więcej — niebiznesowo. Oczywiście — tu istotne zastrzeżenie — nie należy obrazu literatury konfesyjnej w najbardziej bodaj katolickim kraju w Europie budować na podstawie wizyty w jednym, choćby i najbardziej imponującym rozmiarami sklepie. Patrząc jednak na to z drugiej strony, gdzie jak nie tam powinniśmy znaleźć jej najbardziej reprezentatywny wybór, swoistą wizytówkę, ekstrakt rzeczywistości. A co otrzymujemy w zamian? Przysłowiowe śledź, mydło i powidło. Zbiorowisko bezsensownie zamówionych (bo w jaki niby sposób pozycje te znalazły się na półkach?) i ułożonych tytułów. Nowych i starych. Chodliwych i tzw. półkowników. Lekkostrawnych i „cegieł”. Autorów nadreprezentowanych, jak i obecnych jednym ledwie tytułem, choć lista nazwisk pęka od znakomitości, a i listy bestsellerów nie są im obce. Zdumiewające, że na jednej półce (aczkolwiek w Juniorze pod tabliczką „Religia” naliczyłem ich szesnaście, z których kilka zostało poświęconych buddyzmowi, hinduizmowi i mitologii) sąsiadują ze sobą takie pozycje jak „W szkole różańca świętego” ks. Marka Chmielewskiego (Wydawnictwo M) z papieskimi „Modlitwami i rozważaniami” (Świat Książki) i pracą Grzegorza Bacika „Zniewolenie demoniczne. O działaniu nadzwyczajnym szatana i duchowym zagrożeniu okultyzmem” (Espit). I to wszystko (i jeszcze trochę) w jednym dziale, teoretycznie poświęconym literaturze „spod znaku” JP2. A skoro już przy papieżu jesteśmy, zdumiewa doprawdy brak w Juniorze albumów Białego Kruka, jakby nie było oficyny, która na jego osobie zbudowała swój wizerunek, a i rynkową tożsamość. Czyżby znane swego czasu animozje między biznesowymi partnerami, których efektem był brak Białego Kruka w Empikowych salonach, …