Na swoje pierwsze spotkanie z pracownikami Pascala podobno przyjechał pan motorem, co jeden z nich zrelacjonował później słowami: „od razu nas kupił”. Czym jeszcze zaimponował pan załodze? Marek Stefaniak: A, to już pytanie do załogi. Trudno będzie przepytać sześćdziesiąt osób. MS: Teraz już osiemdziesiąt. I to w dwóch lokalizacjach, bo od połowy grudnia mamy biuro w Warszawie, przy ul. Siennej. Doszliśmy do wniosku, że potrzebne nam jest takie w stolicy, poza tym mieści się tam rozbudowany przez nas dział sprzedaży korporacyjnej. Pascal świetnie sobie radził operując wyłącznie w Bielsku. MS: I nadal mu to wychodzi! Chcąc jednak regularnie spotykać się z kontrahentami, warto takie zwiększenie funkcjonalności poczynić. Tak naprawdę oba biura oddalone są od siebie o 20 min. spacerem, pomijając, oczywiście, cztery godziny spędzone w pociągu. [śmiech]Andrzej Żywicki: W którym też można pracować. Czy oprócz motoru jeździ pan na nartach? MS: Jeżdżę. W takim razie podwójnie nie rozpieszcza pana w tym roku aura. Brak śniegu to także słaba sprzedaż przewodników dla narciarzy. MS: Dziś rano słyszałem w radiu, że pod koniec tygodnia ma padać. Ale mamy dziś 22 stycznia! Andrzej Żywicki: Dla Pascala brak śniegu to problem marginalny. Znacznie większy mają hotelarze czy właściciele wyciągów. Ale wy też. MS: W niewielkim stopniu, bo tylko część oferty jest typowo zimowa. Proszę jednak pamiętać, że nawet jeśli śniegu nie ma, to ludzie coś na tych wyjazdach muszą robić – gdzieś pójść, coś zwiedzić… Wtedy przewodnik może się okazać niezbędny. Paradoksalnie zatem sprzedaż naszych książek może wówczas wzrosnąć. Oczywiście, są odbiorcy, którzy nie zatowarowali się w takim stopniu jak chociażby rok temu. Ale podobna sytuacja ma miejsce, gdy żar leje się z nieba. Przy trzydziestostopniowym upale człowiek myśli, jak zaszyć się w cieniu, a nie dokąd pojechać na wakacje. Bardziej niż od warunków atmosferycznych jesteśmy uzależnieni od gospodarczej polityki państwa czy konfliktów zbrojnych na świecie. Stąd przykładowo brak w naszej ofercie przewodnika po Bliskim Wschodzie. Co wiedział pan o wydawnictwie Pascal, nim został jego prezesem? MS: Kiedy zostałem powołany na to stanowisko, przeczesałem w domu regały z książkami. Okazało się, że mam kilka przewodników po Polsce, oczywiście Pascala, w tym dwa stare wydania „Polski na weekend”. Firma zatem była mi znana – z jak najlepszej strony. A jak ją pan odebrał po przyjściu do niej? MS: Zacznę od tego, że pracę tutaj rozpocząłem już w sierpniu ubiegłego roku, zaś na stanowisko prezesa powołany zostałem 15 września. Propozycję tę złożył mi koncern ITI. Co wówczas pan robił? MS: Pracowałem w Niemczech, zajmując się doradztwem. Przyjechałem do Bielska i zobaczyłem grupę fantastycznie zmotywowanych młodych ludzi. Spodobało mi się i zostałem. Dla Pascala przeniósł się pan do Polski? MS: Niezupełnie. Byłem związany z obydwoma krajami. W tym momencie punkt ciężkości – ze względu na Pascala – przesunął się na Polskę. Jakie decyzje podjął pan w pierwszej kolejności? MS: Nie wiem, czy można to nazwać decyzjami… Przede wszystkim chciałem poznać tę firmę, wrosnąć w nią niejako. Wrósł pan?MS: Myślę, że tak. Jeśli chodzi o decyzje sensu stricto, wiązały się one z przyporządkowaniem odpowiedzialności operacyjnych do poszczególnych członków zarządu. Obecnie odpowiadam za pion redakcyjny i finansowy, co związane jest z posiadanym wykształceniem. Odpowiadam też za dział sprzedaży korporacyjnej. Andrzej z kolei odpowiada za dział sprzedaży tradycyjnej, obsługę klientów, logistykę i administrację. Najważniejsze decyzje podejmujemy wspólnie. Kto w tej chwili jest właścicielem wydawnictwa?AŻ: Zarejestrowana w Amsterdamie spółka-córka Grupy ITI o nazwie Tenbit BV [firma o charakterze holdingowym, nie prowadząca działalności operacyjnej – przyp. KF]. 31 lipca ubiegłego roku Pascal został do niej sprzedany przez Grupę Onet – dotychczasowego właściciela wszystkich udziałów. Czyli wszystko pozostało „w rodzinie”.MS: Tak można powiedzieć. Po co ITI, grupie o przychodach grubo ponad miliard złotych rocznie, potrzebna niewielka w sumie firma o przychodach dwudziestu kilku milionów? MS: W odpowiedzi zacytuję prezesa ITI, Wojciecha Kostrzewę, który tak powiedział o nas – „To jest silny brand i mamy kilka pomysłów jak to wykorzystać”. Z tego wynika jasno, że nasze kompetencje turystyczne są potrzebne w Grupie ITI. Przecież ma je od dawna. MS: I dlatego chce je zatrzymać. A nie wydaje się …