Kto, kiedy i w jakich okolicznościach wpadł na pomysł budowy „Piątki”? Towarzystwo Tatrzańskie, czyli organizacja stworzona pod koniec XIX wieku przez miłośników i pasjonatów Tatr, często ich pierwszych zdobywców. Celem TT było m.in. propagowanie turystyki oraz przygotowanie infrastruktury turystycznej, w tym zapewnienie turystom schronienia. A zatem to oni finansowali budowę pierwszych tatrzańskich schronisk, na początku zresztą bardzo prymitywnych. Najczęściej były to po prostu jednoizbowe szałasy, z czasem rozbudowywane do coraz ładniejszych i wygodniejszych budynków. Jeśli chodzi o Dolinę Pięciu Stawów Polskich, to pierwsze schronisko powstało w 1876 roku. Notorycznie dewastowane, doczekało się kilku niewielkich modernizacji, by ostatecznie zniknąć z powierzchni doliny po wybudowaniu w 1924 roku schroniska zaprojektowanego przez Karola Stryjeńskiego. Piękny, drewniany budynek w stylu zakopiańskim nie tylko cieszył oko, ale – co ważne – zdecydowanie podniósł standardy. Niestety, doszczętnie spłonął w 1945 roku. Powojenna bieda i trauma nie sprzyjały rozwojowi turystyki, na nowe obiekty zwyczajnie nie było pieniędzy. Nie było też do tego głowy. Ale turyści do Stawów wciąż przychodzili, dlatego Maria i Andrzej Krzeptowscy postawili, z własnego budulca, za własne pieniądze prywatny mały domek, w którym przyjmowali gości – oficjalnie do 1954 roku, a nieoficjalnie do 1968. W 1954 roku wybudowano nad Przednim Stawem, już na koszt PTTK (spadkobierców TT), piąte z kolei schronisko i to do niego dziś chodzimy. W Dolinie Pięciu Stawów de facto jest ich sześć!? Żyją tam ryby? Tak, szósty staw – Wole Oko – to staw okresowy. Ale pozostałych pięć to naprawdę imponujące jeziora. Przecież Wielki Staw Polski jest najgłębszym tatrzańskim stawem i kto wie, czy już nie największym, bo brzegi Morskiego Oka są sukcesywnie zasypywane spadającymi kamieniami, więc jego powierzchnia zmniejsza się. Zaraz za nim na liście największych stawów jest właśnie Wielki Staw. Jeśli chodzi o ryby, to matka natura postanowiła, że w Pięciu Stawach ich nie będzie. Woda we wszystkich jeziorach jest lodowata, ma zaledwie 4 st. Celsjusza, a stawy są zamarznięte przez kilka miesięcy. Życie w takich warunkach nie jest łatwe, dlatego w stawach były jakieś tam malutkie raczki i inne polodowcowe robaczki, ale ryb – nie. Do czasu. Pewnego dnia bowiem Andrzej Krzeptowski, nikomu nic nie mówiąc, cichaczem wpuścił do Przedniego Stawu pstrągi. Żeby mieć na obiad… I na początku było fajnie – pstrągi lśniły zdrową łuską i smakowały jak mało które, tyle że z czasem skarłowaciały i zmizerniały. W stawach nie tylko jest zimno, ale też nie bardzo jest …