Mija w tym roku 20 lat, jak możemy cieszyć się w Polsce wolnym rynkiem książki – wolnym od reglamentowanego papieru, cenzury, wizyt przy ul. Mysiej i nakładów kalkulowanych spod tzw. dużego palca (czyjego, nie warto dziś wspominać). Jak każda rocznica, i ta skłania do rozmaitych przemyśleń, podsumowań, analiz czy wreszcie – rachunków sumienia. Czy udało nam się ten czas dobrze wykorzystać, czy wolny rynek książki na pewno znajduje się dzisiaj w miejscu, w którym chcieliśmy widzieć go wtedy, przed 20 laty. Do działających wówczas oficyn – w przeważającej liczbie państwowych – niemal z dnia na dzień dołączyły kolejne. Budowane na lichych podstawach ekonomicznych, mające za to bezcenny atut – niezwykłą motywację właścicieli, pragnących jak najszybciej pozostawić swój ślad na niezapisanej jeszcze karcie z dziejów wolnego rynku książki w Polsce. Ich błyskawiczny rozwój z zazdrością, niedowierzaniem, a niekiedy z obawą obserwować musieli starsi, bardziej doświadczeni koledzy. Części z nich, za sprawą rozmaicie splatających się okoliczności, w porę udało się wsiąść do tego szaleńczo pędzącego pociągu, część sama zdaje się wyznaczać kierunek i prędkość jego jazdy, pozostali zdają się natomiast gonić go, z coraz większym trudem, niestety… Taki los. Nieubłagany – jak się okazuje – nawet dla liderów. Przypatrzmy się części z nich. PWE: wstecznie i zachowawczo Potentatem w segmencie publikacji dla finansistów, statystyków, prawników, ekonomistów czy menedżerów (częściej zwanych wówczas, po prostu, kadrą kierowniczą przedsiębiorstw) przez lata było Państwowe Wydawnictwo Ekonomiczne. Firma istnieje od 1949 roku. Początkowo drukowała niemal wyłącznie akcydensy (katalogi, formularze, cenniki) oraz poradniki i czasopisma fachowe. Literatura i podręczniki ekonomiczne pojawiły się w ofercie na początku lat 60. W ostatnich latach poszerzono ofertę o książki z dziedziny biznesu i marketingu. Do dziś nakładem PWE ukazało się ponad 5000 tytułów. Warto wspomnieć, że jest ono również wydawcą książki nieekonomicznej – świetnie znanej większości polskich gospodyń domowych „Kuchni polskiej”. W 1995 roku doszło do prywatyzacji w formie spółki pracowniczej. 20 lutego 2002 roku podpisano akt notarialny, przenoszący na PWE własność mienia skarbu państwa, w tym prawo wieczystego użytkowania gruntu i własność budynku. Tym samym zakończył się proces prywatyzacji. PWE należy do nielicznej grupy oficyn, które zostały sprywatyzowane poprzez leasing pracowniczy. – Wszyscy pracownicy zostali akcjonariuszami sprywatyzowanej firmy, angażując w to przedsięwzięcie własne oszczędności. Z perspektywy czasu okazało się, że była to bardzo dobra decyzja. Dzięki temu w silnie konkurencyjnym otoczeniu wydawnictwo nie tylko zachowało swoją pozycję, ale wzmocniło markę firmy – komentowała na łamach Biblioteki Analiz na początku marca 2002 roku Alicja Rutkowska, prezes PWE. Dziś trudno powiedzieć, by wydawnictwo dotrzymywało kroku konkurentom, których od początku transformacji pojawiło się wielu, nierzadko z finansowym oraz warsztatowym (know-how) wsparciem zagranicznych inwestorów. Spadające od dobrych kilku lat obroty, konsekwentne (mówiąc elegancko) trwanie przy wyłącznie papierowej formie wydawniczej i – jak …