Jak w okresie pandemii wygląda rynek korzystania z nielegalnych źródeł? Czy proceder nielegalnego pobierania i odtwarzania internetowych treści nasila się, czy słabnie? Takie m.in. pytania stawia Artur Patrzylas w artykule zamieszczonym w Forsal.pl. I choć zadane rok temu, dziś są równie zasadne. Na ich aktualność wpływa rzeczywistość covidowa i dynamiczny rozwój serwisów oferujących dostęp do szeroko rozumianej rozrywki online.
Warto na wstępie zwrócić uwagę, że brak dostępności treści wpływa na dynamikę piratowania. W przytaczanym artykule czytamy o debiucie platformy Disney+, na której dużym zainteresowaniem cieszył się „The Mandalorian”. Platforma była jednak dostępna w wybranych krajach i większość miłośników opowieści ze świata „Star Wars” nie miała legalnej możliwości dotarcia do produktu. Jak słusznie zauważa autor artykułu – w świecie popkultury każdy dzień oczekiwania ma dla fana ogromne znaczenie.
Podobną zależność obserwujemy w abonamentowej bibliotece Legimi. Dostępność treści w abonamencie to jedna z dróg legalnego dostępu do treści i większego bezpieczeństwa plików (plik e-book czy audiobook dostępny jest tylko w aplikacji). „The Mandalorian” był jednym z najchętniej pobieranych nielegalnie seriali w ostatnich latach, a nie musiało tak być.
Dobrze wiemy, że piractwo internetowe naraża wydawców i dystrybutorów na poważne straty finansowe. Z przeprowadzonego w 2017 roku przez Deloitte badania wynika, że na treści pochodzące z nielegalnych źródeł wydaje się już ponad 900 mln zł rocznie, a z nielegalnych treści korzysta co drugi Polak.
– W światowym piractwie treści książkowych obserwujemy ostatnio dwa niepokojące trendy – mówi Marcin Przasnyski z Kreatywnej Polski. – Pierwszy to pojawianie się dużej liczby witryn sklepowych oferujących PDFy do pobrania za opłatą. Nie mają one licencji i oferują ceny od 50 proc. do 90 proc. poniżej oficjalnych, jednak profesjonalny wygląd, duży katalog oraz pobieranie opłat pozwalają czytelnikom domniemywać, że mają do czynienia z niezależnym, choć niekoniecznie nielegalnym sklepem. Strony takie pojawiają się i znikają, klonują się, zmieniają nazwy, a ich operatorzy ukrywają swoje dane, stąd przeciwdziałanie tego rodzaju zorganizowanym operacjom wymaga szybkości działania, kompetencji śledczych i odpowiednio dużych sił. – Drugi trend to szalony rozwój zupełnie nowego rodzaju stron: platform wymiany treści, które pod pozorem pomagania w nauce udostępniają nie tylko pytania i odpowiedzi do testów „wycięte” z podręczników, czy gotowe prace domowe, ale pozwalają też na wrzucanie całych książek z każdej dziedziny. Największe z takich platform zbudowały już katalogi podręczników uniwersyteckich, biuletynów i artykułów naukowych, i rozwijają się dalej w kierunku katalogów podręczników i lektur szkoły średniej, a równolegle w kierunku gromadzenia wszelkiego rodzaju prozy. Na razie model biznesowy omawianych platform bywa krytykowany przez środowiska akademickie za wspieranie ściągania, ale branża wydawnicza bardzo powoli zaczyna sobie zdawać sprawę ze skali zagrożenia dla jej modeli biznesowych.
Warto poruszyć jeszcze jedną kwestię: mechanizmy monitorowania serwisów i reagowania na naruszenia. Nie każdy bowiem wydawca może pozwolić sobie na powołanie specjalnej sekcji do walki z nielegalną dystrybucją treści:
– Zgłaszaliśmy osobiście już wiele przypadków na policję, ale dla policji takie zdarzenia nie są priorytetowe; w uzasadnieniu usłyszeliśmy, że to „niska szkodliwość czynu” a osoby naruszające prawo autorskie nie są „prawdziwymi”. Nasze zgłoszenia do prokuratury zostały umorzone, a przestępcy wciąż pozostają bezkarni. Kolejną próbę udostępniania plików podjęliśmy, gdy Legimi uruchomiło możliwość dystrybucji wyłącznie w abonamencie. Wiemy, że to nie uchroni nas całkowicie przed piraceniem naszych książek ale na pewno zmniejszy jego skalę – mówi Agnieszka Przyłucka, której wydawnictwo WasPos udostępnia pliki tylko w abonamencie Legimi.
O komentarz do powyższego poprosiliśmy Marcina Przasnyskiego z Kreatywnej Polski, Joannę Nowakowską z wydawnictwa Media Rodzina oraz Roberta Drózda ze Świata Czytników.
Marcin Przasnyski,
Kreatywna Polska:
– Konsumpcja treści kreatywnych w okresie pierwszego i drugiego lockdownu wzrosła o około połowę, zarówno w kanałach legalnych, jak i pirackich. Naszym zdaniem pochodziła ona w mniejszej części od nowo przyciągniętych odbiorców, a w większości ze strony obecnych odbiorców, którzy po prostu oglądali, czytali i grali więcej. Jednak w 2021 roku, mimo że pandemia ciągle jest z nami, poziom konsumpcji nieco się cofnął, choć nadal jest powyżej obserwowanego dwa lata wcześniej.
Mimo coraz większej liczby ciekawych legalnych alternatyw, utrzymuje się olbrzymi popyt na bezpłatne treści premium i super-premium. Wg szacunków firmy APP, aktualnie ruch na pirackich stronach generowany przez polskich użytkowników to średnio 68 mln wizyt miesięcznie. Oznacza to przerwanie wieloletniego trendu wzrostu nielegalnej strefy ze szczytem w 2017-2018 roku, kiedy mówiliśmy o niemal 100 mln wizyt średniomiesięcznie. Jest to częściowo zasługą mniejszej dostępności: firmy kreatywne przy współpracy organów ścigania zamykają co roku co najmniej kilka dużych i kilkanaście średnich pirackich serwisów. Piratom trudniej jest też monetyzować treści w klasycznych modelach, stąd sięgają po rozwiązania reklamowe czy afiliacyjne oparte o kradzież danych, infekowanie komputerów czy wyłudzanie opłat – odstraszając w ten sposób część użytkowników. Dopóki jednak będzie utrzymywał się popyt, szacowany nadal na 10 mln użytkowników z terenu Polski, dotąd piraci przede wszystkim zawodowi będą szukać szansy na zarobek.
Joanna Nowakowska,
Media Rodzina:
– Zgodnie z moją wiedzą, raport Deloitte’a z 2017 jest ostatnim takim całościowym raportem dotyczącym piractwa w Polsce. Świeższego nie ma. Jednak dane dotyczące naruszeń własności intelektualnej publikuje corocznie Urząd Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (EUIPO). Raport z roku 2020 dostarcza zastraszających danych liczbowych, choć w pewnych zakresach od kilku lat widać poprawę. Badanie postaw obywateli względem praw własności intelektualnej i ich gotowości do korzystania z towarów i usług naruszających prawo własności intelektualnej pokazuje bowiem, że istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że osoby młode w UE będą korzystać z pirackich treści cyfrowych w stosunku do danych z lat ubiegłych. Stygmatyzacja społeczna takich czynów, o której wspominał mój przedmówca, zaczyna wreszcie rosnąć.
Media Rodzina aktywnie walczy z piractwem od lat. Jako chyba jedyne wydawnictwo książkowe podjęliśmy zakrojone na szeroką skalę kroki prawne. W latach 2011-2018 kancelaria prawna Pro Bono śledziła naruszenia naszych książek w internecie, głównie „Harry’ego Pottera” w formie audiobooka, ale również innych tytułów, i we współpracy z poznańską prokuraturą dotarła do tysięcy naruszycieli, którzy zapłacili setki tysięcy złotych tytułem ugód. To były naruszenia głównie przez Chomikuj i serwisy torrentowe, które na żądanie prokuratury wydały dane użytkowników naruszających prawo autorskie. W tej chwili byłoby to już niemożliwe ze względu na przeniesienie się serwisu Chomikuj poza obszar objęty pomocą prawną. Poza tym, dla prokuratorów ściganie piractwa jest sprawą o najniższym priorytecie. Pozostają nam zatem działania edukacyjne oraz usuwanie skutków naruszeń. Media Rodzina jest członkiem wspierającym powstającego w tym roku Stowarzyszenia Czytam i Słucham Legalnie. Stale też monitorujemy internet i usuwamy pirackie pliki dostępnymi metodami.
W czasie pierwszego lockdownu nasi przedstawiciele handlowi, którzy nie mogli obsługiwać księgarń, zajmowali się usuwaniem plików z nielegalnymi e-bookami i audiobookami z najpopularniejszych serwisów. Wysłali kilkanaście tysięcy zgłoszeń o naruszenie do serwisu YouTube, Chomikuj i kilku mniejszych platform „dzielenia się wiedzą w internecie” i udostępniania „prywatnych dokumentów”. Takie platformy zawierają przeważnie e-booki wydane i kupione legalnie, które natychmiast po premierze wrzucane są nielegalnie do sieci. Jako wydawca książek dziecięcych zmagamy się też ze zjawiskiem czytania całej książki i pokazywania strona po stronie w filmikach udostępnianych na YouTubie. Jest to działalność o naprawdę ogromnej skali, choć jej sprawcy w dużej mierze są nieświadomi tego, że naruszają prawo. W czasie pandemii usunęliśmy naruszenia radnej z pewnego miasta, która stworzyła specjalny profil, na którym „dzieliła się” naszą najpopularniejszą serią dziecięcą w internecie. Co ciekawe, pani radna długo nie mogła zrozumieć, dlaczego wystosowaliśmy prośbę o zaprzestanie naruszeń. Usuwanie pirackich plików jest przez wielu wydawców uważane za działalność bezsensowną, co jest o tyle słuszne, że w miejsce zdjętych plików natychmiast pojawiają się nowe. Jednak my stoimy na stanowisku, że ściganie piractwa i usuwanie skutków naruszeń to nie prawo, lecz obowiązek wydawcy, który działa w imieniu autora i często jest przez niego obligowany do takich działań.
Robert Drózd,
Świat Czytników:
– Czy poziom piractwa w czasach pandemii wzrósł? Twardych danych na ten temat nie mamy, a ciężko wierzyć w wirtualne straty podawane przez przemysł kreatywny. Jest natomiast pewne, że w ubiegłym roku wzrosło znacznie zainteresowanie treściami cyfrowymi. Część czytelników na pewno będzie sięgać po nielegalnie udostępniane e-booki. Nie należy nad tym załamywać rąk, a cieszyć się z poszerzenia bazy potencjalnych klientów.
Świadomość na temat legalnych źródeł książek elektronicznych wyraźnie rośnie, podobnie jak ma to miejsce z grami czy filmami. Jeśli ktoś zapyta dziś na forum dla graczy, skąd wziąć np. pirackiego „Cyberpunka 2077”, spotka się z ogólnym potępieniem. Coraz częściej widzę podobne reakcje w przypadku e-booków. Nad tą świadomością trzeba pracować, bo wiele osób wrzucających plik na zamkniętą grupę w serwisie społecznościowym nie ma świadomości, że robią coś nielegalnego.
Bardzo dobrą robotę robią tutaj także serwisy abonamentowe, gdyż dają prostą drogę dostępu do cyfrowych treści bez poszukiwania ich w legalnej lub nielegalnej formie. Niezależnie od kosztów, korzystanie z abonamentu jest dla wielu osób po prostu wygodniejsze.
Unikałbym jednak ograniczania dystrybucji cyfrowej tylko do abonamentu. Pamiętajmy, że rynek e-booków w Polsce ruszył dopiero wtedy, gdy większość księgarń zrezygnowała z zabezpieczeń DRM i przeszła np. na znak wodny. Żadne zabezpieczenia typu DRM nie rozwiążą problemu piractwa, bo pliki ze zdjętymi zabezpieczeniami będą pojawiać się nadal. Ba, nawet e-booki niedostępne w sprzedaży u piratów też bywały.
Najlepszym sposobem na walkę z piractwem jest poszerzanie oferty i wygoda dostępu do treści.