Już niedługo, bo 23 marca, minie dokładnie osiem lat od wydania twojej pierwszej książki. Zaistniałeś jako specjalista od komedii kryminalnych i bardzo umiejętnie połączyłeś kryminał z komedią, bo zyskałeś nawet miano Księcia Komedii Kryminalnej. Na koncie masz już kilkanaście książek, które trafiły do całkiem licznego grona czytelniczek i czytelników – rozeszły się w łącznym nakładzie ponad 750 tys. egzemplarzy! Taki autor zasługuje co najmniej na uhonorowanie Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Przyjąłbyś takie odznaczenie? Prędzej przyjąłbym Order Uśmiechu. Nie czuję się jakoś specjalnie zasłużony w żadnej innej dziedzinie poza dostarczaniem czytelnikom rozrywki. Mam nadzieję, że na dobrym poziomie. Poza tym fakt, że inny medal wręczałby mi jakiś polityk, też mnie trochę mrozi. Klasa polityczna w naszym kraju przyprawia mnie o ból głowy i grymas niesmaku. Hipokryzja miesza się w niej z nepotyzmem, głoszenie przywiązania do wartości, skądinąd szlachetnych, z robionymi na boku lewymi interesikami, a przekonanie o własnej nieomylności i geniuszu z bardzo czasem prymitywnym postrzeganiem świata. Poza tym politycy zapominają o jednym: to oni mają służyć społeczeństwu, a nie odwrotnie. Ich zadaniem nie jest narzucanie nam wszystkim, jak powinniśmy żyć, ale robienie wszystkiego, aby owo życie uczynić nam jak najbardziej komfortowym. A to ostatnie jakoś od wielu lat nie wychodzi naszym tuzom polityki jakoś imponująco. Niestety. W twoich powieściach oprócz ciekawej intrygi możemy spodziewać się komentarzy dotyczących polskiej codzienności społecznej i politycznej. Choć robisz to z pewną subtelnością, widać wyraźnie krytyczny stosunek do tego, co się dzieje w kraju. W najnowszej powieści piętnujesz wspomnianą już hipokryzję, mizoginizm i podwójną moralność. Dla przykładu – członek partii Polska Moralność nawołuje z mównicy o odnowę moralną narodu, opowiada się za całkowitym zakazem rozwodów, a tymczasem bez skrupułów zdradza żonę. Czy spotkałeś się z negatywnymi komentarzami, czy nawet szykanami za to, o czym piszesz? Z szykanami nie, ale co jakiś czas przychodzi mail pod tytułem: „I po co ta polityka?”, choć jest jej u mnie naprawdę tyle, co nawet nie duży kot, ale mały kotek napłakał. Nie mogę jednak udawać tak do końca, że nie widzę, co się dzieje wokół mnie, zwłaszcza jeśli akcja moich książek toczy się tu i teraz. Trudno na przykład nie zauważyć, że ministrem edukacji uczyniono kogoś, kto zamiast decydować o wychowaniu dzieci, powinien zostać w te pędy odesłany na przyspieszony kurs zasad savoir vivre’u, że wiceministrem rolnictwa zrobiono pana, który nie umie odróżnić jednego rodzaju zboża od drugiego, że jeden z prezesów partii powołuje się na klauzulę sumienia w sprawie aborcji, ale jakoś ta klauzula mu się dziwnie gdzieś zapodziała, jak brał rozwód z żoną, że organizacja, która zawzięcie walczy z „gender i elgiebetami”, mogłaby bez trudu wypełnić swoimi członkami znany z „Akademii Policyjnej” klub „Błękitna Ostryga” i tak dalej, i tak dalej… Tak jak już powiedziałem, najbardziej irytuje mnie ludzka hipokryzja. A w naszej polityce jest jej więcej niż częstochowskich rymów w piosenkach Zenka Martyniuka. Specjaliści od powieści kryminalnych docenili twoją twórczość, przyznając ci podczas ubiegłorocznych 25. Międzynarodowych Targów Książki nagrodę specjalną „Złoty Pocisk”. Co warto podkreślić, to pierwsze w historii tych nagród wyróżnienie dla autora komedii kryminalnych. Dlaczego, twoim zdaniem, ten gatunek spychany był dotąd na margines? Bo królową gatunku uznano Joannę Chmielewską i nie dostrzeżono innych wschodzących gwiazd, w tym licznego grona zdolnych pisarek? Nie mam pojęcia, ale już mnie to powoli przestaje interesować. Na początku swojej przygody literackiej faktycznie od czasu do czasu zastanawiałem się, dlaczego ten gatunek spychany jest na margines i na próżno szukać wśród nominowanych do różnych nagród w dziedzinie kryminału tak fantastycznych autorek jak choćby Olga Rudnicka czy Marta Obuch. Przecież ich powieści, choć lekkie, łatwe …