Rozróżnienie, które pojawia się w nadtytule, jest ważne, a ignorowane. W toczącej się żywej dyskusji o rynku książki dominuje ustawianie barykad. Najmocniejsza (i najbardziej chyba bulwersująca) jest ta wznoszona przez Jacka Dehnela, lokująca po drugiej stronie wydawców (rozliczają się nieuczciwie, stosują praktyki gangsterskie – to sformułowania prezesa Unii Literackiej). Są jeszcze barykady wydawcy-dystrybutorzy i pisarze-biblioteki (ze względu na groszowe należności za wypożyczenia). A wszystkie te wymienione (dorzucić by można jeszcze księgarnie kameralne kontra sprzedaż internetowa oraz influencerzy kontra krytycy zasiadający w opiniotwórczych gremiach) podmioty tworzą układ nazwany pięknie polem literackim, którym od niedawna zajmuje się specjalny zespół ministerialny, obiecujący rozplątanie tego węzła gordyjskiego. Czy w tym polu da się ustawić wektory tak, żeby faktycznie zyskała literatura, a szerzej kultura?
Wyznaję uczciwie, że mnie na sercu leży przede wszystkim polska literatura, choć – co oczywiste, ale o tym niżej – zasilana cennymi wartościami ogólnoświatowymi. A skoro polska, to i los polskich pisarzy – twórców idei, akuszerów społecznej empatii, kreatorów języka zdolnego do wyrażania treści symbolicznych. Czy o taką literaturę toczy się bój? Czy może tylko o podział tortu? Obawiam się momentami, że chodzi raczej o to drugie. A co, jeśli to nie tort, ale torcik; i dosyć chudy?
Boję się, że wrzucenie do jednego worka Piotra Pazińskiego (aktywnego w tej dyskusji) i Remigiusza Mroza (milczącego, ale nieodmiennie przodującego w topkach sprzedaży, także w ostatnim raporcie Biblioteki Narodowej dotyczącym czytelnictwa) zaciemnia tylko obraz; i mąci. Przeciętny literacki aspirant chciałby mieć pieniądze tego drugiego i cieszyć się uznaniem sfer opiniotwórczych, do jakiego – sam nawet – przyznaje się ten pierwszy. Paziński mówi jednak uczciwie, że uprawiany przez niego typ pisania ma 1000 czytelników w całej Polsce. Tak, taki mniej więcej jest zasięg nieco ambitniejszej polskiej literatury, pisanej przez współczesnych autorów, stawiających czytelnikowi nieco większe wymagania. Więc skąd brać pieniądze? Z budżetu? Czy emeryturami i stałymi dochodami honorować tylko tych, którzy dobrze się sprzedają? Czy to właśnie służyłoby rozwojowi polskiej literatury?
Podejrzewam, że wprowadzanie rozróżnień nie jest w interesie liderów organizacji zawodowej, która chciałaby poprawy sytuacji materialnej dla swoich członków, mających godziwe nakłady. Świetnie to rozumiem, trochę gorzej idzie mi z tym, że członkowie UL j e d n o c z e ś n i e marzą i o wyodrębnieniu się z masy pisaczy bestsellerów, i o powiększeniu szeregów, bo przecież dopiero w m a s i e siła (w jednej z dyskusji padła nieśmiała propozycja, żeby może stworzyć coś w rodzaju młodzieżówki literackiej dla piszących na Wattpadzie). Czy jest jakiś kłopot z naborem w sytuacji, kiedy są już dwie organizacje branżowe – Związek Literatów Polskich i Stowarzyszenie Pisarzy Polskich?
Ale zostawmy domniemania, przyjrzyjmy się innym ważnym faktom, skwapliwie nagłaśnianym ostatnio podczas Poznańskich Targów Książki. W opublikowanym niedawno Raporcie Instytutu Książki1– wśród danych i wniosków – pojawia się między innymi postulat stałego raportowania sprzedaży, ponieważ dotychczasowy układ charakteryzuje się „asymetrią informacji”, czyli nieprzejrzystością danych, i to zarówno dla autorów, jak i wydawców, którzy muszą wierzyć, że rozliczenia przysyłane im przez dystrybutorów są rzetelne. Tylko przyklasnąć, jeśli znajdzie się odpowiednie rozwiązanie techniczne i prawne; będzie przejrzyście i znikną powody do wzajemnych oskarżeń; nie jest łatwo zrobić audyt, jeśli wydawca jest mały i samotny; w głośnej sprawie Legimi udało się to tylko wielkiej Platformie Dystrybucyjnej Wydawnictw. Ale i z raportowaniem może być kłopot: w cywilizowanych krajach centralizacja danych oparta jest na dobrowolności, a o skłonności do współpracy w Polsce najlepiej świadczy fakt, że na 400 rozesłanych ankiet (wspomnianego Raportu IK), jego autorzy otrzymali zwrot od 77 podmiotów (w tym ani jednej hurtowni).
Sam Raport, jak głosi tytuł, dotyczy struktury rynku, choć na okładce jest też mocne pytanie „Jeszcze książka nie zginęła?”. Tyle że już w treści brak wyjaśnienia, o jaką książkę chodzi: o poradniki, podręczniki czy literaturę. A chodziłoby też o rzut oka na to, jak wygląda współistnienie na rynku różnych typów literatury: polskiej i tłumaczonej, popularnej i wysokoartystycznej, bo dopiero takie rozpoznanie pozwoli znaleźć drogę do miejsca, w którym zachomikowano konfitury. Danych trzeba szukać w innych źródłach, a na początek ta druga para. We wspomnianym już raporcie Biblioteki Narodowej można przeczytać: „Książki tego typu (wysokoartystyczne – przyp. JK) krążą zatem w kręgach towarzyskich, a ich społeczny obieg zależy od obecności takiej literatury w świecie społecznym czytelnika, można go więc nazwać towarzysko-analogowym”2. To oznacza, że kupuje jeden, a czyta dziesięcioro. Cieszyć się, czy płakać? Bo zgodnie z rozumowaniem krytyków systemu wypożyczeń, tych dziewięciu, którzy nie kupili, też powinno płacić tantiemy. Określenie „towarzysko-analogowy” budzi jeszcze inne skojarzenia: polecamy się (i nagradzamy!) w doborowym kręgu znajomych, mamy też często egzemplarze w ramach promocji, faktycznie nieprocentujące tantiemami dla autora, ale może obiecujące inne profity, nie mnie osądzać, nie ma i nie będzie danych.
Jedna z koleżanek wydawczyń publicznie wyznała, że nie stać jej na zbyt częste wydawanie polskiej literatury. Dlaczego? Spróbujcie domyślić się sami. Podpowiem tylko, że rok temu – po przedstawieniu danych statystycznych w raporcie BN znalazło się zdanie: „Wygląda więc na to, że wydawnictwa w mniejszym stopniu niż w ostatnich kilku latach skłonne są publikować twórczość nowych polskich pisarzy”. W ostatnim natomiast w ogóle brak statystyki uwzględniającej podział na literaturę polską i tłumaczoną. Są, owszem, nazwiska tych, którzy się najlepiej sprzedają i najchętniej są wypożyczani. Co z innymi, niechodliwymi? Zakazać pisania?
2 https://www.bn.org.pl/download/ document/1712262172.pdf, s. 56.
(s. 19)