Panie Profesorze. Jest Pan prezesem obchodzącego właśnie dziewięćdziesięciolecie swojej działalności Towarzystwa Bibliofilów Polskich w Warszawie. Uściślijmy może, kogo Towarzystwo skupia? Czym jest bibliofilstwo? Sprawa wydaje się prosta: bibliofil to człowiek, który kocha książki i kolekcjonuje je. Ale czy taka definicja wystarczy? Zaczął Pan chyba od najtrudniejszego pytania. Odpowiedzi na nie można by poświęcić całe sympozjum. W środowisku polskich bibliofilów już od lat spieramy się o to, co oznacza ten termin. Nie mamy jeszcze ostatecznej, jednoznacznej odpowiedzi, prawdę mówiąc chyba nikt rozsądny takiej odpowiedzi nie oczekuje i wydaje mi się, że to bardzo dobrze. Na pewno bibliofil to ktoś, kto chce obcować z książkami, chce je mieć, chce je czytać. Ktoś, kto ceni sobie nie tylko sam tekst, który znajduje się w książkach, ich intelektualny czy słowny przekaz, ale również szatę graficzną, kształt, wszelkie walory estetyczne, takie jak piękna oprawa, ilustracja, typografia, jakość papieru i staranność wykonania. Na pewno ceni sobie rzadkość, poszukuje więc nie wydań masowych, ale tych unikatowych. Czy można więc powiedzieć, że każdy, kto kolekcjonuje piękne, rzadkie książki, jest bibliofilem? Jestem daleki od ograniczania pojęcia bibliofilstwa do zbierania. Nie jest w moim przekonaniu bibliofilem ktoś, kto kupuje i zbiera książki, wybiera egzemplarze drogie, ładnie wydane, dlatego, że ma takie możliwości finansowe, ale czyni to bez głębszej refleksji, na przykład dlatego, że takie lepiej prezentują się na półkach w gabinecie czy salonie. Ktoś, kto nie poszukuje i nie pogłębia wiedzy na ich temat. Natomiast bardzo chętnie widzimy w naszym gronie osoby, których może nie stać na zgromadzenie imponującej kolekcji, ale książkami się naprawdę interesują, badają ich historię, cenią ich walory estetyczne, rzadkość, proweniencję. Czyli zbieractwo jest tutaj okazją i pretekstem do samokształcenia? Oczywiście. Ja w ruchu bibliofilskim jestem już prawie 40 lat i stale się czegoś nowego uczę. Nie ma spotkania, prelekcji, wystawy czy jakiegokolwiek innego wydarzenia środowiskowego, na którym nie dowiedziałbym się czegoś nowego. I to właśnie jest moim zdaniem istotą bibliofilstwa. Zamiłowanie do kolekcjonowania rzeczy dawnych, rzadkich i pięknych nie powinno być ograniczone do ludzi dysponujących odpowiednimi pieniędzmi. Osobista zamożność nie powinna mieć w bibliofilstwie żadnego znaczenia, a już na pewno nie może być żadnym wyznacznikiem pozycji bibliofila w środowiskowej hierarchii. Z drugiej jednak strony trudno powiedzieć, że jest bibliofilem ktoś, kto kupuje książki dlatego, że są mu potrzebne do pracy albo bardzo lubi czytać i gromadzi mnóstwo paperbacków. Czym innym jest czytelnictwo książek, czym innym bibliofilstwo, choć jedno z drugim nie musi się kłócić. Bibliofilów jednak pasjonuje przede wszystkim to, co w wydawnictwach rzadkie, niecodzienne, niezwykłe, choć niekoniecznie drogie. Nasza pasja powinna być, w dobrym rozumieniu tego słowa, elitarna. Towarzystwo Bibliofilów Polskich w Warszawie, którego jest Pan prezesem, strzeże więc tej elitarności? Tak, choć powtarzam, elitarności dobrze rozumianej. Nie jest dla nas najważniejsze tworzenie zamkniętego kręgu, który nie dopuszcza do siebie nowych ludzi czy środowisk. Chodzi raczej o elitarność książki, którą się interesujemy i stosunku do niej. Gromadzimy tych, którzy cenią książki o niskim nakładzie, oryginalnej szacie graficznej i typograficznej, ludzi, których interesuje także proweniencja (wcześniejsze losy) poszczególnych egzemplarzy starych książek. Dla bibliofila cenna jest wiedza o tym, kim byli poprzedni właściciele egzemplarza z jego kolekcji, w jakich okolicznościach doszło do zmiany właściciela. Czasami losy książek potrafią układać się w niezwykłą opowieść, zważywszy również burzliwą historię naszego kraju. Każdy bibliofilkolekcjoner tworzy swój zbiór według pewnego klucza i poszukuje nie tylko samych druków, ale także wiedzy, która się z nimi wiąże. …