Z okładki spogląda Jadwiga. Książkę treścią wypełniła najbliższa osoba, wnuczka, czyli pani – Justyna Sobolewska, niezwykle podobna do babci. Jak długo dojrzewała w pani myśl, żeby opowiedzieć o niezwykle twórczej kobiecie? Długo zabierałam się do tej pracy. Właściwie gdyby nie pomysł wydawnictwa, to sama bym tego nie zrobiła. U nas w rodzinie Jadwiga była postacią bardziej poboczną. W centrum zainteresowania był Miron Białoszewski. Nie sądziłam, że ona jest tematem, a w dodatku trochę się bałam. Czego się pani bała? Bałam się powrotu do lat dziewięćdziesiątych, do wspomnień, do czasu jej choroby psychicznej w końcówce życia (zmarła w 1996). Dużo czasu spędzała w szpitalu psychiatrycznym na Nowowiejskiej. Kiedy wracała stamtąd, pomieszkiwałam z nią, zajmowałam się nią. A byłam młodą dziewczyną, która zupełnie nie rozumiała, co się dzieje, i nie radziła sobie z chorobą psychiczną. Jak większość opiekunów osób chorych psychicznie. To jest ogromne obciążenie. Tak. Pamiętam, że byłam naprawdę przerażona i trwałam w takim stanie aż do jej śmierci, która była właściwie bardzo ciężka i mroczna. Tak bardzo było to dla mnie trudne, że wyrzuciłam ten czas z pamięci. I musiało minąć prawie 30 lat, żebym odważyła się zajrzeć do tych wspomnień, skonfrontować się z przeszłością, z tym, co zapisywałam, i z jej pisaniem. Znalazłam jej zapiski z tego czasu i okazało się, że mimo choroby była bardzo twórcza, również w tym czasie. I zobaczyłam ją inaczej. Gdybym nie miała propozycji z wydawnictwa… Toby do tego nie doszło? Tobym się nie odważyła. Natomiast ponieważ był deadline, było zamówienie, podjęłam wyzwanie i okazało się, że to było mniej straszne, niż się spodziewałam. I to może był ukłon złożony babci? Absolutnie tak. Dużo rzeczy się wydarzyło w trakcie pisania. Po pierwsze poznałam ją. Bo znałam ją tylko jako babcię, a ona miała bardzo ciekawe życie, była zupełnie inną osobą jako młoda dziewczyna, przecież nie znałam jej wtedy. Na nowo odczytałam jej twórczość, którą zresztą znalazłam, bo bardzo wiele rzeczy nigdy się nie ukazało. Ona nie była wziętą pisarką, duża część jej twórczości leżała w domu, w teczkach. Pisanie pozbawiło mnie lęku, a jednocześnie było odkrywaniem fascynującej osoby. Zobaczyłam też, że była niesłychanie silną osobowością. I po pierwsze przewidywała przyszłość, to znaczy spodziewała się, że jej twórczość nie zniknie i że będzie kiedyś czas, kiedy jej historia, jej teksty będą czytane. Za życia nie miała zbyt wielu czytelników. I mimo braku powodzenia czuła się artystką i miała przekonanie, że jeszcze przyjdzie jej czas. Przecież była poetką, pisarką, przyjaciółką Mirona Białoszewskiego. W książce zaznacza pani rys charakterologiczny np. skłonność do małych oszustw, a zarazem jej wiarę i poczucie sprawiedliwości. Które cechy Jadwigi były ważne dla pani? Upór. Ona była niesłychanie uparta, dzięki …