Tytułowe określenie zrobiło karierę w światowej polityce. Funkcjonuje do dzisiaj w mowie potocznej, a niekiedy i w publicystyce jako symbol osoby lub osób wspomagających szkodliwe działania państw, grup społecznych lub jednostek w przekonaniu, że przyczyniają się do szerzenia dobra i postępu. Ale nie o polityce będzie ten felieton, lecz o ludziach pióra, i to bardzo znanych, wciągniętych z własnej woli w tryby propagandy. „Pożytecznych idiotów” (z rosyjskiego „poleznyj idiot”) zrodziła rewolucja bolszewicka w Rosji, której propaganda zaczadziła wielu zachodnich intelektualistów, w tym pisarzy oraz artystów wszelkiej maści. Wykorzystując narzędzia swojej pracy i twórczości, wychwalali na wszystkie strony sowiecką Rosję, a pod ich wpływem lewicowi aktywiści zakładali kółka marksistowskie oraz szerzyli hałaśliwe hasła w rodzaju „Ręce precz od Kraju Rad”. Pierwszym pisarzem, który rozpropagował komunistyczny przewrót Lenina i uczynił z niego wzór do naśladowania, był amerykański reporter John Reed, który w 1910 roku przyglądał się z bliska rewolucji meksykańskiej Pancho Villi i Emiliana Zapaty, nie kryjąc swojej sympatii dla ludowego zrywu. Reed, aktywny działacz amerykańskiej partii socjalistycznej, na wieść o wybuchu rewolucji lutowej w Rosji w roku 1917, pośpieszył przez Szwecję i Finlandię do Piotrogrodu, gdzie zbliżył się do kół rewolucyjnych różnych barw, aby po rewolucji październikowej związać się jednoznacznie z komunistami. Napisał i wydał w USA w roku 1919 głośną książkę pod efektownym tytułem „Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem”, sławiącą komunistyczną władzę. Napisana w konwencji reportażu książka Reeda jest na pozór bezstronną relacją z wydarzeń politycznych i faktów medialnych, jednak sympatyzowanie autora ze stroną rewolucyjną łatwo rzuca się w oczy. Specjalną przedmowę do tej publikacji napisał po angielsku sam Włodzimierz Lenin, bo przywódca bolszewików władał biegle kilkoma językami. Sam Reed, po powrocie do Ameryki, naraził się na zarzuty zdrady stanu i stanął przed sądem, ale adwokat wybronił go, mógł więc przystąpić do tworzenia struktur amerykańskiej partii komunistycznej. Psychologiczna atmosfera, w jakiej żył, była jednak ciężka, gdyż nawet koledzy socjaliści mieli do niego pretensję, że stał się narzędziem propagandowym w rękach Lenina, Trockiego i Zinowiewa. Zdecydował się więc na kolejną podróż do czerwonej Rosji w roku 1920, gdzie ukazało się właśnie rosyjskie tłumaczenie „Dziesięciu dni…” z przedmową Nadieżdy Krupskiej. Zmarł na tyfus w Moskwie w przeddzień swoich 33. urodzin w październiku tego samego roku. Komuniści pochowali go z honorami na cmentarzu dla zasłużonych przy murze kremlowskim. Dwie twarze Johna Reeda Przez długie lata ten amerykański pisarz był uznawany za bohatera Związku Radzieckiego. Jego książka miała wiele wydań zarówno w samym ZSRR, jak i w krajach satelickich (w Polsce w latach 1956- 1987 edytowano ją siedmiokrotnie), chociaż mało kto wiedział, że już pod koniec lat dwudziestych sowieccy cenzorzy na rozkaz Stalina usuwali z niej wszelkie wzmianki o Lwie Trockim, a po okresie wielkiej czystki w drugiej połowie lat trzydziestych – również o Zinowiewie, Kamieniewie i innych bolszewikach, którzy z biegiem lat stawali się coraz bardziej niewygodni dla „wodza”. Na początku lat osiemdziesiątych sławny i ceniony reżyser filmowy Sergiej Bondarczuk nakręcił w koprodukcji z Włochami i Meksykiem dwuczęściowy, kilkugodzinny fresk o Johnie Reedzie zatytułowany „Czerwone dzwony”. Część pierwsza pt. „Meksyk w ogniu” dotyczyła losów reportera podczas rewolucji meksykańskiej, a część druga – „Początek nowego świata” – jego spojrzenia na przewroty bolszewickie w Piotrogrodzie i w Moskwie. Tym razem Bondarczuk, laureat Oscara za „Wojnę i pokój”, nie popisał się. „Czerwone dzwony” okazały się nudnym filmowym „pasztetem”, o pasywnej akcji i patetycznym nastroju, któremu nie pomogła międzynarodowa obsada złożona po części z gwiazd jak Ursula Andress i Sydne Rome, a przede wszystkim Franco Nero, który najwyraźniej źle czuł się w mocno schematycznej roli Johna Reeda. O wiele lepiej wcielił się w tę postać Warren Beatty w wyreżyserowanym przez siebie dramacie „Czerwoni” (1981), …