– W pańskim gabinecie znajduje się bogata kolekcja szalików należących do rozmaitych drużyn piłkarskich. Przed naszym spotkaniem wysłuchałem dostępnej w internecie rozmowy z wydawcą Rafałem Czachorowskim. Podkreślał pan wtedy, że tym bardziej ceni pan jakiś konkretny szalik, im mniejszego klubu, z niższych lig rozgrywkowych jest symbolem. Zastanawiam się, czy na tej samej zasadzie zainteresowało pana mecenasowanie literaturze, a zwłaszcza opieka nad tak niszową dziedziną jak poezja. – Mój brat, Mariusz, jest poetą. Publikuje. Trudno się dziwić, że on stał się katalizatorem działania. Skąd akurat literatura? Mam wrażenie, że w Polsce słabnie czytelnictwo, co widzę nawet po własnym synu. Postanowiłem swoim impulsem przyczynić się do poprawy sytuacji. Zwłaszcza że ukształtowałem się mentalnie dzięki książkom. W pewnym okresie nie dawałem się oderwać od lektur i to bynajmniej nie tylko od beletrystyki. Książki uświadomiły mi, że na to samo zagadnienie możemy zawsze patrzeć z rozmaitych punktów widzenia. – Lecz poezja? – Sam nigdy nie znalazłem w sobie daru. Ani do jej tworzenia, ani nawet rozumienia w pełni. Lecz ze względów rodzinnych dostrzegam wagę poezji, stanąłem więc po jej stronie. – Literatura króluje u państwa w rodzinie. Zwłaszcza że brat cioteczny, Alek Rogoziński, to wszak autor poczytnych powieści kryminalno-rozrywkowych z podbiciem humorystycznym… – Alek to barwny chłopak, o tyle do mnie podobny, że obaj od dzieciństwa uwielbialiśmy czytać i interesowało nas wszystko wokół, a historia w szczególności. On połykał powieści Joanny Chmielewskiej, ja „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. Albo tomy Alistaira MacLeana. Stereotypowo. Co prawda rozmawiamy obecnie rzadko, każdy obraca się na co dzień w innym świecie. – Sienkiewicz już nie jest czytany stereotypowo jako autor młodzieżowych lektur. Biorą go do ręki raczej dorośli ceniący klasykę. – Ubolewam, bom Jagiełło... Sięgało się też po inne utwory z epoki, jak „Przyłbice i kaptury” Kazimierza Korkozowicza. W wieku młodzieżowym na topie był Zbigniew Nienacki, później literatura sensacyjna, fantastyka naukowa. Zostało mi to do dziś. Jako chłopak ganiałem na stadion warszawskiej Skry po książki z drugiego i trzeciego obiegu, dostępne tylko w kserowanych kopiach. – Fakt, z tego się narodził prywatny rynek. – Jeszcze jedno muszę koniecznie dodać. Cenię książki napisane bogatym językiem. Jak „Krzyżacy” właśnie. Może przytoczę dziwne zestawienie z Sienkiewiczem, ale lubię też „Raj utracony” Johna Miltona czy „Boską komedię” Dantego. Dzięki takim lekturom uczę się bogactwa językowego. No i satysfakcja, uzyskana dzięki obcowaniu z trudnym przekazem, okazuje się znacznie większa niż w przypadku tekstów językowo i tematycznie prostych. – Już trochę zaczynam rozumieć, skąd u właściciela …