Debiutowała pani w słynnej „owocowej serii”, w 2002 roku „Smakiem świeżych malin”. Od tego czasu wiele się zmieniło, przede wszystkim pani proza. Kiedyś pani książki były pełne pogody ducha. Najnowsza – „Ścianka działowa” jest refleksyjna… To nie było tak, że sobie powiedziałam „teraz to ja będę pisać dużo poważniej”. Po prostu przyszedł taki moment, że człowiek nie może pisać inaczej. Że już go sam śmiech nie bawi. Samego dołowania, pomyślałam sobie, też jest za dużo. Świat jaki jest, to wiemy, okropny. Bywają takie dni, że ja go nie akceptuję, nie lubię ludzkości, wściekam się wtedy i mówię, że „człowiekiem się tylko bywa”. Na ogół jesteśmy nieludzcy w swoich zachowaniach. Nie chciałabym porównywać nas do zwierząt, bo one nie są tak okrutne i bezduszne, jak ludzie. Ale takie książki, gdzie jest ogromny ból, ciągła niezgoda, wydaje mi się, że lepiej piszą ludzie młodzi. Taką książkę świetną napisałaby Dorota Masłowska, osoba, która nie musi dowcipkować tylko walnąć z grubej rury. Podoba mi się też twórczość Sławomira Shuty. Lubię jego książki. Natomiast sama wiedziałam, że wolę pisać coś á la czeski film. Śmiesznie, ale nie do końca. U Czechów tylko może większa jest zgoda na eksploatację zwierząt, a ja zwierzęta lubię. Mnie to szczególnie boli i taki mam punkt uwrażliwienia. Opisuje pani życie prostych ludzi z pozycji obserwatora życia. Czy wiedza psychologiczna, bowiem ukończyła pani Wydział Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego, przydaje się przy pisaniu książek o takich ludziach? Coś w tym jest. Sama byłam dzieckiem introwertycznym i jako introwertyk zagadywałam stres. Więcej mówiłam, żeby nie było ciszy. Wydaje mi się też, że introwertycy bardziej przyglądają się światu. Mają mniej znajomości, ale za to intensywniejszych. Z pojedynczych spotkań więcej wyciągają, bo nie są nastawieni na ciągłą rotację. W pani książce jest dużo odwołań do współczesnych wydarzeń. Czy sięga pani czasem po tabloidy? Nie, absolutnie nie. Czasem jak jadę w podróż to czytam „Party”, żeby się pośmiać, żeby odreagować. Natomiast dla samej siebie zupełnie nie kupuję. Był taki czas, że zaglądałam na portal Pudelek.pl. Przeraziło mnie, jaka straszna jest agresja. Że wcale nie chodzi o to, że wyszydzani są ludzie noszący futra, wcale nam nie zależy na zwierzętach, tylko wyszydzani są ludzie, którzy są na szczycie. W pewnym momencie zamieszczono tam zdjęcie Anny Nicole Smith po śmierci i powiedziałam sobie „dosyć”. Przekroczono pewną granicę. Potem jeszcze pojechano po …