Jak wynika z „Dobrego Stalina” – rozpoczęcie przez pana kariery literackiej w końcu lat 70., gdy opublikowany został w samizdacie almanach „Metropol”, równało się zakończeniu kariery dyplomatycznej pańskiego ojca. A pan objawił się jako twórca obrazoburczych, drastycznych tekstów, wcale nie przyjmowanych entuzjastycznie. Pierwszym człowiekiem, który je zaakceptował i pochwalił był Wasilij Aksionow. Dla wielu innych, także moich przyjaciół, stanowiły one szok. Pamiętam jak dałem Belli Achmadulinie do przeczytania swoje opowiadanie „Papużka”. Za dwa dni oddał mi je jej mąż. Pytam się go: „I jak? Przeczytała?”. „Nawet jej nie pokazałem – odpowiedział. – Gdyby to opowiadanie przeczytała, byłby to koniec naszej przyjaźni”. A teraz moja „Papużka” czy inne opowiadania z „Życia z idiotą” uważa się za klasykę. Sądząc po tym, co przeczytałem, nie przepadał pan za Josifem Brodskim i, zdaje się, wzajemnie. To był mądry i bardzo utalentowany człowiek, ale niezwykle arogancki. Napisałem o nim esej „Geniusz i małe złodziejstwa”, po którym w Rosji wybuchł potworny skandal. O co ma pan do Brodskiego pretensje? Literatura to jest mądra gra, a on tego nie pojmował. Nie dziwię się szestidiesiatnikom bo nie byli za mądrzy, ale on był generałem od literatury i powinien to wiedzieć. Literatura nie może być w stu procentach poważna, a duszą jej winien być – jak powiadam – buddyzm. Tymczasem Brodski był typem depresyjnym, codziennie patrzącym w lustro czy przypadkiem nie jest chory, nie stary... Nic w tym nie było żywego, energetycznego. A kto w ogóle tak w Rosji pisał? Chyba tylko Danił Charms, ale jego gra była grą tragiczną. Poza wszelką konkurencją jest Szałamow, bo był pierwszym, który w Rosji powiedział „nie” temu humanizmowi, który proklamował w literaturze Tołstoj i Dostojewski. A Szałamow pisał: „Nie, kochani. To taka literatura przywiodła nas aż do rewolucji”. W pełni miał rację, co nie znaczy, że Dostojewski pospołu z Tołstojem byli niedobrymi pisarzami, ale koniecznie chcieli być nauczycielami życia. Z tego wyzwolił się dopiero postmodernizm. To od Pielewina, Sorokina i ode mnie zaczęła się w Rosji literatura będąca od początku do końca grą. Śmieszną i straszną zarazem. Pańskie spojrzenie na literaturę rosyjską jest niesłychanie krytyczne… Skandaliczne. To pan powiedział. Niemniej kogo by nie wymienić, zdążył się już pan po nim „przejechać”, Może Czechowa trochę pan oszczędził? Jego wszyscy lubią, bo to był pisarz transparentny, ale też nie buddysta. Tam u niego też na okrągło depresja, a czytać tego dzisiaj – nie da się. O Bułhakowie, nie wiadomo dlaczego tak kochanym przez Polaków, też napisałem kilka słów prawdy, po czym Andrzej Drawicz nie chciał ze mną rozmawiać. Pewne sprawy trzeba jednak stawiać jednoznacznie. Pisarz musi mieć świadomość, że jest instrumentem witalności. Dlatego tak ważny dla Rosji był młody Gorki, który miał w sobie śmiałość, podczas gdy jego rówieśnicy tylko płakali, że carat koszmarny, opozycji nie mamy, demokracji tym bardziej... Literatura nie może być odzwierciedleniem polityki, w żadnym wypadku. Traktować winna o śmierci, Bogu i problemach prywatnych. Tak uważam. Czyli co z tradycji literackiej pan by zachował, oprócz Szałamowa i młodego Gorkiego? Ależ wszystko. Trzeba tylko wiedzieć, jak co jeść. A ja wiem, bo przypomnę, że zanim stałem się dysydentem i skandalizującym prozaikiem, zajmowałem się historią literatury, broniąc doktorat z Dostojewskiego i francuskich egzystencjalistów. Ale z całej literatury rosyjskiej najbliższy mi jest, niczym starszy brat, Puszkin. To był skandalista całą gębą! Robił większe skandale niż pan z Sorokinem i Pielewinem? Sądząc po tym, co parę lat temu wypisywano o was w rosyjskiej prasie, nie tylko literackiej, to chyba niemożliwe. Ludzie na Kremlu bardzo nas nie lubili, w końcu jednak zrozumieli, że to my trzymamy dziś rząd dusz w literaturze i inni podążają naszym śladem. Przełknęli więc gorzką pigułkę, bo musieli. Co do nas, to każdy ma – jak w lesie – swoją polanę i dlatego nie kłocimy się. Sorokin jest genialnym imitatorem stylu, Pielewin bezkonkurencyjnie robi z mitów ludzi i na odwrót. A ja piszę swoje... Ale lata lecą, niedawno obchodził pan 60. urodziny. Może pora ustatkować się, także literacko. Żyją jeszcze moi rodzice, a to znaczy, że wciąż jestem dzieckiem. A po drugie, artystyczną ikoną był zawsze dla mnie Picasso. Nigdy nie nudził się tym, co robił, podobnie jak ja. Może mi się to udaje dlatego, że pisząc utrzymuję się na …