Poniedziałek, 8 marca 2010
List otwarty Piotra Marciszuka, prezesa PIK
CzasopismoBiblioteka Analiz
Tekst pochodzi z numeru269
No i stało się. Ku memu ogromnemu zdziwieniu stanęliśmy z panem Łukaszem Gołębiewskim po dwóch stronach barykady. Zdziwieniu, bo obydwaj stoimy na gruncie ochrony twórczości prawem autorskim. Tym większemu zdziwieniu, że to pan Łukasz broni tezy o bardzo rychłej śmierci książki wydawanej na papierze (ma ona umrzeć, gdy tylko czytniki elektroniczne będą kosztowały złotówkę) i – paradoksalnie – broni teraz książki papierowej tak zaciekle, jak gdyby przyszłość elektroniczna nigdy nie miała nadejść. Ja uważam inaczej – jestem głęboko przekonany, że resztę swego życia zawodowego poświęconego książce spędzę produkując i sprzedając książki w wersji papierowej – stale jednak poszerzając margines ich elektronicznych wersji. Dlatego jako prezes PIK zmierzam w dwóch kierunkach – po pierwsze, by unowocześnić rynek książki tradycyjnej (głównie poprzez stworzenie systemu pełnej informacji o książce dostępnej na rynku) i zbliżyć się do standardów rynku niemieckiego czy francuskiego; po drugie, by zapewnić wydawcom możliwość sprzedaży książek w wersji elektronicznej na wiele sposobów, nie dopuszczając do monopolizacji rynku przez kogokolwiek. Warto przy tym pamiętać, że działamy w konkretnych realiach rynku książki w Europie i na świecie i że jesteśmy członkami Unii Europejskiej. Może to dziwne przypominać tak podstawowe fakty w 2010 roku, ale gdy czytam tekst Łukasza Gołębiewskiego z Biblioteki Analiz nr 267 („Chcemy gwarancji bezpieczeństwa”), to mam wrażenie, że funkcjonujemy poza tymi realiami. Warto np. przypomnieć, iż istnieje firma Google, która nie tylko digitalizuje książki, ale i je sprzedaje w postaci elektronicznej, że istnieje firma Amazon, która głównie to robi i że wydawcy dobrowolnie przekazują tym firmom elektroniczne wersje swych książek. Istnieje też piractwo i wiele książek chronionych prawem autorskim dostępnych jest w sieci całkowicie za darmo – oczywiście nielegalnie. Firmy Google i Amazon zabezpieczają elektroniczne wersje książek systemem DRM, ale wersje pirackie mimo to istnieją. I mimo to wydawcy przekazują nadal tym firmom swe książki. Nigdy nie słyszałem, by jakikolwiek wydawca ubezpieczał się w Google lub w Amazonie na wypadek „przecieku” (jeśli się mylę, proszę o sprostowanie). Jest też Unia Europejska, której prawo jest nadrzędne wobec prawa krajów członkowskich. Gdy pisałem listy do ministra kultury upominając się o zniesienie Funduszu tzw. „martwej ręki”, wprowadzenia w życie dyrektywy Public Lending Right, zmniejszenia liczby egzemplarzy obowiązkowych, zmniejszenia zakresu tzw. dozwolonego użytku, w wyniku którego (wskutek nielegalnego kopiowania) wydawcy tracą mnóstwo pieniędzy, to powoływałem się na prawo europejskie i na prawo polskich wydawców do równego traktowania z wydawcami europejskimi. W Unii Europejskiej (zarówno w Komisji, jak i w Parlamencie) istnieje bardzo silna tendencja do zezwolenia na udostępnianie za darmo w Internecie w jak najszerszym zakresie treści chronionych prawem autorskim w postaci elektronicznej. To postulat polityczny, wynikający z nacisku użytkowników – czyli wyborców, i to masowych wyborców. Powstał projekt Europeana, konkurencyjny wobec projektu Google Library Project, polegający na digitalizacji treści Bibliotek Narodowych krajów członkowskich. O wieku XX i XXI, czyli o książkach chronionych prawem autorskim, mówi się tam jako o „czarnej dziurze”, którą jak najszybciej trzeba wypełnić. Odbiorca – masowy odbiorca – ma prawo do dostępu do treści kulturowych, nie wychodząc z domu. Wzorem Google komisarze europejscy nawołują do digitalizacji i udostępnienia za darmo w Internecie przynajmniej tzw. dzieł osieroconych, czyli dzieł, których posiadaczy praw nie można odnaleźć. Wydawcy skupieni w Federation of European Publishers bronią z całej mocy ochrony prawa autorskiego i walczą o bardzo ścisłe definiowanie dzieła osieroconego, by nie uznać za nie każdego dzieła, o którym nie ma podstawowych informacji co do posiadaczy praw autorskich. W ten sposób katalogi dzieł dostępnych na rynku (in-print), z pełną informacją o posiadaczach praw autorskich stają się jedną z ważniejszych metod obrony przed zbyt pośpiesznym udostępnieniem dzieła za darmo w Internecie. To samo dotyczy dyrektywy Public Lending Right – jeśli nie będzie informacji o posiadaczach …
Wyświetlono 25% materiału - 601 słów. Całość materiału zawiera 2407 słów
Pełny materiał objęty płatnym dostępem
Wybierz odpowiadającą Tobie formę dostępu:
1A. Dostęp czasowy 15 minut
Szybkie płatności przez internet
Aby otrzymać dostęp kliknij w przycisk poniżej i wykup produkt dostępu czasowego dla Twojego konta (możesz się zalogować lub zarejestrować).
Koszt 9 zł netto. Dostęp czasowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Czas dostępu będzie odliczany od momentu wejścia na stronę płatnego artykułu. Dostęp czasowy wymaga konta w serwisie i logowania.
1B. Dostęp czasowy 15 minut
Płatność za pośrednictwem usługi SMS
Aby otrzymać kod dostępu, należy wysłać SMS o treści koddm1 pod numer: 79880. Otrzymany kod zwotny wpisz w pole poniżej.
Opłata za SMS wynosi 9.00 zł netto (10.98 PLN brutto) i pozwala na dostęp przez 15 minut (bądź do czasu zamknięcia okna przeglądarki). Przeglądarka musi mieć włączoną obsługę plików "Cookie".
2. Dostęp terminowy
Szybkie płatności przez internet
Dostęp terminowy zostanie przyznany z chwilą zaksięgowania wpłaty - w tym momencie zostanie wysłana odpowiednia wiadomość e-mail na wskazany przy zakupie adres e-mail. Dostęp terminowy wymaga konta w serwisie i logowania.
3. Abonenci Biblioteki analiz Sp. z o.o.
Jeśli jesteś już prenumeratorem dwutygodnika Biblioteka Analiz lub masz wykupiony dostęp terminowy.
Zaloguj się