Dwadzieścia lat temu w Poznaniu odbyły się pierwsze Spotkania z Książką dla Dzieci i Młodzieży. Jakie są pańskie refleksje związane z tą rocznicą? Mam wielki sentyment do Poznańskich Spotkań. A jeszcze większy do pomysłodawczyni i wieloletniej organizatorki tej imprezy. Olcha Sikorska – spiritus movens wielu innych jeszcze wydarzeń związanych z książką dziecięcą – odwiedziła mnie w Ministerstwie Kultury na samym początku roku 2002, chcąc pozyskać wsparcie resortu dla nowych na rynku książki targów. Obserwowałem z życzliwością rozwój imprezy, której od 2005 roku, gdy objąłem prezesurę PTWK, stałem się współorganizatorem. Od tego momentu miejsce życzliwości zajęła troska o możliwie najwyższy poziom imprezy, o zainteresowanie władz wojewódzkich i miejskich, o udział coraz to najliczniejszej grupy ważnych wydawców. Dbaliśmy o promocję Spotkań, o bogaty program towarzyszący, by nikt nie mógł powiedzieć, że to jeden z wielu kiermaszów książek, jakie się w Polsce odbywają. Wielką zasługą komisarza tego przedsięwzięcia – Olchy Sikorskiej – było to, że od samego początku nacisk był położony na równowagę między słowem i ilustracją, czasem może nawet ilustracja górowała. Polska była w 2003 roku Gościem Honorowym 40. Międzynarodowych Targów Książki Dziecięcej w Bolonii. Przygotowywałem nasze narodowe wystąpienie, więc już rok wcześniej prowadziłem rozmowy z organizatorami tej wielkiej imprezy, zwiedzałem całą bolońską ekspozycję i... zazdrościłem. Marzeniem Olchy Sikorskiej i całego naszego Towarzystwa było doprowadzenie Poznańskich Spotkań do takiej rangi, byśmy mogli choćby na roboczo nazywać się „małą Bolonią”. Myślę, że byliśmy na dobrej drodze ku temu. Udało się przekonać władze Poznania, by od pewnego momentu uczestnikami Spotkań byli wydawcy z Miast Partnerskich Poznania. Zaproszenia chętnie przyjęli wydawcy ze słowackiego Brna, węgierskiego Győr, niemieckiego Hannoveru i ukraińskiego Charkowa. Po wymienieniu nazwy tego miasta trudno na moment nie zamilknąć i nie zadumać się. Jaki los jest teraz doświadczeniem naszych Przyjaciół? Jakie okropności przeżywają w tych dniach? Dla mnie Charków to ważne miasto, tam podczas ucieczki przed skutkami rewolucji – w czerwcu 1919 – zmarła i została pochowania moja prababcia. Wśród wielu dramatycznych informacji z Ukrainy znalazła się i ta, że agresor kilka dni temu, burząc i bombardując na oślep to miasto, zniszczył także stary zabytkowy cmentarz, może właśnie ten z grobem prababki? Dodam jeszcze, że owdowiały pradziad, kilka tygodni później, wraz z córką i jej rodziną, zaokrętował się w Sewastopolu na statek „Mieczta”, czyli „Marzenie”, którym dostał się do Rumunii, skąd dotarł do Polski. …